Patrz tylko na mnie 10

Andriei miał wieczorem wywiad od którego wiele zależało, w amerykańskiej telewizji, ze słynną dziennikarką Ofrą. Nie osiągnął jeszcze w USA takiej popularności jak w Europie i Azji, wspinanie się na szczyt wymagało czasu i odpowiedniej reklamy. Program był bardzo popularny i emitowany w najlepszym czasie antenowym.  Sam talent nie wystarczał, choć jego umiejętności zadziwiały trenerów wokalnych na całym świecie, a zauroczona publiczność tłumnie przybywała na koncerty. Nazywano go CUDEM, Darem Od Boga. Nie lubił tych określeń. Na wszystko co potrafił harował odkąd nauczył się mówić. Ludzie jednak woleli wierzyć w mity – pojawił się znikąd, poszedł na przesłuchanie do międzynarodowego konkursu wokalnego, wziął do ręki mikrofon i uwiódł sędziów swoim głosem. Bzdury. Mimo młodego wieku był profesjonalistą w każdym calu. Jeśli ktoś zaczynał jako pięciolatek, w wieku lat dwudziestu sześciu zostawał weteranem.

Zoja, która doskonale znała słabostki brata, postanowiła, tym razem, wykorzystać obsesję na punkcie wyglądu. Kiedy dorastał przez jakiś czas miał paskudne pryszcze, a rówieśnicy, zazdrośni o sukcesy, strasznie z niego kpili. Już wtedy często występował na scenie i przewrażliwiony, jak każdy nastolatek, strasznie się wstydził swojej twarzy. Od dziecka był osobą medialną, każdy jego krok pilnie śledzono, fotografowano oraz komentowano. Niejednokrotnie widziała jak płakał w swoim pokoju i targał gazety. Wtedy zaczął niesamowicie o siebie dbać, nie tylko twarz, ale również ubranie i włosy musiały być idealne. Regularnie chodził na basen i ćwiczył sztuki walki, dzięki czemu sylwetka znacznie się poprawiła i z tyczkowatego chłopca przekształcił się w ładnie zbudowanego mężczyznę. Problemy ze skórą szybko zniknęły, ale kompleksy zostały na zawsze mimo, że kilkakrotnie gazety w swoich corocznych rankingach uznały go za jednego z najprzystojniejszych mężczyzn na świecie. Dziewczyna miała dużo wolnego czasu, bo teksty nie były jeszcze gotowe, dlatego często myszkowała po domu Adama. Nikt, no może poza Celiną, ale o tym nie miała pojęcia, nie zwracał na nią uwagi. Dzięki temu mogła niepostrzeżenie dokonać kilku zmian w łazienkach obu panów.

Andriei od rana się szykował, pierwsze wrażenie można było zrobić tylko raz, a jemu bardzo zależało, aby było jak najlepsze. Wiedział jak kręci się show biznes. Nie wystarczały same umiejętności, należało jeszcze je dobrze opakować i sprzedać. Po dwóch godzinach uznał, że właściwie był gotowy. W studiu oczywiście zajmą się nim profesjonaliści, ale to nie znaczyło, że mógł się tam pokazać jak ostatnia sierota. Zostały mu jeszcze włosy, jak każdego dnia walczył z nimi przy pomocy prostownicy. Kiedy sięgnął po lakier, który utrzymałby je na miejscu do wieczora, okazało się, że zniknął. Kamień w wodę. Do jego apartamentu wchodził jedynie Adam oraz sprzątaczka, postanowił więc spytać go o zgubę. Już z daleka słyszał jak sprzecza się ze swoim redaktorką. Pokręcił głową. Znając skłonność do migania się od pracy pisarzyny, to musiała być niespotykanie cierpliwa kobieta. Tym razem chyba jednak wyszła z siebie.
– Ty synu ślimaka i leniwca, zacznij w końcu napieprzać w klawiaturę!
– Nie przesadzaj kobieto, mam jeszcze trzy dni.
– Czy zgniją ci paluchy jeśli oddasz tekst trochę wcześniej i będę mieć więcej czasu na poprawę?
– Co się żyłujesz? Taki artykulik poprawisz w dwie godziny.
– Zawsze się spóźniasz gnido! Nie będę cię znowu niańczyć i błagać drukarni o zwłokę! Myślisz, że ja nie mam prywatnego życia?!
– Chodzisz z kotami na randki? Tworzycie kudłaty trójkącik?
– Bardzo śmieszne! Będę tam jutro i biada ci, jeśli nie zobaczę gotowego tekstu!
Andiei nawet z odległości kilku kroków usłyszał jej wściekły wrzask. Grafoman sobie znowu nagrabił i miał przechlapane. Nigdy nie wiedział, kiedy się zamknąć. Gdy wszedł do jego gabinetu nie wyglądał jednak na zmartwionego. Spokojnie siedział przy biurku i przeglądał strony z najnowszymi gejowskimi serialami, zamiast zająć się pracą.
– Kup jej coś ładnego i przeproś. Będziesz miał o wiele łatwiejsze życie jeśli przyswoisz kilka zasad dobrego wychowania.
– Dziękuję mamo. – Pokazał czubek języka. Kto niby prosił tego szywniaka by się wtrącał w jego sprawy? Nikt nie lubił nieproszonych gości, a ten jeszcze się wymądrzał.
Ee.. – Andriei miał powiedzieć coś super elokwentnego, co posłałoby pisarzynę na kolana, ale niespodziewanie się zapowietrzył. Cała jego uwaga spoczęła na kształtnych ustach, teraz zwilżonych i zapraszająco rozchylonych. Nie miał pojęcia, dlaczego tak gwałtownie reagował na najdrobniejszy gest. Nie wiedział dlaczego właściwie się wtrącał. Znał wielu atrakcyjniejszych, milszych, bardziej przystępnych, seksowniejszych. Seksowniejszych?? Dlaczego u licha myślał w ten sposób o mężczyźnie? Poczerwieniał. Co się z nim działo? Jeśli porównałby tego faceta z Katią, przegrywał na starcie. Czy aby na pewno przegrywał?
Źle się czujesz? – Adam zaniepokoił się dziwną miną i długim milczeniem piosenkarza. Może jednak powinien zabrać go do lekarza? Chyba miał gorączkę.
Wszystko w porządku. Szukam lakieru do włosów.
– Nie brałem, ale Huana rano sprzątała. Mogła pomieszać kosmetyki.
Obaj panowie udali się do łazienki. Mimo skrupulatnych poszukiwań, niestety nie znaleźli zguby. Za to w szafce, o dziwo na samym przedzie, stał rzadko używany lakier Adama.
– Mogę? Co to za marka?
– Nie wiem, kupiłem na Hallowen. Jeni usiłowała zrobić ze mnie rockmana, ale słabo wyszło. Wyglądałem jak zombi w którego strzelił piorun.
– Nawet ładnie pachnie. – Andriei nie lubił używać nieznanych mu produktów. Niestety była naprawdę paskudna pagoda, a w wiadomościach zapowiadali jeszcze gorszą na popołudnie. Wiał silny wiatr, deszcz od dobrej godziny bębnił po szybach. Wilgoć była jego wrogiem. Jeśli wyszedłby w takim stanie na zewnątrz na głowie miałby po kwadransie, skłębioną masę, składającą się ze znienawidzonych sprężynek. Jako dziesięciolatek śpiewał w chórze, ze względu na wysoki głos przydzielono go do żeńskiej sekcji. Ubrany w długą tunikę, jak wszystkie dziewczęta, stał w ostatnim rzędzie. Chłopcy z klasy drwili z niego niemiłosiernie skandując, za każdym razem jak go spotkali z dala od czujnego wzroku profesorki, której był pupilem – ,, na głowie loczki, ładna sukienka, fajna z ciebie panienka”. Teraz starłby im te uśmieszki przy pomocy pięści. Zresztą kto odważyłby się zadrzeć z Aniołem, któremu sam prezydent wielokrotnie ściskał dłonie? Dawni wrogowie kłaniali mu się z daleka z przylepionymi do twarzy, nieszczerymi uśmiechami. Wtedy, całe wieki temu, był chudym, nadwrażliwym dzieckiem, które każdą krytyczną uwagę, w zaciszu swojego pokoju, oblewało łzami. Na pozór dumny i nieprzystępny, izolowany przez rodziców od zwyczajnych dzieci, stawał się zupełnie bezbronny, wobec ich zaczepek. Teraz doskonale rozumiał, że sam ich swoją postawą prowokował, wtedy jednak nie miał o tym pojęcia i nikogo, kto by mu wytłumaczył ich zachowanie. A im milsze były dla niego koleżanki z chóru, zafascynowane jego pięknym głosem, manierami i wielkimi, czarnymi oczami, tym wredniejsi robili się koledzy. Musiał poradzić sobie sam, bo jak stwierdziła matka, kiedy raz próbował szukać u niej pomocy, był mężczyzną, Demkowiczem, a jako taki nie miał prawa skamleć. Od tego czasu upłynęło wiele lat. Jednak, mimo ogromu sukcesów, całkowitej metamorfozy i statusu międzynarodowej gwiazdy, ten mały, wystraszony, samotny chłopiec, ukryty gdzieś głęboko w środku, żył w nim do dzisiaj.
– Siadaj, zrobię cię na bóstwo. – Adam natychmiast wyczuł zmianę nastroju. Twarz Demkowicza była niczym obraz utalentowanego artysty, każda najmniejsza emocja zostawiała na niej ślad. – Martwisz się wywiadem? Nie ma czym. Ofra jest całkiem miła. Dla ciebie to powinna być bułka z masłem. – Stanął za oparciem krzesła i z przyjemnością przeczesał palcami czarne kosmyki.
– Uważaj co robisz.
– Nie ufasz w moim zdolnością fryzjerskim?
– Jakoś nie bardzo. – Popatrzył wymownie na długie włosy pisarza, upięte w luźny kok tak, aby nie przeszkadzały w pracy, tym razem podtrzymywane ołówkiem z różowym pomponikiem. Czy on wiedział co to moda?
– Człowieku małej wiary- zachichotał. Z przyjemnością zobaczył jak rysy twarzy mężczyzny zaczynają się rozluźniać, a czarne oczy odzyskują blask. Jak wiele musiał przejść chłopak z maleńkiego, nikomu nieznanego kraju, żeby wspiąć się na artystyczny Olimp? Często za jego gwiazdorskimi manierami, denerwującą pewnością siebie, dostrzegał zmęczenie, strach i samotność. Doskonale pamiętał jak się czuł, kiedy po raz pierwszy sam przybył do L.A. i nie znał tam nikogo.
– Pośpiesz się. Kobieta uległa powinna sprawnie spełniać wszystkie zachcianki. – Andriei czuł, że spaceruje po cienkiej linie, ale nie potrafił się powstrzymać.
–  Nie masz zamiaru tego zapomnieć, co? Tak mi się tylko wymsknęło.
– Często coś ci się wymyka. – Popatrzył na spraną, przyciasną koszulkę Adama, która podjechała do góry, kiedy podniósł ręce, ukazując całkiem smakowity brzuch.
– Gdzie się gapisz? Czy ty się właśnie oblizałeś?
– No coś ty! Po co niby miałbym ci się przyglądać? – Zaprotestował gwałtownie. Zbyt gwałtownie.
– Ty mi powiedz. – Wziął do ręki spray i mocno nacisnął. Natychmiast zaliczył całkowity opad szczęki, kiedy zobaczył efekty swojej pracy. Zamiast bezbarwnego lakieru, pokrył włosy piosenkarza dającą po oczach, lśniącą mgiełką, na którą składały się barwne, połyskujące brylanciki i coś jakby gwiezdny pył. – O matko z córką!
– Zaraz zobaczysz nie tylko matkę z córką, ale wszystkich swoich przodków! – Oczy mężczyzny stały się niemal okrągłe.
– Ale… No..- Adam wziął kilka głębokich, teoretycznie uspokajających oddechów. Może powinni iść do jakiejś świątyni odczynić uroki?
– Przestań się jąkać, pomóż mi to zmyć idioto!
– Nie denerwuj się, zdążysz. Nawet nie wiedziałem, że mam coś takiego w łazience. Pewnie Jenny się gdzieś stroiła i zapomniała.
– Potem cię zabiję. Usuń to natychmiast!
– Przysuń się z krzesłem do umywalki. Przechyl mocniej głowę do tyłu.
– Nie waż się zostawić ani jednego, zaplutego brylancika.
– Dobra, dobra… Bądź grzeczny, a ja się rozprawię z tym świństwem…- Wtarł we włosy pierwszą warstwę szamponu. Wyczuł, jak bardzo spięty i zdenerwowany jest Andriei. Prawdę mówiąc przystrojony jak bożonarodzeniowa choinka też był całkiem słodki. Nawet jeśli poszedłby tak do studia, co najwyżej uznaliby to za modową fanaberię genialnego muzyka. Pewnie nawet znalazłby naśladowców.
– Dokładnie! – Na nieszczęście Adama, miał na wprost duże, dobrze oświetlone lustro. – W lewo. Tam na dole. Zostawiłeś nad uchem..- Marudził i komenderował, aż został pacnięty w nos.
– Kiedyś stres cię zabije, piękny. – Przypomniał sobie sesje z psychologiem na które przez wiele lat po wypadku uczęszczał, bo nocne koszmary niemal zupełnie pozbawiły go snu. Postanowił wykorzystać kilka trików. Otworzył szeroko okno znajdujące sie nad wanną. Jego palce zaczęły miękko przesuwać się po mokrych kosmykach. – Słyszysz ocean? Uwielbiam go. Zawsze marzyłem, by stać się kormoranem, szybować nad bezkresnymi wodami wolny i beztroski, całkowicie poddać się wiatrom. Wiesz, że potrafią latać całymi godzinami bez odpoczynku?
– Mhm… – Dłonie mężczyzny, a może to jego głos lub subtelny zapach skóry, były hipnotyzujące.  Napięte wcześniej ciało zwiotczało. Stawało się coraz cieplejsze, uległe, płynne niczym wosk. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął cicho nucić.
– Patrzyłbym z góry na ziemię, a ludzkie sprawy przestałyby mnie obchodzić. Wieczorem kołysałyby mnie fale, wstawałbym ze słońcem.
– Yhy…- Czuł jego usta tak blisko. Słodki oddech owiewał mokre czoło. Serce przyspieszyło. Gorąco zaczęło przesuwać się coraz niżej i niżej. Opuszki palców wyczarowywały strumienie gorącej lawy. Biegnąc w dół zbierała się z początku małe, nieśmiałe potoki, które szybko przeistoczyły się w rwące, wzburzone rzeki, które wprawiły w drżenie całe, oszołomione ciało.
– Jeszce raz i powinno być dobrze. – Adam zadowolony, że mężczyzna umilkł i przestał na niego naskakiwać, podwoił swoje wysiłki. Gdyby nie był tak zmartwiony i przejęty swoim zadaniem, pewnie już dawno zauważyłby, co się dzieje z jego ofiarą. – Próbowałeś kiedyś pływać nago? Musisz spróbować, to strasznie przyjemne. Mieszkamy na odludziu, więc masz okazję. Powinieneś nauczyć się odpoczywać. – Wyczuł kilka, mocno przyklejonych diamencików, których wcześniej nie zauważył. Nacisnął nieco mocniej wrażliwe punkty za uszami.
– Och… – To było jak wszechogarniające tornado. Niemożliwe. Niemożliwe. On nie był TAKI! Z trudnością złapał oddech. Niespodziewanie usiadł prosto, umykając spod wpływu magicznych palców. – Musisz przestać! Natychmiast!
– Ale co się sta…- Spojrzał w dół, na ociekającego wodą mężczyznę, bo prysznic wymknął mu się z rąk. Zobaczył jak zażenowany do granic możliwości zaciska uda, nieudolnie próbując zapanować nad niesfornym ciałem.
– Zni… Zniknij! – W umyśle Andrieia panował kompletny zamęt. Myśli pojawiały się i umykały z prędkością światła zanim umysł zdążył je zanotować. Jak to się stało?
– Chyba się nie doceniłem. – Posłał zszokowanemu mężczyźnie, zasłaniającemu jedną ręką twarz, a druga coś zupełnie innego, szelmowski uśmiech. – Myślę, że z resztą, sam sobie dasz radę. – Rzucił mu duży, kąpielowy ręcznik i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Przyłożył czoło do chłodnej ściany korytarza. Daleko mu było do spokoju jaki zaprezentował przed Demkowiczem. Tak naprawdę miał wielką ochotę zostać i pomóc mu w problemie. Nie sądził jednak, by zostało to dobrze przyjęte. Sam był zaskoczony jak nigdy w życiu. Czyżby piękny zamiast księżniczki potrzebował jednak księcia?
– To się nie dzieje naprawdę! – Usłyszał jeszcze przez drzwi. – Może w tym lakierze oprócz ohydnych cekinów było coś jeszcze?
– Taa.. Jasne… – Mruknął do siebie i ruszył do sypialni, gdzie na łóżku rezydował Pan Pies. Przegonił drania, który z obrażonym pyskiem zwinął się na dywanie. Nikt nie oszuka człowieka tak skutecznie jak on sam. Adamowi wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Niektóre, dziwne zachowania mężczyzny, stały się jasne. Obawiał się jednak, że piosenkarzowi dojście do właściwych wniosków zabierze jeszcze trochę czasu. Taki męski mężczyzna, jak sam siebie określał, nie tak łatwo pogodzi się z rolą, jaką narzuciła mu sama natura. Mógł próbować ukrywać swoje uczucia, ale z takim piekielnym temperamentem nie sądził, by się to długo udawało.

***

Andriei całą drogę do L.A zachodził w głowę, co się właściwie wydarzyło. Wywiad z Ofrą, dryfował gdzieś, na obrzeżach świadomości. Kogo obchodziły jakieś durne pytania i mizdrzenie się do kamery? Chyba po raz pierwszy w życiu odsunął swoją karierę na dalszy plan. Nawet nie wiedział, kiedy znalazł się w studiu. Personel chodził wokół niego na palcach, plotki o perfekcjonizmie już dawno tutaj dotarły. Zwłaszcza młodej wizażystce, trzęsły się ręce, kiedy robiła mu delikatny makijaż. Siedział cichy, zamyślony, kompletnie nie zwracając uwagi na otoczenie.

Jakim cudem stał się gejem? Jako dziewiętnastolatek miał dziewczynę i przeżył swoją inicjację. Co prawda uniesieniom daleko było do tych opisywanych w książkach, ale przecież nie wszyscy mają takie same potrzeby w tym względzie. Wiele osób ciekawiło, dlaczego mając tyle chętnych fanek nie korzystał z życia. Jak sobie radził poza sceną z temperamentem? Dlaczego mężczyzna tak namiętny na scenie, poza nią był chłodny niczym lód? Uznawał podobne pytania za niesamowicie wścibskie i bezczelne. Nigdy się nad nimi nie zastanawiał bo i po co. Zresztą nie miał na to czasu. Najczęściej po dotarciu do łóżka zasypiał niemal natychmiast. Za czym tak gnał? Dlaczego praca pochłaniała go do tego stopnia, że właściwie nie miał prywatnego życia? Czego tak się obawiał, że nie chciał się zatrzymać? Miał uwierzyć, że ocknął się mając dwadzieścia sześć lat? Bzdura! Przecież zaręczył się z Katią – najpiękniejszą dziewczyną na roku, mądrą, wykształconą i całkowicie mu oddaną, którą uwielbiali rodzice. Z tymi sprawami raczej kiepsko im szło. Nigdy nie dotarli do ostatniej bazy. Poza tym niby kiedy? Wymówki, wymówki. Sama prawda! Ona ciągle gdzieś koncertowała ze swoją orkiestrą. On nadal się uczył, tworzył, występował. Tak rzadko się spotykali. W jego głowie panowal kompletny zamęt.

Wywiad z Ofrą przebiegł w niespodziewanie miłej atmosferze. Adam miał rację, kobieta była bardzo kompetentną dziennikarką. Prowadziła lekką, dowcipną rozmowę, wypytując go o życie zawodowe, plany. Przyzwyczajony do tego typu konwersacji, czuł się całkowicie zrelaksowany. Może dlatego, że jego myśli ciągle wracały do sytuacji w łazience. W telewizji zauważono roztargnienie Demkowicza, ale złożono je na karb artystycznej duszy. W końcu przyszedł czas na odpowiedzi, na które czekały z zapartym tchem wszystkie kobiety w studiu i poza nim. Ofra założyła nogę na nogę. Chłopak od początku bujał w obłokach był jednak na tyle uroczy, że program na pewno na tym nie ucierpiał.
– Pozwolisz, że zadam kilka pytań osobistych? Nasi telewidzowie wprost płoną z ciekawości.
– Proszę…- Andriei nie lubił rozmawiać publicznie o bzdurach, ale zdawał sobie sprawę, że to kręciło jego fanów. Kilka informacji o preferencjach nie powinno go zabić.
– Jaki jest twój ideał? – Najwyraźniej nawet sama prowadząca była zainteresowana.
– Nie rozumiem. – Poprawił sie na fotelu, tak by jego sylwetka prezentowała się pod najlepszym kątem. Zauważył, jak kamerzysta westchnął z zazdrością. Jeśli ktoś był wystarczająco piękny, nie musiał być zbyt mądry. Prawda?
– Jakie osoby ci się podobają? Podaj kilka cech. – Dziennikarka twardo nie dała się zwieść na manowce, twardo stąpała po raz obranej ścieżce.
– Jasne włosy, zielononiebieskie oczy, smukła sylwetka, wydatna dolna warga.- Te określenia jakoś tak same wyskoczyły mu z ust. Był jednak głupszy niż zakładał.
– Bardzo konkretnie. Chyba coś jest na rzeczy. – Niczym pies myśliwski chwyciła trop. – Masz dziewczynę?
– Tak. Ma na imię Katia i jest moją rodaczką. Studiowaliśmy razem. Otrzymała tradycyjne wychowanie, skończyła szkołę muzyczną.
– Wiesz. – W tym momencie na bocznym ekranie pojawiło się zdjęcie pięknej brunetki o bujnych kształtach. – Kompletnie niepodobna.
– Niepodobna? – W pierwszym momencie zupełnie nie dotarło do niego, o czym mówiła.
– Do twojego ideału. – Kobieta okazała się podstępna jak lisica.
– Marzenia marzeniami, a życie życiem. – Elegancko wybrnął z sytuacji. Co mu strzeliło do głowy, że opisał… No kogo właściwie opisał? Nie miał żadnych wątpliwości. Tego cholernego grafomana!

Świeżynka 44

Jeśli niektórzy nie zauważyli to na blogu jest nowe opowiadanie ,, Patrz tylko na mnie!”. Może się wam spodoba.

Rano okazało się, że nie zrobiliśmy zakupów i lodówka świeci pustkami, a zapasy przygotowane przez mamę już się skończyły. Postanowiłem pójść po przysłowiowe bułki, zanim trzy śpiące brudaski, wstaną z łóżka. Wziąłem szybki prysznic, założyłem co mi wpadło w ręce i pognałem do Biedry na piechotę, zamiast jak każdy rozsądny człowiek, zabrać samochód i zrobić porządne zaopatrzenie. No cóż. Przyzwyczajenie druga natura. Gnany niepokojem pędziłem między regałami z prędkością światła. Dzieci w tym wieku bywały bardzo kreatywne, a Nikolas miał mocny sen. Po kwadransie miałem pełen koszyk. Cały zziajany wróciłem do domu, targając dwie, wypchane po brzegi siaty. W progu powitała mnie Emilka, w starym podkoszulku mojego Słońca, który sięgał jej prawie do ziemi, z buzią wypapraną pastą do zębów. Z rozczochranych włosów strugami ciekła woda. Miała wypieki na drobnej buzi i była najwyraźniej czymś bardzo przejęta.

– Ruski się wypierdolił…- Nie mogła ustać na miejscu, energia aż ją rozpierała. – O taaak… – Rozpostarła ramiona i przegięła się do tyłu. – Kurwa mać to po polsku prawda? – Złapała mnie za rękę i pociągnęła do łazienki.
– Skarbie, mówi się wywrócił. – Jęknąłem w duchu. – To drugie nazywamy łaciną podwórkową. Jest absolutnie zakazana!
– Na mydle pojechał, taaakim ślizgiem…- Przewróciła oczami z podziwem. A kto by mnie tam słuchał w tak ekscytującej sytuacji.
– Mam nadzieję, że żyje. – Co te diablęta zrobiły z moim facetem? Dzwonić po mamę czy pogotowie?
– Pewnie. – Okręciła się dwa razy na pięcie. – Jurka go kuruje. Pani dyrektor uczyła nas pierwszej pomocy. – Zadarła nosek.
– O boże…- Już sobie wyobraziłem, co się tam wyprawia. Kiedy byłem  w ich wieku, razem z sister leczyliśmy naszego kulejącego kota zdrowym białkiem
( wszystko zasłyszane w telewizyjnych reklamach było dla nas wyrocznią) czyli tłustymi robakami wygrzebanymi w ogródku. Zarzygał wtedy cały dom, a mama goniła nas z pasem wokół domu. Przyspieszyłem kroku. Już daleka słyszałem jęki mojego Skarbu. Otworzyłem z rozmachem drzwi do łazienki.

– Ajajaj… Umieram….- Nikolas, ubrany jedynie w krótkie spodenki, siedział na podłodze w kałuży wody i pianie, z mina świadczącą, że jego koniec nastąpi lada chwila. Nad nim stał z poważną miną Jurka i głaskał po głowie.

– Nie płac…- Maluch pochylił się nad stłuczonym kolanem mężczyzny. – Podmucham ci…- Rączkami przyciskał najmocniej jak potrafił do nogi zrobiony z ręcznika zimny okład, który ciągle się zsuwał.
– Będę musiał iść do doktora. – Łypnął na mnie jednym okiem, a potem zaczął od nowa jęczeć, tylko już mniej dramatycznie. Mnie zastanowiło coś zupełnie innego, bo że temu drabowi nic się nie stało, było raczej oczywiste. Ależ mnie nastraszyli. Odetchnąłem z ulgą.
– To on jednak gada? – zapytałem cicho Emilkę i wskazałem na chłopca. Miałem ochotę skakać razem z nią. Znajdziemy małemu dobrego logopedę, który pomoże zlikwidować wadę wymowy. Nie pozwolę, by koledzy w zerówce go wyśmiewali. Ten nieśmiały aniołek bez pomocy swojej przyjaciółki nie umiałby się obronić. Darowałem nawet temu staremu bałwanowi, udającemu prawie trupa, jego wygłupy.
– Czasami, jak jesteśmy sami. – Przyjrzała się Nikolasowi i pokiwała poważnie głową. – Zrobią mu operację czy dadzą zastrzyki?
– Biedulecek…- Jurka najwyraźniej bardzo się przejął. – Zastsyki strasnie bolą.
– Dam ci potem potrzymać moją lalkę.
– A ja cekolade. Pysna.
– A mówiłeś, że całą zjadłeś! – Emilka pogroziła chłopcu, który kucnął za moim Słońcem i chwycił go za koszulkę. Wystawał mu tylko czubek głowy. Z przyjemnością patrzyłem na ich komitywę.
– Zabierzcie tego umarlaka do kuchni – rzuciłem do dzieci. – Niech wam zrobi płatki z mlekiem. – Nie miałem tak współczującego serduszka jak maluchy. – Zrobiliście tu chlew. – Rzuciłem dzieciom ręczniki. – Wysuszyć się i odmaszerować.
– Mnie też możesz powycierać. Chyba pomożesz inwalidzie. – Co temu durniowi chodziło po głowie? A to sobie znalazł miejsce na amory. Myślał, że jak zobaczę jego nagi tors to zmięknę? Trzymaj się Lutek. Przestań tam zezować, ty stokrotko bez kręgosłupa!
My… My pomozemy! – Jurka z Emilką rzucili się na Nikolasa, który z głupią miną pozwolił się opatulić ręcznikami. Dobrze mu tak zboczuchowi, nawet w towarzystwie dzieci myślał tylko o jednym. Rozejrzałem się po łazience. Chyba nawet godzina nie wystarczy by przywrócić w niej porządek.

***

Zaplanowałem wycieczkę krajoznawczą. Ani rodzinny dom, ani bar Pod Kogutem nie wchodziły w tej chwili rachubę. Ignorowałem wszystkie telefony od bandy Stokrotków, którzy umierali z chęci poznania dzieciaków, a musieli zadowolić się relacją Wiśki. Na razie chciałem, aby maluchy przyzwyczaiły się do nas, nie miały do tego okazji, a zabranie ich z Domu Dziecka odbyło się w takim tempie, że przypominało raczej porwanie niż adopcję. Mieliśmy iść razem do pobliskiego parku, chciałem im pokazać rodzinne miasteczko. Tutaj był teraz ich DOM. Już niedługo zacznie się szkoła i powinny umieć do niego trafić.

Okazało się, że Nikolas nie miał dla nas czasu, bo musiał zarabiać na chlebek. Zajęty problemami rodzinnymi zaniedbał nieco interesy. Ledwo skończyliśmy śniadanie rozdzwonił się telefon, więc moje kochanie zamknęło się w gabinecie i prowadziło którąś z kolei długą rozmowę. Dzieci tymczasem zaczęły się niecierpliwić. Machnąłem na niego ręką i postanowiłem dobrze wykorzystać ostatni dzień urlopu. Następnego na pewno szybko nie dostanę, bo w szpitalu jak zwykle brakowało rąk do pracy. Zlustrowałem stojące w holu maluchy. Wyglądały naprawdę świetnie w nowych, sportowych ubrankach, które sprawiłem z myślą o zabawie. To Emilki było nieco przyciasne, w końcu kupiłem je z myślą o sześcioletnim chłopcu, na szczęście bawełna okazała się całkiem rozciągliwa. Planowałem w najbliższym czasie zaangażować sister i wysłać ją ze swoją małą, rudą kopią na rajd po sklepach. Nie bardzo znałem się na tych dziewczyńskich akcesoriach. Trzeba też było urządzić drugi dziecinny pokój. Na pewno nie odmówi, jeśli dostanie w łapska, jedną ze złotych kart Nikolasa.
– Gotowi na przygodę? – Wziąłem ich za ręce i poczułem się super odpowiedzialnym, doświadczonym tatusiem. Ruszyliśmy główną ulicą Karowa. – Przechodzimy zawsze przez pasy. – Stanąłem na skraju chodnika.
– Jasne. Pójdziemy na huśtawki? – Emilka jak zwykle tryskała energią, chłopiec dreptał obok, nieśmiało zerkając na mnie spod długiej grzywki. Nie będzie łatwo zdobyć jego zaufanie.
– Po drugiej stronie ulicy jest plac zabaw.
– Koniki…? – Ciemne oczy chłopca rozbłysły.
– Stadnina jest daleko, może innym razem. – W życiu nie wybrałbym się na taką eskapadę sam. – A w parku są jedynie zielone, polne. – Chyba rozczarowałem Jurkę, bo wygiął usteczka w podkówkę, a ja poczułem się strasznie głupio.
– No coś ty. – Dziewczynka przewróciła oczami, zaczęła tłumaczyć mi cierpliwie jak wyjątkowo nierozgarniętemu dziecku, a ja poczułem się malutki. Tyci. Kiedyś może będę prawdziwym tatą, ale na razie strzelałem gafę za gafą. Na razie przegrywałem z jedenastolatką. – On się boi dużych zwierzaków. W Bidulu były takie do bujania, na sprężynie.
– Aha… – stwierdziłem inteligentnie, starając sobie przypomnieć czy widziałem gdzieś takie huśtawki. Na miejscu okazało się, że niepotrzebnie zachodziłem w głowę, a zjeżdżalnia oraz drabinki zupełnie wystarczyły do dobrej zabawy. Choć nie na długo. Piaskownicę oboje zignorowali, bo Jurka za nic na świecie nie chciał wziąć wiaderka ani łopatki od nieznajomych dzieci. Ten mały aniołek był niestety zbyt nieśmiały. Koniecznie musimy popracować nad jego pewnością siebie. Na szczęście przypomniałem sobie, co sam lubiłem robić.
– Może pokarmimy kaczki? – Podeszliśmy go pana opiekującego się parkiem, sprzedającego niewielkie woreczki z karmą. Słońce stało już wysoko na niebie. Był ciepły sierpniowy dzień, czyli nadal mieliśmy wakacje, więc dookoła biegała chmara dzieciaków pod czujną opieką matek. Usiedliśmy na brzegu.
– Ale ładne.. Tamta zielona jest świetna. – Emilka entuzjastycznie sypnęła pełną garść ziarna do wody.
– Jedzą paluski? – Jurka raz po raz wyglądał zza moich pleców. W sumie to mu się  nie dziwiłem. Te durne ptasiory bywały groźne, sam się o tym przekonałem przy okazji randki z Nikolasem. Zwłaszcza tata łabędź bywał agresywny, na razie trzymał się jednak z daleka, więc spokojna moja rozczochrana.

Zauważyłem, że od jakiegoś kwadransa obserwował nas jasnowłosy chłopczyk, przenosił wzrok ze mnie na Jurkę i z powrotem. Wystrojony jak na bal, siedział na ławce i bawił się drewnianym, pięknie rzeźbionym samolocikiem. Wymalowana blondyna w mini nie spuszczała go z obficie orzęsionych patrzydeł. Skądś znałem tą lalę. Po dłuższym namyśle stwierdziłem, że to jedna z wkurzających byłych mojego prowadzącego bujne życie towarzyskie, brata. Już on z pewnością o to zadbał by znienawidziła naszą rodzinę do siódmego pokolenia. Najpewniej podłapała pracę wakacyjną jako opiekunka.
– Ale z ciebie tchórz! – Gówniarz podszedł bliżej i spojrzał z pogardą na Jurkę. -Seplenisz jak dzidziuś! – Zaniepokoiłem się rozwojem wydarzeń. Nie chciałem, aby z pierwszego dnia w Karowie maluch miał złe wspomnienia.
– Te Brajanek, zamknij ryło! – Pysknęła czujna Emilka.
– Kochanie, nie zadawaj się z marginesem. – Usiłowała zatrzymać smarkacza orzęsiona Kaśka, robiąc wiatr powiekami. Jakim cudem te sztachety wokół oczu nie wbiły jej się w źrenice? Niektóre lachony nie znały umiaru w upiększaniu.
– Skąd wiesz Nakrapiana jak mam na imię? – Zainteresował się zaskoczony chłopiec. Uderzył w czuły punkt dziewczynki, nie była zadowolona ze swoich piegów.
– Połowa głupków na moim blokowisku się tak nazywała. – Nie pozostała dłużna. – Wołaliśmy na nich Europejskie Sieroty. – Chłopiec gwałtownie poczerwieniał.
– Sama jesteś sierota. Mama i tata za tydzień wrócą do domu! – Wrzasnął Brajanek. – A twój brat jest głupi! Boi się kaczek. –  Jurka nie odpowiedział na zaczepkę, tylko wydął usteczka i zmrużył oczy, najwyraźniej nad czymś intensywnie myślał. Zacząłem się obawiać gryzącego ataku. Jak nic najem się wstydu. Z doświadczenia jednak wiedziałem, że lepiej było, gdy dzieci same rozwiązywały takie konflikty. Postanowiłem jeszcze chwilę zaczekać z interwencją. W Karowie mieliśmy jedna szkołę i prędzej czy później maluchy się w niej spotkają.
– Jesteś odwasny? Pokas! – Mój mały aniołek przezwyciężył nieśmiałość, podszedł do Emilki i wziął ją za rękę.
– Pokas, pokas – przedrzeźniał go ulizany Brajanek. – Pewnie, że jestem odważny. Jesteś strasznym mikrusem.
– Mam sześć lat i jesce rosnę. – Stwierdziła spokojnie moja rozsądna kruszynka.
– Też mam sześć. – Cwany łobuz jeszcze się wyprostował, by wyglądał na większego niż w istocie.
– Pije dużo mleka, wkrótce cię dogoni. – Odezwałem się, by dodać nieco otuchy maluchowi.
– Akurat.
– On wie lepiej, placuje w spitalu. – Zdenerwowany Jurka przez chwilę wiercił nóżką dziurę w trawie, a potem nieoczekiwanie się uśmiechnął. Sama słodycz. Wyglądało jakby jego mała buzia rozkwitła niczym rzadki kwiat. – Daj temu dusemu! – Wskazał na tatę łabędzia. Podał torebkę z karmą zaskoczonemu blondynkowi, który przyglądał się mu z niemądrze otwartymi ustami. Dobrze ci tak zarozumiały gówniaku! Poczułem dumę z posiadania najśliczniejszego synka na świecie. Zanim lachon zdążył odciągnąć Brajanka od stawu, ten pochylił się nad wodą i wrzucił do niej całą zawartość woreczka. Wielki biały ptak zareagował nadspodziewanie szybko. Ruszył przed siebie niczym wodolot. Nie wiadomo co mu się nie spodobało tym razem. Zasyczał, wyciągnął długa szyję, złapał chłopca za palec i uszczypnął.
– Ajajaj…! – Wrzasnął Brajanek. Niespodziewanie na pomoc rzucił mu się mój dzielny aniołek. Nie zawahał się ani na moment. Zdjął sweterek i zaczął nim wymachiwać. Przestraszony łabędź z łopotem skrzydeł oddalił się na drugą stronę akwenu. Nawet nie spróbował pływających po powierzchni smakołyków.
– Daj. – Jurka ujął chłopca, który właśnie walczył z napływającymi łzami, za rękę. – Jestem w tym dobly. – Wyciągnął z kieszeni pomięta chusteczkę, włożył do niej zerwany z trawnika listek babki lancetowatej, chwała pani dyrektor, i opatrzył zranione miejsce. Zawiązał końce na zgrabną kokardkę. No, no. Rośnie nam przyszły chirurg. Jak na takiego brzdąca był niesamowicie sprawny manualnie.
– Ściągnij tą szmatę, jeszcze się czymś zarazisz! – Kłapnęła paszczą blondi.
– Nic mi nie jest. – Brajanek szybko schował dłoń do kieszeni spodni. – Przepraszam – rzucił nagle do Jurki. – Jesteś bardzo odważny. Przyjdziesz tutaj jutro?
– Nie wiem, poprosę tatę. – Uśmiech mojego aniołka był tak jasny, że mógłby zawstydzić słońce. Przytulił się do mnie ufnie, a moje serducho zabiło tak głośno, że mogłoby robić za dzwon w kościele.
– Mam braciszka w dechę. – Pochwaliła go równie dumna jak ja Emilka, co do tego faktu byliśmy w pełni zgodni. Przybiłem z nią piątkę. – Jesteś zajebisty! – Dodała ku mojej konsternacji. Wyciągnęła przed siebie rękę z kciukiem do góry i  pogłaskała go po ciemnej główce. Boże, ty widzisz i nie grzmisz. Prędzej posiwieję, niż ich wychowam.
– Siajebisty?
– A może po prostu świetny. Znowu użyłaś zakazanego słowa. – Skarciłem ją z westchnieniem.
– Szkoda. Podwórkowa łacina jest zaje… to znaczy fajna. – Pochwaliła się dobra pamięcią dziewczynka i wyszczerzyła do mnie ząbki. Coś jednak do niej docierało, ale długa droga przed nami, oj długa i wyboista, a nasz język wyjątkowo kwiecisty i malowniczy. Jeszcze się nasłucham na wywiadówkach. W tym momencie przypomniałem sobie, że był jeszcze ktoś, komu niewątpliwie należało się szybkie spotkanie z chłopcem. Jego ciotka znaczy się wujek Carmelo z pewnością szalał z niepokoju. Lutek, nie masz sumienia, jesteś nie stokrotką, tylko zwyczajnym chwastem.

Patrz tylko na mnie 9

Aktorzy wyjechali w plener i miało ich nie być aż do wieczora. Zoja uznała, że nadszedł idealny dzień, w którym powinna wypróbować swoje siły. Nikt nie będzie jej przeszkadzał w realizacji makiawelicznych planów, bo gosposia się przecież nie liczyła. Postanowiła zacząć powoli, małymi krokami. Musiała być ostrożna, nikt nie mógł jej zdemaskować. Willa Luogo di Silencio należała do pisarza, który został niejako zmuszony przez wytwórnię do przyjęcia bandy lokatorów. Na pewno byłby zadowolony, gdyby mógł się ich jakoś pozbyć. Taki miała plan na później. Za najważniejszą sprawę uznała skłócenie Andrieia z Adamem, co wydało się dziewczynie łatwym zadaniem, obaj byli z natury namiętni, zapalczywi i bardzo uparci, oczywiście każdy na swój sposób. Dwie tykające bomby, gotowe w każdej chwili wybuchnąć, wystarczyło podpalić lont. Od kilku dni uważnie ich obserwowała. Mieli od rana zająć się wspólnym projektem w małym studiu, przygotowanym przez producenta dla piosenkarza, oczywiście za zgodą gospodarza. Zoja wpadła na kilka pomysłów, które postanowiła zrealizować, zaczynając od tych najmniej ryzykownych. Wczesnym rankiem, cichutko, rozglądając się na boki niczym przestępca, pobiegała do apartamentu brata. Dokonała kilku niezbędnych zmian. Dumna z siebie wróciła do jadalni i ze spokojem zajęła się śniadaniem. Już widziała jak idzie u boku Adama po czerwonym dywanie na premierę nowego filmu do którego jej ukochany mąż napisał scenariusz, a wszystkie kobiety wokoło zgrzytają zębami z zazdrości. Wiązała z nim swoją przyszłość, ani na moment nie wątpiąc, że była jego najlepszą opcją na szczęśliwe życie. Nareszcie przestałaby być cieniem Andrieia i zaczęłaby lśnić własnym blaskiem. Nawet rodzice musieliby w końcu dostrzec jak wspaniałą mają córkę.

 

Adam żywił nadzieję, że poranek zwyczajnie przeleniuchuje z książką w ręku. Niby miał poprawiać wspólnie z Demkowiczem teksty piosenek do jego nowego albumu, który miał się wkrótce ukazać, ale mężczyzna zważając na odniesione rany, z pewnością nie był w stanie wstać z łóżka, a co dopiero śpiewać i komponować. Aby jednak nie wyglądało, że się migał od pracy, z kubkiem kawy w ręce, poszedł do domku w ogrodzie. Jakie było jego zaskoczenie, kiedy lokator przywitał go co prawda z krzywym uśmiechem, ale w pełni ubrany i odświeżony. Przystojna twarz Demkowicza wyglądała nader malowniczo. Można było na niej dostrzec wszystkie odcienie fioletu i zieleni. Pił przez słomkę herbatę, bo popękane usta piekły w zetknięciu z napojem. Jak przystało na bohatera cierpiał w milczeniu.

– Ohajo rycerzu. Chyba jednak powinieneś wrócić do łóżka. – Adam przywitał się zwodniczo współczującym tonem, któremu przeczyło pełne satysfakcji spojrzenie, taksujące z niejaką przyjemnością zmaltretowaną sylwetkę piosenkarza. Pisarz był dość pamiętliwym człowiekiem i niełatwo zapominał wyrządzone mu krzywdy. Brygada remontowa tłukła się właśnie niemiłosiernie w holu, naprawiając wyrządzone szkody. Musieli wymienić część podłogi, zniszczonej przez szalejących poprzedniego dnia awanturników, a ponieważ mieli do czynienia ze skomplikowaną mozaiką, prace miały potrwać przez trzy dni. A biednej kukułki nadal nie udało mu się reanimować.

– Jak miło, że się o mnie tak troszczysz. – Rzucił z przekąsem Andriei. Postanowił nie reagować na zaczepki grafomana. Stał przed nim w swobodnej pozie, z tymi przeklętymi dołeczkami w policzkach, włosy spiął nad karkiem niedbale, o zgrozo, długopisem za pięć centów i wyglądał na niezmiernie zadowolonego. Świetnie skrojona, acz krzywo pozapinana koszula, podkreślała zgrabną sylwetkę. Smukła talia spowodowała, że zapragnął objąć ją dłońmi. Chyba drań miał nadzieję na małe wakacje. Oho! Nie z nim takie numery. – Jestem mężczyzną, kilka drobnych ran nie kładzie mnie na tydzień do łóżka.

– Czy ty masz jakąś obsesję na tym punkcie? – Zapytał zaciekawiony pisarz. Demkowicz jak nic miał jakieś kompleksy, będzie musiał powęszyć. Czy jak go wystarczająco zdenerwuje, trzaśnie drzwiami, a on będzie miał upragniony, wolny dzień? – Mama ubierała cię w sukienki w dzieciństwie? Bawiłeś się lalkami siostry?

Chciałem tylko powiedzieć, że prawdziwy mężczyzna nie poddaje się z byle powodu. – Zmierzył kpiącym spojrzeniem, przeciągającego się niczym kot, nadal lekko zaspanego pisarza, który wyglądał jakby miał wielką ochotę czmychnąć i zaszyć się w jakimś kącie. Czy on naprawdę myślał, że tak łatwo go sprowokuje?

– Chyba za długo ćwiczyłeś taekwondo i zbytnio przejąłeś naukami mistrza Yody. – Adam po dziecinnemu wydął wargi. Jego zamiar dezercji niestety spalił na panewce. – W takim razie wolę zostać kobietą i czasami ulec presji. – Chciał czy nie, musiał pogodzić się z faktem, że miał do czynienia z cholernym pracoholikiem, który prędzej padnie trupem, niż odpuści. – Dawaj co nagryzmoliłeś.

– Ależ proszę droga pani. – Położył na stole plik kartek pokrytych gęsto eleganckim pismem. – Podoba mi się ta skłonność do ulegania. – Zawiesił wzrok na kształtnych wargach, które sfrustrowany mężczyzna maltretował właśnie niemiłosiernie zębami. Czy dostałby po buzi gdyby ugryzł dolną? Wystarczyłyby dwa kroki. Gwałtownie drgnął i poczerwieniał, kiedy się zorientował, dokąd powędrowały jego myśli.

– Odwal się głąbie! – Nie wytrzymał Adam. Czego on się tak gapił? Pewnie uznał, że skoro czasami ulega, to padnie w ramiona każdemu idiocie byle był przystojny. Zaschło mu w gardle pod wpływem intensywnego spojrzenia Demkowicza. Sięgnął po dzbanek z sokiem, który o dziwo, okazał się śliski niczym kostka masła. Niespodziewanie wymknął mu się z rąk i upadł wprost na stół. Kartki niczym gąbka natychmiast wchłonęły czerwony płyn. Pociekł również na podłogę. Atrament zaczął się rozpuszczać tworząc nieregularne plamy. Zanim mężczyźni zdążyli zareagować, nie mieli już co ratować.

– Ty niezdaro! Tutaj miałem zapisane wstępne teksty do wszystkich piosenek. – Teraz z kolei zdenerwował się Andriei. – Wiesz ile czasu zajęło ich przygotowanie?

– Tylko mi nie mów, że nie masz kopii! – Krzyknął przestraszony nie na żarty Adam. Nie miał pojęcia jak to się stało, w jednej chwili trzymał dzbanek, w drugiej już go nie było, a przecież mógłby przysiąc, że miał czyste ręce.

– Coś mam na komputerze, ale nie wszystko. – Nigdy nie wyłączał laptopa, w razie gdyby nagle potrzebował coś sprawdzić lub zanotować. Podszedł do biurka i kliknął myszką, jak to robił setki razy wcześniej, by go obudzić z uśpienia. Kiedy zabłysnął ekran czarne oczy mężczyzny zrobiły się niemal okrągłe. – To niemożliwe! Jakaś klątwa?!

– Co u licha? – Przepchnął się do przodu i ku swojemu przerażeniu zobaczył napis – trwa formatowanie dysków. – No teraz to pojechałeś! Urodziłeś się kretynem i sprytnie to ukrywałeś?!

– Jak to zatrzymać? – Spanikowany Andriei zaczął klikać na chybił trafił. Jakimś cudem wyłączył formatowanie. Nerwowo zaczął sprawdzać pamięć. – Wszystko znikło! Trzy miesiące pracy poszły w las!

– Brawo geniuszu! – Zapowiadało się, że przez najbliższe tygodnie nie opuszczą studia. Nie tylko teksty, ale i nuty odleciały w niebyt.

– Zaraz cię zamorduję, to wszystko wina twoich niezgrabnych łap! – Zrobił zamach i rzucił w durnego grafomana poduszką mimo, że nadwyrężone ramię paskudnie zazgrzytało w stawie.

– Moja? To niby ja wymazałem swoją pracę jednym ruchem?! – Nie pozostał dłużny. Jaśków w pobliżu nie brakowało, lubił się na nich wylegiwać i w każdym pokoju było ich co najmniej kilkanaście. – Ty kretynie! – Udało mu się trafić za pierwszym razem prosto w zielono – fioletową gębę.

– Kobieto, nie w twarz! – Rzucił ponownie, ale ku swojej konsternacji nie trafił. Złośliwe diabelstwo było całkiem zwinne. – Może i wymazałem, ale ty ją utopiłeś, popaprańcu.

– Ja ci dam popaprańca! – Adam niepomny na stan mężczyzny rzucił się na niego z rozpędu. Nikt nie będzie go wyzywał od bab, a już na pewno nie ten laluś! Może i nie był osiłkiem, ale swoją wagę miał. Padli jak dłudzy i przeturlali się po dywanie. Demkowicz, będący w naprawdę kiepskiej formie, jedynie zasłaniał się rękami przed atakującym go rozwścieczonym pisarzem, który usiadł okrakiem na jego biodrach i usiłował udusić poduszką. Szło mu raczej średnio, bo poszewka się rozerwała i wszędzie fruwało pierze.

– Złaź ze mnie głupku! – Jęknął zażenowany Andriei. Mężczyzna w swoim zaślepieniu nie zauważył, że od nowa rozerwał mu wargę, na domiar złego kręcił zgrabnym tyłkiem po najbardziej wrażliwym miejscu. – Apsik…! – Zaczął kichać raz po raz. Niech Allach błogosławi pióra! Przynajmniej głupoty wywietrzały mu z głowy jak ręką odjął.

– Osmarkałeś mnie! – Odsunął się z obrzydzeniem. Nie miał pojęcia co mamrotał jego więzień, sflaczała poduszka całkiem dobrze tłumiła głos.

– Trzeba było posłuchać! – Udało mu się uwolnić głowę. – Aaa..! – Nabrał powietrza do płuc i wykorzystał swoją tajną broń. Wrzasnął ogłuszajaco na najwyższej nucie jaką się mu udało wydobyć w takiej pozycji. Złość mu już całkiem przeszła, za to całe ciało bolało jak diabli.

– Ty cholero! – Oszołomiony Adam spadł na podłogę i złapał się za uszy. Z jednej strony stracił na moment słuch, z drugiej zyskał chwilę na zastanowienie. Zdrowy rozsądek natychmiast wrócił na swoje miejsce i puknął go w czoło. Usiadł. – To krew, czy sok? – Popatrzył przestraszony na leżącego mężczyznę.

– Jesteś okropnie brutalny jak na uległą kobietę. – Wyszczerzył się Andriei. – Jeśli chciałeś się ze mną poobściskiwać na dywanie trzeba było powiedzieć. Nie musiałeś od razu rzucać się niczym pies na szynkę. – Z niemałą satysfakcją patrzył jak twarz pisarzyny zaczyna płonąć.

– Przepraszam. – Naprawdę zawstydzony swoim zachowaniem Adam podał rękę mężczyźnie, który postękując podniósł się z podłogi swoje poobijane szczątki.

– Do wesela przejdzie. – Uśmiechnął się połową ust, bo druga przedstawiała raczej żałosny wygląd. Zakłopotany grafoman przestępujący z nogi na nogę, stanowił całkiem słodki obrazek. – Pokój?

– Rozejm. – Nie miał zamiaru wyjść na łatwego, ale odwzajemnił uśmiech. – Przez najbliższy tydzień musimy trzymać z daleka swoich menadżerów, inaczej zrobią nam z życia piekło.

– Myślisz, że te siniaki znikną do poniedziałku.- Podszedł do lustra. Plamy na twarzy zaczynały powoli zyskiwać nowy kolor – żółty. –  Mam wywiad z Ofrą.

– Najwyżej pożyczysz pudru od Jenni. – Rozpuścił niesforny język Adam. – Makijaż czyni cuda.

– Po moim trupie. – Nie znosił wizażystek i tych ich ohydnych pędzelków. Udało mu się chyba wykurzyć z Ukrainy wszystkie w miarę kompetentne.

– To się da zrobić. Jak cię ktoś z szefostwa zobaczy zabije, cokolwiek będzie miał pod ręką. A wybacz, nie mam zamiaru ginąć razem z tobą. – Poklepał po ramieniu załamanego piosenkarza. – Nie martw się dzieciaku, pomogę ci wyleczyć ten anielski pyszczek i znowu będziesz śliczny jak kwiatuszek, który wabi setki muszek.

– Nie sądzisz, że milczące kobiety są bardziej atrakcyjne? – Nie miał zamiaru pozostać w tyle, jeszcze trochę poprzebywa w towarzystwie pisarza i dogoni w elokwencji Mitię.

***

Zoja kucała pod otwartym oknem z mocno bijącym sercem, jedynie od czasu do czasu odważała się wstać, wysuwała wtedy ostrożnie głowę nad parapet i zerkała do pracowni. Obawiała się czy aby nie przesadziła. Obaj mężczyźni traktowali pracę bardzo poważnie. Z początku wszystko szło jak to zaplanowała. Miała nawet małe wyrzuty sumienia, kiedy Adam zaczął okładać rannego brata, odezwała się w niej rodzinna solidarność. Szybko jednak przeszła, gdy zauważyła, że Andriei jedynie się zasłaniał, a z twarzy szybko zniknęła mu złość. Z jego posturą i umiejętnościami bez problemu poradziłby sobie z dużo drobniejszym z pisarzem, ale najwyraźniej nie miał takiego zamiaru, a ich pozycja na dywanie zaczęła wyglądać coraz bardziej dwuznacznie. A na koniec, ku rozpaczy dziewczyny, nawet zaczęli się uśmiechać i podali sobie ręce. Złapała się za głowę. Tyle pracy na darmo! Musi zacząć wszystko od nowa. Co ci wybuchowi pracoholicy zrobili się nagle tacy rozsądni i ugodowi? Chyba się nie zorientowali, że padli ofiarą dywersji?
   Szła powoli ogrodową ścieżką, kopiąc czubkiem bucika napotkane kamyki i szyszki. Najważniejsze, że nikt nie  widział co zrobiła. Od początku nie liczyła na szybkie załatwienie sprawy. Brat bywał okropnie uparty jak coś sobie wbił do łba. Z drugiej strony może jednak niepotrzebnie się martwiła. Niby miał za sobą niejedno zauroczenie, nigdy jednak nie angażował się zbyt głęboko, a jego uczucia ślizgały się po powierzchni. Próbę czasu przetrwała jedynie pitoląca na skrzypcach Katia pewnie dlatego, że widywali się kilka razy do roku i miała poparcie rodziców. Wróciła do jadalni dojeść kanapkę. Napotkała uważny wzrok Celiny, obierającej ziemniaki na obiad. Szare oczy patrzyły na nią twardo.

– Nie powinnaś się wodzić za nim wzrokiem, to twój pracodawca. – Kobieta od początku była przeciwna zatrudnieniu rozpuszczonej pannicy. Co z tego, że posiadała niezbędne kwalifikacje. Przypominała jej pustogłowe fanki, które zasypywały facebooka Adama setkami miłosnych wyznań i okropnych wierszydeł. Czym były lepiej sytuowane i ładniejsze, tym bezczelniejsze. Na szczęście z drugiej strony ekranu nie mogły zbyt wiele zdziałać, ale ta tutaj jak najbardziej.

– Co ty tam wiesz – westchnęła i podparła twarz rękami.  Popatrzyła z niesmakiem na odsłonięte ramiona gospodyni ubranej w sportową koszulkę na ramiączkach i dżinsy. Z tym umięśnionym ciałem i tatuażami wyglądała jak członkini gangu albo wykidajło z knajpy. Po co Adam ją zatrudnił? Wokół było mnóstwo profesjonalistek. Czyżby coś wyniuchała? Niemożliwe.

Uważaj mała, jak cię na czymś przyłapię, wylecisz z roboty. –  W tej dziewczynie coś się jej nie podobało, to jak nieustannie śledziła pisarza wzrokiem, krzywiła się na widok każdego kto się do niego zbliżył jakby miała do tego jakieś prawo, cały czas kręciła się w pobliżu. Rozumiała, że jej szef podobał się takim głuptulom, sława i pieniądze były silnymi afrodyzjakami, ale ta wydała się jej wyjątkowo zawzięta. Jakby była pewna zwycięstwa i nie przyjmowała do wiadomości możliwości odmowy.

– Niby na czym, na czytaniu? – Zoja wskazała na stertę książek na blacie stołu którymi wspomagała się podczas tłumaczenia tekstów.

– On już dawno skończył z kobietami, a już na pewno nie zainteresowałby się taką gówniarą.  Czym szybciej to do ciebie dotrze, tym mniej narobisz sobie problemów.- Dziewczyna udawała niewinną, ale ona swoje wiedziała. Obserwowała ją od chwili przyjazdu. Nigdy nie pozwoliłaby córce na podróż w nieznane, w dodatku do obcego mężczyzny, którym była zauroczona.  Jacy rodzice pozwalają swojemu dziecku lecieć samemu na drugą stronę globu? Adam czasami bywał strasznie naiwny, taka zakochana nastolatka, oznaczała poważne kłopoty. Już po tygodniu powinien odesłać ją do domu. Z drugiej strony sławny brat mógł się okazać jeszcze większym utrapieniem. Najlepiej byłoby gdyby Zoja zabrała go ze sobą.

……………………………………………………………………………………………

makiaweliczne plany – podstępne, dopuszczające przemoc, dwuznaczne moralnie

Patrz tylko na mnie 8

Obaj aktorzy rzucili się najpierw na nieznajomego, który na ich widok jakby nabrał rozsądku i nic sobie nie robiąc z jego tłumaczeń, zwyczajne wypchnęli go za drzwi. Wylądował ciężko na tyłku u podstawy schodów prowadzących do willi. Otrzepali ręce z minami zwycięzców. Kiedy wrócili na plac boju właściwie nie mieli już nic do roboty.

Adam nie musiał używać aż tyle siły co jego lokatorzy, wystarczyło jedno, groźne spojrzenie, a rozjuszony Andriei natychmiast spotulniał, jakby ktoś spuścił z niego parę. Stanął spokojnie, z rękami podniesionymi do góry, ale nadal łypał czarnymi oczami spode łba. Najwyraźniej emocje nie do końca go opuściły. Oparł się o ścianę, bo najwyraźniej zakręciło mu się w głowie. Pisarz, po chwilowym wahaniu, wziął za rękę zmaltretowanego awanturnika i zaprowadził do jadalni, gdzie znajdowała się apteczka. Wskazał mu fotel, a sam usiadł na oparciu. Ujął opierającego się mężczyznę za podbródek i uważnie przyjrzał twarzy. Nikt w tym pokiereszowanym obdartusie, w rozchełstanej koszuli i uwalanych ziemią z rozbitej doniczki spodniach, nie poznałby przystojniaka z popularnych rozkładówek. Z rozciętej wargi i nosa płynęła krew, a pod okiem puchło w zastraszającym tempie wielkie limo. Powstawał malowniczy siniec wielkości dłoni. Demkowicz siedział w milczeniu, unikając wzroku pisarza. Jako mężczyzna zrobił co należało i teraz powinien, jak prawdziwy bohater, z godnością ponieść konsekwencje. Ah te stare westerny. Uwielbiał je i miał w domu całą kolekcję. Kirk Douglas z rozkosznym dołkiem na podbródku i marsowym spojrzeniem był odkąd pamiętał jego idolem. Zacisnął usta, nie uniknął jednak cichego syku. Adam popatrzył na niego z politowaniem. Postanowił zaoszczędzić sobie nerwów, właściwie nie musiał prawić mu kazania, menadżer zrobi to jutro za niego. Może nawet drania dobije. Pisarz był wściekły. Nazwał dom Luogo di Silencio nie bez powodu. Pragnął świętego spokoju. Tymczasem dawaj narwani kretyni zrobili sobie z holu ring bokserski, uszkodzili nawet jego ulubiony, zabytkowy zegar. Polał obficie krwawiące miejsca środkiem odkażającym. Andriei najpierw zbladł, potem pozieleniał. To za jego biedną, zamordowaną kukułkę, która leżała teraz na podłodze z przetrąconym skrzydełkiem, a z boku wystawały sprężyny.

– Aaa….- Piosenkarzowi nie udało mu się powstrzymać okrzyku. Uratowana księżniczka, a raczej książę, wyglądał na mało zadowolonego z interwencji i nie grzeszył delikatnością podczas opatrywania wojennych ran. Niewdzięczny grafoman. Ale jeszcze przed kwadransem był naprawdę wystraszony, na granicy łez. Kiedy zobaczył go przypartego w kącie przez obcego, zawalistego faceta nie zawahał się ani sekundy.

– Jeszcze raz się szarpniesz, a własnoręcznie podbiję ci drugie oko. – Adamowi trochę żal było idioty, który nadal zgrywał rycerza na białym koniu. Było nie było rzucił się w jego obronie na dwa razy większego od niego mężczyznę, zbudowanego niczym buldożer. Pochylił się, podmuchał rozciętą dłoń, o pięknych, długich palcach i zakleił plastrem. Andriei poczerwieniał. Mimo, że bolało jak cholera zrobiło mu się gorąco.

– Możesz mi wyjaśnić jakie licho w ciebie wstąpiło? – Pisarz pokręcił jedynie głową, widząc jego rumieńce. Nie miał zamiaru sprawiać mu aż takiej przyjemności, musiał jednak przyznać, że łobuz wyglądał w tym momencie strasznie słodko. Pewnie by się obraził, gdyby mu to powiedział, w końcu chciał uchodzić za super bohatera, który nieodmiennie kojarzył mu się z facetem w śmiesznej pelerynce i żenujących, obcisłych rajtuzach.

– Zaatakował cię. – Oczy mężczyzny, na przypomnienie  sceny którą zastał, znowu zaczęły rzucać iskry. Pierwszy raz w życiu do tego stopnia stracił nad sobą panowanie. Ojciec go uczył, że inteligentni ludzie nie rozwiązywali problemów za pomocą pięści. Spojrzał ponuro na nachylającego się nad nim mężczyznę. Prawdziwa księżniczka przynajmniej dałaby mu w nagrodę buziaka, a ten drań  jedynie zacisnął usta w wąską kreskę i groźnie na niego zezował. Ależ on miał długie rzęsy.

– Potrzebowałeś pomocy. – Przydrożny kamień był z pewnością bardziej romantyczny od tego faceta. Nie mógł zrozumieć jakim cudem został pisarzem.

– Wcale nie, dałbym sobie doskonale radę. – Nawet przed samym sobą nie chciał przyznać, że kiedy weszli zaginieni lokatorzy zaczynał właśnie panikować. Oczy Andrieia, nawet teraz takie podpuchnięte i rozjarzone gniewem, wyglądały naprawdę pięknie, jakby na dnie czarnych diamentów, ktoś rozpalił ogniska. Pisarz postanowił mieć się na baczności, coś go przyciągało do tego mężczyzny coraz bardziej i bardziej. Postanowił nie kusić losu. Zrobił krok do tyłu.

– Jakoś na to nie wyglądało. – Nachmurzył się piosenkarz. On naprawdę był taki głupi czy tylko udawał? Tamten drań zrobiłby z nim co chciał. Może zostawienie ochroniarzy w LA nie było dobrym pomysłem? Powinien ich tutaj ściągnąć?

– Procenty w głowie podkręciły ci wyobraźnię. – Warknął. Świat się kończył! Ten zarozumiały dzieciak właśnie próbował prawić mu morały. Nikt nie będzie mu mówił jak miał żyć. A Richard na pewno nie dopuściłby się wobec niego żadnych rękoczynów. Chociaż… Kilka nieprzyjemnych scen stanęło mu przed oczyma. – Śmierdzisz whisky, papierosami i damskimi perfumami. – Spróbował zmienić temat.

– Jesteś w tym niezły. – Jak można być naiwnym do tego stopnia? Ten nieproszony gość wyglądał na bardzo nakręconego i zdolnego do gwałtu. Chyba nie chciał o tym rozmawiać. – To była brunetka czy blondynka Sherlocku? – Postanowił na razie odpuścić.

– Nieźle się bawiliście. –  Adam zauważył, że na wzmiankę o kobietach piosenkarzowi od razu poprawił sie humor. Wstrętny babiarz! A on naiwnie sądził, że jednak się różnił od aktorów, wiecznie goniących za nowymi wrażeniami. Przycisnął mu mocno do opuchniętego policzka woreczek z lodem. Jedną kostkę wsunął do zakrwawionych ust. Niech się udławi! – Obie. Lubisz jak w łóżku panuje tłok?

– Ała….! – Andrieiowi, mimo bólu, szeroki uśmiech rozciągnął porozcinane w kilku miejscach wargi. Czy pisarzyna był trochę zazdrosny czy mu się wydawało? Nie musiał go jednak aż tak maltretować.

– Czego się tak szczerzysz głupolu?! – Warknął Zauber, jednocześnie delikatnie odgarniając ze spoconego czoła mężczyzny niesforne loki. Nie miał pojęcia dlaczego tak niemądrze zareagował na wzmiankę o podrywie. Co właściwie go obchodziło jak ten palant spędzał czas? Niech się szlaja gdzie chce!

– Wiesz, że jak się złościsz zabawnie marszczysz nos? – Demkowicz był zachwycony i nic nie mogło popsuć mu nastroju. Właśnie odkrył, że Adam wcale nie był tak obojętny wobec niego jak udawał. Ach te niebieskie oczy z zielonymi drobinkami. – Możesz podmuchać jeszcze tutaj? – Nastawił drugi policzek i przybliżył do niego twarz.

– Spieprzaj do swojego pokoju! – Kompletnie nie rozumiał z czego ten idiota, wyglądający jak siedem nieszczęść, był taki zadowolony i wolał nad tym nie rozmyślać. Miał nadzieję, że rano menadżer zetrze mu z ust ten głupi uśmieszek. – Opatrzyłem cię, bo rzuciłeś się mi na pomoc, ale to nie znaczy, że zacznę cię rozpieszczać. – Zadarł do góry głowę i z obrażoną miną wyszedł z jadalni, by nie zauważył wypełzającego, zdradliwego rumieńca.

Żaden z mężczyzn nie spostrzegł stojącej za rozłożysta palmą Zoji, która przyglądała się im z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie mogła uwierzyć w to co widziała na własne oczy. Do tej pory sądziła, że brat zwyczajnie robił jej na złość, a nawet jeśli prowokował Adama, to jedynie w celu, wyprowadzenia jej z równowagi i udowodnienia swoich racji. Teraz jednak zmieniła zdanie. Andriei powoli, dzień po dniu, przeistaczał się w jej rywala. Może na razie nie do końca uświadamiał sobie fascynację pisarzem, ale nie sądziła, znając jego temperament, by długo to trwało. Wyszła po cichu na taras i zapaliła. Wcześniej zbiegła na dół przestraszona krzykami i odgłosami walki, z kijem do bejsbola w rękach, gotowa rzucić się na pomoc. Trochę zamarudziła, szukając czegoś, co mogłoby jej posłużyć do obrony. Czuła scenka jaką zobaczyła, której się nie spodziewała, bardzo ją zaskoczyła. Andriei od dziecka nie znosił jak ktoś obcy go dotykał, jedynie drętwa Katia dostąpiła tego zaszczytu, ale chyba nie do końca. Relacje między tym dwojgiem układały się wyjątkowo poprawnie, zbyt poprawnie jak na jej gust. Z daleka wiało od nich chłodem i jedynie rodzice w swojej naiwności byli zachwyceni parą. Tymczasem brat, właśnie dawał się opatrywać Adamowi bez zmrużenia oka, a nawet wyglądał na wyjątkowo zadowolonego, kiedy ten się nad nim nachylił. Sam z własnej woli zbliżył się do niego jeszcze bardziej. Oczy mu błyszczały, a na wargach pojawił się prowokujący uśmiech. Szlag by to trafił! Do jej serca zakradło się nieznane, palące uczucie i pozostawiło w ustach gorzki smak. Pieprzony Naj Naj zawsze miał wszystko czego zapragnął! Odbierał siostrze jedna po drugiej rzeczy, na których jej najbardziej zależało – najukochańsze dziecko zawsze stawiane na pierwszym miejscu, pieszczone i hołubione przez całą rodzinę, jego potrzeby były najważniejsze, a już na pewno lekcje śpiewu od nowej sukienki na pierwszy w życiu dziewczyny bal. Najpiękniejszy, najmądrzejszy, najbardziej utalentowany, najpilniejszy uczeń i najlepszy syn. Zdobywał bez wysiłku to, o czym ona ledwo śmiała marzyć. A przynajmniej tak się wydawało rozżalonej Zoji. Jakoś zapomniała o ogromie pracy jaką musiał włożyć w każde zwycięstwo, o dzieciństwie, którego nie miał, o zabawach, których nigdy nie poznał.

Młodziutka tłumaczka wypaliła z pół paczki papierosów za nim uspokoiła rozdygotane nerwy i zdała sobie sprawę, że miała nad Andrieiem pewną przewagę. O wiele lepiej od niego znała Zaubera, w końcu od lat śledziła jego karierę, czytała każdą najmniejszą wzmiankę oraz plotkę. Nie był mężczyzną łatwo wchodzącym w bliskie relacje. Miał w życiu tylko dwa poważne związki. Z żoną, rozwiódł się po tragicznym w skutkach wypadku, a z Richardem rozstał po zdradzie. Na pewno teraz nie był skłonny do romansu, który nie miał szans na przerodzenie się w nic trwalszego. Rodzice byli bardzo tradycyjni i z pewnością obdarliby Andrieia ze skóry, gdyby związał się z mężczyzną. On z kolei  bardzo ich kochał i nigdy nie zrobiłby nic wbrew woli ojca czy matki. Do tego dochodziły fanatyczne fankluby, szpiegujący każdy krok paparazzi, menadżer i wytwórnie płytowe, chętnie kreujące go na nieskalanego ziemską miłością Anioła, którego można było podziwiać jedynie z daleka. Zoja postanowiła tym razem nie odpuścić, coś jej się w końcu od życia należało, a Adam stał na pierwszym miejscu jej listy życzeń. Na pewno wszyscy prędzej zaakceptują dziewczynę z którą mógłby założyć rodzinę, niż nawet najsławniejszego mężczyznę. Związki homoseksualne, niby były dopuszczalne także w ich kraju, ale to nie znaczyło, że mile widziane, zwłaszcza przez zamożne, konserwatywne rody. W miłości wszystkie chwyty były dozwolone i ona postanowiła każdy z nich wykorzystać. Kiedy jej serce zabiło pierwszy raz, przywiązanie między nią a bratem przestało się liczyć, a na pierwszy plan wypełzła zazdrość, która potrafi zmienić nawet najlepszego człowieka i zatruć mu duszę.

***

Andriei przez całą noc miotał się między piekłem a niebem. Kiedy nieco przetrzeźwiał, a adrenalina opadła, rany dały o sobie znać ze zdwojoną siłą. Bolało, rwało i paliło w miejscach, o których nawet nie wiedział, że istnieją. Dawno nie dostał takiego solidnego lania. Dotarł też do niego smród, który wydzielał przetrawiony, parujący przez skórę alkohol pomieszany z potem i krwią. Uznał, że prędzej padnie trupem, niż będzie dłużej to dłużej wdychał. Pojękując wziął prysznic i przebrał się w piżamę. Na domiar złego suszyło go jak diabli, ale nie miał już siły dowlec się do kuchni po jakieś napoje. Ostrożnie, jakby był zrobiony z najcieńszej porcelany i płatków śniegu, ułożył się na łóżku. Podparł plecy stosem poduszek. Zapadła już noc. Przez uchylone okno docierał do niego szum oceanu. Drzemał niespokojnie, niemal na siedząco. W którymś momencie poczuł, jak ktoś kładzie mu na rozpalonym czole zimny okład, ulga była ogromna.

– I po co było tak chlać dzieciaku? – Zmartwiony Adam szczerze się zastanawiał czy nie wezwać lekarza. Usiadł na brzegu materaca. Dobrze, że tutaj zajrzał. Chłopak najwyraźniej miał gorączkę. Podał mu tabletkę aspiryny oraz kubek herbaty z miodem i cytryną. – Musisz dużo pić. – Podtrzymał głowę nieszczęśnika, który patrzył na niego niezbyt przytomnie.

– Jestem mężczyzną! Pokazać ci dowód? – Zaprotestował słabo, bo pod dymiącą czaszką głośno przytupując, całe stado słoni tańczyło sambę. Próbował usiąść, ale natychmiast opadł na łóżko z cichym jękiem.

– Dobrze już, dobrze mój ty mężczyzno. – Adam łagodnym ruchem poprawił mu kołdrę. – Lepiej się nie ruszaj, bo wyglądasz jakbyś miał zwrócić kolację, a wolałbym nie wyrzucać tej ręcznie haftowanej pościeli. – Uznał, że z Demkowiczem nie było tak źle, skoro próbował pyskować i stroszyć pióra. – Zostawię ci na szafce dzbanek z wodą.  – Jeszcze raz rzucił okiem na spotulniałego łobuza, który bał się nawet głębiej oddychać. Czekało go kilka ciężkich dni, zanim przyjdzie do siebie.

– Zostań. – Złapał pisarza za rękę i pociągnął z powrotem na łóżko. Zapłacił za to takim bólem, że pociemniało mu w oczach. – Proszę. – Zapach i głos mężczyzny działał na niego bardziej kojąco niż głupie tabletki.

– Dobrze głuptasie. Zaczekam aż zaśniesz. – Nie miał serca zostawiać cierpiącego drania samego. Czarne oczy patrzyły strasznie żałośnie i wyglądał na bardzo samotnego. Kiedy tak naprawdę ktoś go ostatnio przytulił i pocieszył? Kiedy ktoś pomyślał, że był nie tylko sprawną maszynką do zarabiania pieniędzy, ale też żyjącym i czującym człowiekiem? Usiadł na wolnym miejscu, oparł się o zagłówek i pogładził delikatnie ocalały z awantury policzek. – Śpij bohaterze.

– Jestem twoim rycerzem, prawda? – Wymamrotał sennie Andriei zadowolony z niespodziewanej pochwały. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak spokojny i bezpieczny. Miał wrażenie, że po długiej, pełnej niebezpieczeństw podróży dotarł wreszcie do upragnionego domu.

– Jesteś. Jesteś. – Przytaknął mu pisarz, bo co niby miał odpowiedzieć, sam niesamowicie śpiący i zmęczony, na niemądre pytanie tego dużego dzieciaka. Swoją drogą był ciekawy, czy mężczyzna na drugi dzień, będzie cokolwiek pamiętał z żenujących szczegółów obecnej nocy. Nawet nie wiedział, kiedy zmorzył go sen.

Andriei nad ranem na moment się przebudził i doszedł do wniosku, że chorowanie pod opieką Adama było całkiem przyjemne i nie miałby nic przeciwko kilku dniom takiego lenistwa u jego boku. Nawet w tej dziwnej, porozciąganej piżamie z zezowatą, szczerbatą księżniczką na przedzie, wyglądał wyjątkowo uroczo. Krzywiąc się podniósł kołdrę i nakrył ich obu. Przysunął się bliżej, ponieważ nie chciał tracić nawet na moment kontaktu z tym ciepłym, pociągającym ciałem. Wtulony w jego bok przestał czuć jakikolwiek ból.

 

 

Patrz tylko na mnie 7

Adam miał ochotę poleniuchować na tarasie niestety, niebacznie wyrażając zgodę na zamianę swojego domu w hotel dla artystów, jeszcze się policzy z wytwórnią za ten pomysł, sam sobie napytał biedy. Polskie poczucie gościnności nie pozwalało mu machnąć ręką na kłopoty lokatorów i zająć swoimi sprawami.  Najpierw musiał doprowadzić do porządku rozhisteryzowaną tłumaczkę, ponieważ jej brat beztrosko zniknął gdzieś przed kolacją i do tej pory się nie pojawił. Czyżby miał coś wspólnego ze stanem siostry? Jeśli tak, na pewno mu tego nie zapomni. Narobił kłopotów, a potem tchórzliwie uciekł pozostawiając go samego na placu boju. Już w holu na widok dziewczyny poczuł, że nie powinien dzisiaj wychodzić z pokoju.

– Przespałem kilka miesięcy i mamy Halloween? – Ubrana w czarną burkę Zoja, z dziurami na oczy, trochę na nią za dużą, wlokącą się po podłodze, przypominała ducha.

– W L.A jest dużo muzułmanek.- Nie miała zamiaru się przebrać, w ten sposób pisarz nie widział tych okropnych, przypominających krowie łaty,  plam na jej ciele. Przy odrobinie dobrej woli mogła uchodzić za tajemniczą damę w tarapatach.

– Jedziemy do lekarza. – Niestety, oprócz Celiny, Adam był jedyną osobą w domu dysponującą wolnym czasem. Nie żeby cierpiał na brak intratnych propozycji, zwłaszcza teraz kiedy stał się sławny. Pieniądze nigdy nie były dla niego ważne, wolał odrobinę poobijać się po domu, niż zaharowywać na śmierć dla mamony. I tak miał jej o wiele więcej niż potrzebował. Aktorzy jak zwykle gdzieś się błąkali, a Demkowicz sprytnie unikał odpowiedzialności. – Lepiej weź ten olejek do opalania, którym się wysmarowałaś.

– Znalazłam też to.- Dziewczyna podała mu buteleczkę po przeterminowanym samoopalaczu. – To na pewno sprawka przeklętego Naj Naj. Zmasakruję mu tą śliczną buźkę!

– Żadnej przemocy, bardzo cię proszę. – Jeszcze tylko brakowało, by między rodzeństwem doszło do bijatyki. Zaczął poważnie rozważać możliwość wyrzucenia wszystkich kłopotliwych gości na bruk, a raczej plażę. Niech sobie rozbiją namioty czy coś. Brat z siostrą nie powinni mieć z tym problemów, w końcu pochodzili z koczowniczego ludu.

Kiedy dotarli do poczekalni w najbliższym gabinecie dermatologicznym, siedzący tam ludzie obrzucili ich niechętnymi spojrzeniami. Fanatyczni muzułmanie mieli w USA okropną opinię, zwłaszcza po wydarzeniach jedenastego września. Zoja, zawstydzona swoim wyglądem, szła za Zauberem ze spuszczoną głową, trzymając się paska od spodni, zupełnie jak prowadzona na targ niewolnica, co jeszcze pogorszyło ich wizerunek. Nie trzeba było długo czekać na odzew.

– Biedne dziecko.

– Powinni takich gwałcicieli nieletnich zamykać w więzieniach.

– Pewnie sie nad nią znęca.

– Widziałaś jaka zastraszona, ani razu się nie odezwała.

– Leje ją jak nic!

Podobne uwagi towarzyszyły im dobry kwadrans. Nie bez powodu mawiają, że w kupie siła. Ludzie coraz głośniej dawali Adamowi odczuć swoją pogardę i niezadowolenie. Jak zwykle w takich wypadkach wyżywali się na niewinnej osobie, nie mającej nic wspólnego z tragicznymi wydarzeniami, bo prawdziwych sprawców nie odważyliby się zaczepić. Gdyby spotkali się na ulicy, żadne z nich nie nawet nie spojrzałoby na niego, w obawie przed konsekwencjami. Nieznośna dziewczyna, która swoim demonstracyjnym zachowaniem w stosunku do brata sama na siebie ściągnęła problemy, teraz nie pisnęła nawet słówka w jego obronie. Przeciwnie, jeszcze bardziej się kuliła, robiąc za ofiarę. Kiedy otworzyły się drzwi gabinetu, Adam w końcu odetchnął, nie byłby jednak sobą, gdyby się nie odezwał. Odwrócił głowę i powiódł oczami po koczującym w poczekalni tłumie.

– I to wszystko dostrzegliście przez grubą kieckę? Gratuluję wzroku i spostrzegawczości! Banda psychologów amatorów!

Na szczęście lekarz, widząc co się dzieje szybko wciągnął ich do środka i zamknął drzwi. Znał wojowniczą naturę Adama oraz jego zdolności do rozpętywania piekła, a on dopiero co kupił nowe krzesła i lampy.

–  Czegoś stała jak zaklęta w kamień? – Zezłościł się na dziewczynę pisarz.

– To było takie zabawne. Poczułam się jak wzięta w jasyr branka. – Nie miała absolutnie żadnych wyrzutów sumienia.

– Widzę, że Demkowiczowie mają jakiś nieznany mi rodzaj poczucia humoru. – Mała jędza nawet się nie zarumieniła, nie mówiąc już o jakimś tam zwyczajnym  przepraszam. Wysunęła z rękawa dłoń i pokazała lekarzowi zdumionemu rozmiarami alergii. – W sumie masz rację, nie powinnaś się odzywać. W moim kraju krowy i dzieci głosu nie mają.

– Jest pan okropny! – Ależ ten facet bywał gruboskórny.

– Do usług. – Skłonił się pisarz, obmyślając w duchu zemstę na pomysłowym obrońcy dziewiczej cnoty, dzięki któremu robił za terrorystę. Oby tylko nikt go nie rozpoznał, bo plotki wędrowały tutaj z szybkością huraganu. Opinia stukniętego artysty zmuszającego swoja tłumaczkę do chodzenia w burce i znęcającego się nad biedactwem do niczego nie była mu potrzebna. Dyskretnie zerknął na ekran telefonu, kiedy dermatolog za parawanem badał Zoję. Najpierw odczytał wiadomość od aktorów i to oni wysunęli się w tej chwili na czoło listu osób do natychmiastowego zamordowania w straszny sposób. W jego kolejnej powieści będzie dużo trupów. Może powinien napisać coś o wampirach?

– Zabieramy Demkowicza na miasto. Ktoś musi zrobić z niego mężczyznę. Zrozumiesz po obejrzeniu filmu. – Do sms’a dołączony był link. Włożył do ucha słuchawkę i odpalił YouTube. Szybko tego pożałował, bo temperatura w gabinecie natychmiast podskoczyła o kilka stopni. Kiedy Andriei zbliżał się do zahipnotyzowanej jego spojrzeniem aktorki, zaczął się wachlować ręką, co w połączeniu z cholernym, kojącym, syrenim głosem, podniosło mu znacząco ciśnienie. Wszędzie.

– Chyba zepsuła się klimatyzacja. – Odezwał się słabo do pielęgniarki wpisującej dane pacjentki do rubryczek na komputerze.

– Akurat, widziałam na co pan patrzył. – Posłała pisarzowi szelmowski uśmiech. – To dzisiejszy hit internetu. Po obejrzeniu musiałam sobie wsypać do herbaty parę kostek lodu. Niezły z niego towar co nie? Chętnie nauczyłabym chłopaka kilku sztuczek, skoro z tym całowaniem tak mu nie wychodzi.

–  Boże…!

– Faktycznie, prawie jak bóg. – Przytaknęła mu kobieta.

– Zoja pospiesz się, musimy ratować Andrieia! – Krzyknął w kierunku parawanu. Oblał się zimnym potem na myśl, co właśnie mogą z nim wyprawiać Bred z Georgiem. Mimo wszystko czuł się za piosenkarza odpowiedzialny. Wychowany i rozpieszczony  przez matkę w jakiejś zapyziałej mieścinie na Ukrainie nie miał pojęcia o czyhających na niego zagrożeniach. Chcieli go zabrać do jaskiń wszelkiego zła, a tak niewinny chłopak, szybko wpadnie po uszy w tarapaty. – Może jeszcze nie wyruszyli! – Zawsze warto było mieć nadzieję.

***

Zanim jednak dotarli do domu, po drodze musieli zrobić zakupy dla Celiny. Przed wyjściem dała im długą na kilometr listę i zagroziła strajkiem, jeśli pominą na niej choć jeden punkt. Na domiar złego w centrum handlowym dopadły go fanki i musiał rozdać dziesiątki autografów zanim się uspokoiły, a ich rozdzierające uszy piski, zamilkły. W takich chwilach często żałował, że stał się rozpoznawalny. Wolałby odpisywać na maile czytelników w zaciszu swojego gabinetu. Jak każdy lubił, kiedy ktoś doceniał jego pracę i wysiłek, ale to co się ostatnio działo w L.A zakrawało na prześladowanie. Jeszcze dwa lata temu nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że jako pisarz nie będzie mógł wyjść spokojnie z domu. Głupi film, bijący w kinach rekordy popularności, plus kilka pochopnie udzielonych w telewizji wywiadów, dały mu niespodziewanie status gwiazdy. Nie sądził, by sobie czymś zasłużył na takie zainteresowanie. W swoim mniemaniu, w przeciwieństwie do Demkowicza, był raczej przeciętnym , nie rzucającym się w oczy facetem. Kiedy piosenkarz nawet największym tłumie świeciłby niczym najmocniejszy reflektor, on z powodzeniem by w nim zniknął. Zauber nie doceniał siebie, ani wrodzonego wdzięku jakim obdarowała go szczodrze natura, ani ciętego języka za który kochali go czytelnicy z całego świata. Nie miał ochoty zatrudniać ochroniarzy, by śledzili każdy jego krok, ale jeśli tak dalej pójdzie, będzie musiał rozważyć taką opcję. Współczuł piosenkarzowi, którego popularność rosła w zastraszającym tempie, że nigdzie się bez nich nie mógł ruszyć. W domu zastali jedynie gosposię.

– Może go poszukamy?- Zoja chętnie wyszłaby na miasto, którego jeszcze nie miała okazji zwiedzić. Poza tym podziwianie go w towarzystwie Adama wydało jej sie nad wyraz romantyczne. Mogliby zjeść w jakieś uroczej restauracyjce kolację, pospacerować po parku trzymając się za ręce. Może nawet dostałaby małego całusa. Dalej jej wyobraźnia na razie nie sięgała.

– Niby gdzie? Masz pojęcie ile klubów jest w L.A? – Zrezygnowany klapnął na fotel. Jakoś wszystko tego dnia szło nie tak jak trzeba. – Lepiej zaczekajmy tutaj.

– Na pewno masz jakiś znajomych, którzy mogliby pomóc. – Mężczyźni w pewnym wieku byli jednak nudziarzami.

– Takich nie. W przeciwieństwie do tych dwóch aktorskich miernot nie znoszę włóczyć się po seplunach. – Tylko tego brakowało by widziano go z taką smarkulą w nocnym klubie. Już widział te nagłówki – ,, Znany pisarz i jego małoletnia kochanka”, ,,Starszy pan i uczennica” , ,, Dziewczyna, która mogłaby być jego córką”. Paparazzi mieli siódmy zmysł i pojawiali się w takich wypadkach jak zaczarowani. Musiałby potem zawieźć Demkowicza do kardiologa, bo z pewnością dostałby zawału. Pisarz choć chętnie słuchał plotek i szczerze się nimi bawił, sam niechętnie bywał ich ofiarą. Wziął do ręki gazetę, by natrętna dziewucha zrozumiała, że to definitywny koniec wycieczek w tym dniu. Adam zanurzył się w ulubionym fotelu. Przejrzał szybko media społecznościowe. Brak jakiejkolwiek informacji o zbiegłych imprezowiczach uznał za dobrą wiadomość. Humor mu się nieco poprawił tym bardziej, że na stoliku zapobiegliwa Celina postawiła talerzyk ze śliwkowym ciastem, grubo okraszonym kruszonką. Uwielbiał takie błogie, ciche popołudnia. U jego stóp leżał pies, Zoja smarowała w sypialni swoje łaty, a gospodyni zajęta w kuchni, nie zawracała mu głowy. Na chwilę się zdrzemnął. Nawet nie zauważył kiedy nastał wieczór.

– Adam… Adam Skarbie. – Owionął go zapach dobrych cygar. Skąd on znał ten głos? Dlaczego durny pies nie szczekał? Niechętnie otworzył oczy.

– Co ty tutaj robisz Richard? – Na widok pochylającego się nad nim mężczyzny żołądek skurczył mu się do rozmiarów orzeszka. Zacisnął ręce na oparciu fotela, by zapanować nad gniewem i wpełzającymi mu na usta przekleństwami. Takie zachowanie jedynie podniecało tego zdradliwego skurczybyka, o którym usilnie próbował zapomnieć i nawet mu się to ostatnio udawało. Nieraz po ostrej sprzeczce lądowali w łóżku, a do tego nie miał zamiaru dopuścić. Zranił go wystarczająco wiele razy, aby nabrał dystansu i rozsądku.

– Przyniosłem ci bilety na zawody. – Oskoczył gwałtownie bo pisarz zwinnie wstał i niespodziewanie kopnął go w kolano. Przed porządnym siniakiem nie uchronił go nawet refleks zawodowego zapaśnika. Nie widzieli się od trzech, długich miesięcy kiedy to po powrocie do mieszkania zastał drzwi zamknięte na klucz, a swoje walizki na wycieraczce. Dobre dusze z sąsiedztwa doniosły na niego, oczywiście kierowane wyłącznie chrześcijańską troską. Uniósł się wtedy dumą, pojechał do hotelu, czego gorzko pożałował. Szybko zorientował się, że skok w bok był wielkim błędem. I tęsknił, tęsknił każdego dnia. Żaden z nowych partnerów nie umywał się do Adama. Postanowił zrobić wszystko by kochanek mu wybaczył. Miał nadzieję, że kiedy emocje nieco opadną będzie skłonny do rozmowy. Adam zawsze najpierw się awanturował, a potem mu wybaczał drobne grzeszki. Jego milczenie i spokój na wieść o jego zdradzie bardzo go zaskoczyły. Nie potrafił zrozumieć, że tym razem przebrał miarę, a nawet najbardziej wyrozumiały człowiek miał jakiś limit.

– Spierdalaj! Jak śmiesz tutaj przychodzić?! – Zamachnął się jeszcze raz, ale tym razem niestety nie trafił. Jaki trzeba było mieć tupet, żeby pojawiać się jak gdyby nigdy nic? Z groźną miną wziął do ręki dzbanek z kompotem.

– Skarbie miej litość. Jutro sędziuję. – Zielononiebieskie oczy, roziskrzone gniewem zawsze odbierały mu rozsądek. Natychmiast zapragnął ten ogień przekuć w coś zupełnie innego. Ten delikatny, zazwyczaj łagodny mężczyzna posiadał w sobie pasję, o której wiedziało niewiele osób.

– Zdychaj gnido! – Nie udało mu się zachować spokoju. Rzucił w zbliżającego się mężczyznę przygotowanym pociskiem, przepadł przez dywan i omal nie wylądował na podłodze. Na szczęście w ostatniej chwili złapał się komody.

– Nadal ci nie przeszło? Zrobisz sobie krzywdę. – Lubił takie zapasy, zimny napój bynajmniej nie ostudził jego zapału. Otarł twarz rękawem.

– Od kiedy cię obchodzi moja krzywda? – Miał do czynienia z idiotą, w dodatku kompletnie pozbawionym poczucia przyzwoitości. Wykorzystał go w najnikczemniejszy sposób, a teraz chciał się pogodzić? Zaczął się cofać, niestety źle wymierzył i został zapędzony do kąta między szafą a ścianą. Prędzej zje swoje kapcie niż pozwoli się pocałować temu durniowi.

– Dajmy sobie buzi na zgodę…- Doskonale znał Adama, a przynajmniej tak mu się wydawało. Pisarz był bardzo namiętny, gdyby udało mu się wziąć go w ramiona, szybko by mu wyperswadował humorki. Nie mógł się doczekać, kiedy te źrenice rozszerzą się wypełnione po brzegi pożądaniem.

– Oszalałeś prawda? – W najgorszym wypadku miał zamiar zawołać na pomoc Celinę. Poczuł wstręt na myśl o dotyku mężczyzny, dla niego ich znajomość skończyła się wraz ze zdradą. Nie należał do osób które by wybaczyły coś takiego, najwyraźniej jednak Richard nie potrafił tego zrozumieć.- Trzymaj łapy przy sobie!…

***

Bred z Georgiem bawili się o wiele gorzej niż zaplanowali. Demkowicz okazał się wcieleniem samego szatana. Pojenie go alkoholem było jednym z najgorszych pomysłów na jakie wpadli w życiu. Najlepszy klub w mieście, którego byli od lat bywalcami, już nigdy nie wpuści ich za próg. A zaczęło się całkiem niewinnie. W doskonale znanym artystom lokalu posadzili piosenkarza przy barze z kolorowymi drinkami. Obsługujący go przystojny chłopak omal nie rozpłynął się z zachwytu na jego widok. Wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko gorącemu numerkowi na zapleczu.

– Poproszę colę. – Andriei nie znosił hałasu, ranił jego uszy, a tutaj ledwo słyszał swoje myśli. W takim miejscu był jedynie dwa razy w życiu i nie miał z niego najlepszych wspomnień. Wolał bawić się w gronie najbliższych przyjaciół, źle znosił towarzystwo nieznajomych. Miał nadzieję, że aktorom szybko się znudzi i zostawią go w spokoju. Wolałby teraz pracować z Adamem nad piosenką. Zoji też na pewno już przeszedł pierwszy atak wściekłości.

– Masz dowód od paru dobrych lat, więc się nie krępuj, tutaj nikt cię nie nakryje. Ten lokal jest zamknięty dla ogółu.- Kusił Bred.

– Alkohol szkodzi na głos. – Czasami pił wino, ale tylko na specjalne okazje. Nie rozumiał potrzeby podkręcania, przy pomocy wysokoprocentowych trunków, atmosfery.

– Cola z odrobiną whisky. – Zamówił dla wszystkich George. Mrugnął przy tym do barmana, pokazując  na migi o jak sporą odrobinę mu chodziło.

– Niech wam będzie, ale tylko jeden drink. – Postanowił sączyć powoli z nadzieją, że dwaj lowelasi szybko się opiją i będzie mógł zniknąć po angielsku. Niestety nie docenił siły wysokoprocentowego trunku. W dodatku, kiedy tylko odwrócił głowę Bred, pragnący by się wreszcie rozluźnił i zabawił, dolewał mu whisky. Do Andrieia dosiadły się bezceremonialnie dwie, zwabione jego urokiem, panie. Aktorów doskonale znały, ale ten młody, piękny mężczyzna był tak zwanym świeżym mięskiem w stawie pełnym przeterminowanych ryb i wielką niewiadomą, więc tym bardziej je pociągał. W dodatku jego twarz na pewno już gdzieś widziały.

– Brit. – Przedstawiła się blondynka około trzydziestki. – Co tutaj robi samiutki taki śliczny chłopak?

– Jestem z przyjaciółmi. – Zmierzył ją chłodnym wzrokiem Andriei. Dziewczyna była ładna, ale ubrana na seksowny, zdzirowaty sposób, którego nie znosił. Kobieta, która sama nie szanowała własnego ciała, napawała go odrazą.

– Angelina. – Brunetka o wydatnych ustach wyciągnęła do niego rękę, którą zignorował. Miałby dotknąć tej szponiastej, upierścienionej, spoconej łapy? Za nic!

– Andriei Demkowicz. – Odezwał się w jego imieniu Bred. – Na pewno drogie panie juz nieraz słyszałyście go w radiu lub telewizji. – Takie znajomości były w show biznesie bardzo pożądane i przynosiły niezłe profity.

– Och tak. – Wyraźnie ożywiła się Brit. Sama była popularną wokalistką, choć ostatnio jej kariera nieco straciła rozpęd, do czego przyczyniły się chętnie brane przez nią narkotyki. Szczęście jej sprzyjało, miała okazję przetestować najsłynniejszy głos na świecie, zanim dobierze się do niego ktoś inny. Zazwyczaj to mężczyźni prześcigali się, aby choć rzuciła na nich okiem.  – Słodziutki Anioł importowany wprost z Ukrainy.

– Możemy przenieść się do mnie. Mąż właśnie wyjechał z dziećmi na wakacje. – Nie miała nic przeciwko ożywczemu trójkącikowi. Zdjęcia do jej najnowszego filmu zaczynały się za tydzień, więc miała dużo wolnego czasu, a ten czarujący nieznajomy wyglądał na wartego zachodu.  Nawet nie brała pod uwagę innej opcji. Zresztą kto by odmówił gwieździe jej formatu.

– Jak nisko upadliśmy. – Westchną George. – Nawet nie wzięłyście nas pod uwagę. – Trochę niepokoił go fakt, że Demkowicz chwiał się nieco na nogach, a jego czarne oczy nabrały niebezpiecznych błysków.

– Chodź piękny, pokażemy ci jak gorące są kobiety w L.A. – Brit zmierzyła mężczyznę jednoznacznym spojrzeniem. Dawno nie miała nikogo równie smakowitego.

– A kto by tam chciał macać twoje sztuczne cycki. – Powiedział spokojnie Andriei jednym palcem, niczym sztyletem, dźgając lewą pierś zaskoczonej jego zachowaniem kobiety. Czy one naprawdę myślały, że zgodzi się na rolę zabawki ponieważ były bogate i sławne? Wolałby do końca życia śpiewać do kotleta po spelunach niż pójść z którąś do łóżka.  – Pęknie jeśli zrobię to mocniej?

– Jaki bezczelny. – Angelina nie mogła uwierzyć w to co słyszała. Za kogo uważał się ten gówniarz?

– Myślisz, że twoje wargi karpia są seksowniejsze niż balony koleżanki? Wyglądają niczym dwie przejedzone, cierpiące na wzdęcia dżdżownice.

– Może pan chce kawy? Za dużo pan wypił. – Próbował ratować sytuację barman, widząc coraz bardziej wściekłe spojrzenia obu, nieco przebrzmiałych gwiazd. Wiedział, że te pamiętliwe kocice nie darują mężczyźnie obelg.

– Ty dzieciaku lepiej zmień pracę. Nie wstyd ci? Aż tak dobrze płacą za szybkie akcje na zapleczu? – Chłopak najpierw wytrzeszczył na niego oczy, a potem zaczął głośno szlochać w ścierkę, jednocześnie kobiety podniosły krzyk. Natychmiast zbiegli się ochroniarze. Andriei zaczął się z nimi przepychać i skończyło się na tym, że wszyscy trzej panowie wylądowali na ulicy z wilczymi biletami. Aktorzy nie mogli się nadziwić, jakim cudem ten kulturalny mężczyzna, zamienił się pod wpływem alkoholu w pyskatą łajzę bez odrobiny instynktu samozachowawczego. Napytali sobie biedy, te babiszony nie zostawią na nich suchej nitki. Długo czekali na taksówkę dzięki czemu zdążyli nieco przetrzeźwieć. Niestety z piosenkarzem sprawa miała się raczej odwrotnie, ciepłe powietrze w samochodzie jeszcze bardziej go rozebrało. Po dojechaniu na miejsce musieli go wywlec niemal siłą, ciągnąc pod ramiona doprowadzili do domu i oparli o ścianę w holu, gdzie stał z zamkniętymi oczami nie dając oznak życia. Postanowili najpierw sprawdzić teren, woleli nie natknąć się na Adama. Przeklęty regulamin nadal wisiał nad kominkiem. Zajęci szpiegowaniem trochę się oddalili. Nagle usłyszeli dochodzące z salonu krzyki trzech osób, łomot i huk. Biegiem ruszyli z powrotem. Na miejscu zastali niezłe pobojowisko. Stolik kawowy poszedł w drzazgi. Wszędzie walały się skorupy z rozbitych filiżanek. Pisarz z mizernym skutkiem usiłował rozdzielić okładających się pięściami dwóch mężczyzn, w jednym z nich rozpoznali Demkowicza, drugiego nigdy nie widzieli na oczy. Obaj już nieźle zdążyli sobie poobijać facjaty.

 

Patrz tylko na mnie 6

Przez większość dnia mieszkańcy Luogo di Silenzio ciężko pracowali – aktorzy ćwiczyli role, od czasu do czasu słychać było wrzaski Jeni, kiedy panowie beztrosko zapominali tekstów, Adam z Andrieiem mieli już ogólny zarys piosenki, nawet Zoja opalając się nad basenem korzystała z laptopa i przyswajała nowe angielskie zwroty, które mogłyby przydać się jej w tłumaczeniu. O czternastej żołądki wszystkich zaczęły głośno dopominać się o swoje prawa tym bardziej, że Celina pootwierała okna i z kuchni dochodziły nieziemskie aromaty. Na dźwięk głosu gospodyni wygłodniałe stadko zgodnie potruchtało na obiad. Jedynie Zoja nie zareagowała na wezwanie, ponieważ miała na uszach słuchawki. Zatrzymali się przed jej materacem na którym leżała. Andriei szturchnął ją palcem w ramię.

– Ej Łaciata nie śpij, dają jedzonko. – Natychmiast się odsunął i schował za plecami aktorów, nieczyste sumienie nakazywało mu ostrożność.

– Przestań mnie przezywać. Dziecinniejesz. – Dziewczyna wstała niechętnie, szybko owijając się kąpielowym ręcznikiem. Plan spalił na panewce. Chciała zwabić Adama, a nie całą bandę, okupującą willę niczym wojsko. Zauważyła, że dziwnie się jej przyglądają i trzymają z daleka, jakby coś powstrzymywało ich przed podejściem bliżej.

– To chyba trąd. Byłaś skarbie ostatnio w krajach tropikalnych? – Na twarzy Jenni malował się pełen obrzydzenia grymas.

– Wygląda raczej na bielactwo. – Bred wyciągnął rękę z zamiarem dotknięcia jej pleców, ale pod ciężkim spojrzeniem Andrieia szybko zrezygnował.

– Nie pomyliłaś dziecko wybielacza z szamponem do włosów? – Usiłował rozwiązać zagadkę George.

– No co ty, przecież to strasznie śmierdzi. Raczej grzybica, plamy są duże i owalne. Moj kuzyn miał coś podobnego. – Na takie oświadczenie Adama Zoję, która do tej pory czuła się jak robak pod mikroskopem, aż wyprostowało. Miała złe, bardzo złe przeczucia. Zerwała się i boso pognała do holu. Stanęła przed dużym, kryształowym lustrem. Od stóp do głów  pokryta była białymi łatami, jakby ją dopadł w śnie szalony malarz. Jaśniejsze przebarwienia odbijały się mocno od naturalnie śniadej, opalonej skóry.

– Aaa…! Niech mnie ktoś obudzi! – Zawyła zrozpaczona. Przyjechała tutaj, by pokazać się swojemu idolowi z najlepszej strony, a teraz wyglądała jakby ją dopadła paskudna choroba zakaźna. Powinna teraz zamienić się w ropuchę i zniknąć w najbliższym bajorze na sto lat. Niestety życie to nie bajka, a szkoda.

– Nie martw się mała, mućki też są urocze. Mają wielkie, mięciutkie mordy i lśniące futerka. – Pisarz usiłował ją niezręcznie pocieszyć. – Jutro zawieziemy cię do dermatologa.

– Zamknij się u licha. – Bred przewrócił oczami. Jak zwykle język Adama działał niezależnie od niego, nawet kiedy miał najlepsze intencje, ujawniała się jego skłonność do groteski i karykatury, a biedna dziewczyna została już wystarczająco upokorzona. Uważał pisarza za przemiłego faceta, niestety kompletnie nie mającego wyczucia w sprawach damsko – męskich. Nic dziwnego, że nadal był singlem. Od jego bezpośredniości i malowniczych porównań ludziom często opadały i nogi, i ręce.

– Oo..! Nie patrz na mnie! – Dziewczyna złapała ze stojącego pod ścianą stolika obrus i owinęła się nim niczym mumia. Widać jej było jedynie oczy. Taki wstyd. Wyglądali razem w lustrze jak Piękny i Bestia. Miała ochotę w tej chwili umrzeć.

– Myślicie, że zacznie dawać mleko? – Jeni, której wyraźnie poprawił się humor, też nie odmówiła sobie małej złośliwości. Rywalka wyglądała jak kosmitka i miała ją z głowy na dłuższy czas. Nie spodziewała się, że to będzie tak miły dzień.

– Może będzie musiała zacząć jeść trawę. – Dołożył swoje trzy grosze Andriei. Wiedział, że nie powinien się odzywać, ale smarkula zalazła mu zbyt mocno za skórę. Tym wystąpieniem natychmiast pogrążył się w oczach siostry, która popatrzyła na niego podejrzliwie. Zwykle, kiedy zaczęła kichać, zaczynał panikować i zawoził ją do znajomego lekarza. Teraz miał na twarzy szeroki uśmiech.

– Gadaj, co mi zrobiłeś? – Ściągnęła z nogi klapka. – Zabiję cię świnio!! – Mężczyzna, który  spodziewał się ataku, zręcznie uniknął ciosu.

– Domyśl się! – Nie miał zamiaru czekać, aż ogarnięta furią siostra przerobi jego cenną twarz na kotlety. Jednym susem dopadł tarasu i wyskoczył przez barierkę. Miał dzisiaj w studiu filmowym próbę do znanego programu Zmagania Idoli. Reżyser zabiłby go dużo skuteczniej, jeśliby pozwolił jej na podrapanie sobie policzków, albo co gorsza podbicie oka. Te lakierowane szpony wyglądały całkiem groźnie. Postanowił nie wracać na noc i poczekać, aż Zoja nieco ochłonie.

***

Szybko okazało się, że plan filmowy nie był wcale dla Demkowicza bezpieczniejszym miejscem. Zgodził się wziąć udział w rywalizacji, podczas której znani wokaliści kręcili krótkometrażowe filmiki, popisywali się amatorskimi talentami aktorskimi  i śpiewali, a publiczność zgromadzona w studiu oceniała ich wysiłki. Lubił nowe wezwania, chętnie sprawdzał się w nieznanych mu dziedzinach. Zawsze dawał z siebie sto procent, nigdy nie odpuszczał, nawet jeśli nie miał szans na wygraną. W tym wypadku jednak okazało się, że sam był swoim największym wrogiem i problem leżał bynajmniej nie w braku doświadczenia aktorskiego. Reżyser siedział na fotelu z megafonem w ręce i wyglądał na kompletnie załamanego.

– Jeszcze raz. – Wychrypiał, bo była to już dwudziesta szósta próba miłosnej sceny między kochankami. Musiał nauczyć tego niedorajdę grać, bo potem cały filmik był nagrywany za jednym podejściem, bez możliwości korekty.  – Zbliż się do niej, weź chociaż za rękę. – Z daleka wszystko wyglądało niemal idealnie. Niestety, kiedy tylko odległość między Andrieiem a dziewczyną zaczynała się zmniejszać, sztywniał niczym kołek w płocie. Reżyser za nic nie mógł tego zrozumieć. O tym mężczyźnie marzyły tłumy zachwyconych każdym gestem fanek, z jego punktu widzenia miał wszystko – sławę, urodę i pieniądze. Co się z nim działo? O brak wprawy raczej go nie podejrzewał, chętnych by go wprowadzić w tajniki alkowy na pewno były tysiące, zresztą miał już na boga dwadzieścia pięć lat.

– No dobrze… – W głosie piosenkarza nie słychać było entuzjazmu, tylko ponurą zawziętość. Stojąca naprzeciwko niego dziewczyna była naprawdę ładna, niestety nie wywoływała w nim żadnych emocji. Udawanie zainteresowania okazało się dla niego trudniejsze niż przypuszczał. Przekleństwem okazała się piękna, wrażliwa twarz pokazująca perfekcyjnie każdą emocję. Aktorstwo znacznie różniło się od wokalnych występów, tutaj trzeba było wejść w bliski kontakt fizyczny z drugim człowiekiem, czego nigdy nie lubił. Kiedy ktoś wkraczał w jego strefę bezpieczeństwa natychmiast mógł dostrzec niechęć, znajomi doskonale o tym wiedzieli i unikali nawet poklepywania go po plecach.

– Pokażę ci. – Reżyser rozumiał, że młodzi spotkali się po raz pierwszy i czują skrępowani, ale żeby aż tak bać się takiej ślicznej dziewczyny. O tam nie miałby żadnego problemu w pocałowaniu tej zalotnej brunetki. Być może Demkowicz był po prostu strasznie wybredny i narzucona mu przez wytwórnię aktorka czymś go do siebie zraziła. Należało jednak skończyć film, a to była kluczowa scena. – Patrz. Podchodzisz do niej, uśmiechasz się słodko, obejmujesz w pasie, gładzisz po policzku i całujesz. Powoli i delikatnie, to w końcu twoja ukochana. – Oczywiście wszystko zademonstrował na oszołomionym nieco rozwojem sytuacji Andrieiu, który zdążył jedynie odchylić się do tyłu by uniknąć niechcianych czułości. Facet śmierdział jakimiś okropnymi papierosami.

– Oh.. – Odskoczył w ostatniej chwili, kiedy wargi mężczyzny były już bardzo blisko. Na myśl o intymnym zbliżeniu zrobiło mu się niedobrze. – Rozumiem, wszyściutko. Nie musi pan już mi więcej tego pokazywać. Proszę o dziesięć minut przerwy. – Prawdę mówiąc zaczynał trochę panikować. Nie mógł się wycofać z tego programu na trzy dni przed emisją. Dlaczego nie wybrał choćby horroru, tylko tą żałosną historię miłosną? Musiał coś wymyślić. Rezygnacja nie leżała w jego charakterze. Miłość była dla niego raczej czymś nieokreślonym i odległym i wolałby, żeby tak pozostało. Wspomnienia swojego pierwszego zauroczenia nadal stały mu kością w gardle. Kiedy ostatnio doznał tego rodzaju emocji w stosunku do drugiej osoby? Co wtedy czuł? Elena, Zoja…? To było tak dawno, że nie pamiętał nawet ich zapachu. Właśnie zapach. Zawsze był dla niego ważny. Ostatnio, ku jego ogromnemu zaskoczeniu, zyskał nawet imię. Rozgrzana słońcem skóra, strugi wody, olejek do opalania przywodzący na myśl drzewo sandałowe i cynamon. Tak bardzo chciał jej wtedy dotknąć, że omal nie zmiażdżył sobie klatki sztangą. Czerwone kąpielówki opinające krągłe pośladki. Niechciane gorąco, ogarniające jego ciało. Czułość i smutek zalewający serce na widok długiej blizny. Wstał.

– Możemy zaczynać. – Zatrzymał w głowie powstały obraz, teraz tylko musiał przenieść go na dziewczynę.

– Jesteś pewny? – W reżysera wstąpiła nadzieja na widok jego determinacji. Za oknami księżyc już stał wysoko na niebie, a cała ekipa dyskretnie poziewywała.

– Oczywiście. – Aktorzy zajęli wymagane pozycje. Kiedy Anriei ruszył powoli w kierunku dziewczyny, śpiewając delikatnym, czułym głosem piękną balladę miłosną wszyscy na planie zostali oczarowani. Mechanicznie wykonywali swoje czynności, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Dziewczyna w zwiewnej, białej sukience wyglądała jak ucieleśnienie wymarzonej narzeczonej. Otwarła szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że to ten sam sztywny mężczyzna, który narobił jej siniaków, niezręcznie chwytając za ramiona. Czarne źrenice otoczone firankami długich rzęs wabiły ją do siebie. Ah to stanowcze, pełne niewypowiedzianych pragnień męskie spojrzenie. Słowa piosenki powodowały drżenie w całym ciele. Miała do czynienia z wieloma doświadczonymi amantami filmowymi, ale żaden z nich nie wywołał w niej tak silnych uczuć. Silne, pewne ręce objęły ją w talii. Zamknęła oczy i podniosła głowę do pocałunku. Niestety zamiast gorących warg, poczuła na swojej twarzy dłoń o rozpostartych palcach.

– Mama zabroniła mi się całować. – Rozległ się niespodziewanie zimny, kpiący głos Andrieia. Usta należały do niego i nie miał zamiaru dzielić się nimi z byle kim. – To powinno wystarczyć. Prawda?  – Ze wszystkich stron sali rozległy się tłumione chichoty i parsknięcia. Ekipa filmowa doskonale się bawiła. Senność przeszła im jak ręką odjął.

– Ach… – Dziewczyna zupełnie oszołomiona i zdezorientowana otworzyła oczy. Zamrugała powiekami. Demkowicz stał dwa kroki od niej i spokojnie poprawiał wywinięty kołnierzyk koszuli. Poczuła jak rumieniec okrywa ją aż po dekolt. – Niech cię szlag! – Wypadła z roli kulturalnej, światowej artystki. Ten facet zasługiwał na wszystko co najgorsze.

Tymczasem dla widzów, mina głównej aktorki, która wcześniej dała im się we znaki swoimi kaprysami gwiazdy drugiej kategorii, była bezcenna. Prawie każdemu udało się nakręcić na swój prywatny użytek scenę, którą natychmiast podzielili się w mediach społecznościowych, zanim producent zdołał im zabronić.

– Niech będzie. – Reżyser postanowił zadowolić się tym co dostał. Jeśli ten rozpieszczony dupek nie chciał się całować to trudno. Scena była wystarczająco romantyczna dla rzeszy jego fanek. Nie miał zamiaru siedzieć w studiu do rana.

***

Bred i George od rana mieli świetne humory. Nie mogli się zdecydować czy właśnie oglądali komedię czy dramat. Cały internet aż huczał od plotek i domysłów. Wszyscy z zapartym tchem czekali na rezultaty pracy reżysera, zaskoczonego ogromem zainteresowania filmem. Postanowił dać z siebie wszystko podczas montażu. Panowie siedzieli na tarasie, raz po raz odtwarzając scenę pocałunku Andreia i zaśmiewali się do łez.

– Myślisz, że on tak na serio z tą mamą? – Bredowi dziewczyna w ramionach piosenkarza wydawała się całkiem apetyczna. – Może przestrzega jakiś rodzinnych tradycji?

– Srata tata…- George popukał się po głowie. – Już dawno przestał być dzieckiem. Facet sam nie wie czego chce i lepiej by się dowiedział dla dobra wszystkich zainteresowanych.

– Jak trochę poćwiczy będzie z niego niezły aktor. Ta mała omal nie zemdlała. – On uznał scenę za całkiem gorącą. Na pewno panny z fanklubów będą ją sobie puszczać do poduszki. – Zostałeś wieszczem? – Ponure stwierdzenie, zazwyczaj nieskłonnego do filozofowania kolegi, trochę go zaskoczyło.

– Naprawdę myślisz, że jakiś reżyser pozwoliłby mu na takie kaprysy? Jeśli akceptujesz rolę, wiesz na co się zgadzasz i nie ma tutaj miejsca na dziecinne uniki. – Zjadł zęby na planach filmowych i dobrze wiedział jak się kręci ten biznes. – Będzie musiał wziąć udział w scenie łóżkowej i co powie?

–  Macanie dopiero po ślubie? – Bred popluł się piwem.

– Taa… – Nadal go suszyło, a dzień zapowiadał się na strasznie upalny. Mieli przerwę w zdjęciach i praktycznie nic do roboty. W takich chwilach obu panom przychodziły do głowy najbardziej ryzykowne pomysły, ale czym byłoby życie bez odrobiny adrenaliny. – Może powinniśmy go trochę podszkolić?

– Tylko trzeba tak bardziej delikatnie…- Niby Andriei nie wyglądał na strachliwego, ale zauważył, że w intymnych sytuacjach robił się nieśmiały.

– Przynajmniej do pierwszych trzech drinków..- Każdy posiadał instynkt, problem w tym, w która stronę skierowany. Miał swoje podejrzenia. Nikt bez powodu nie rozpłaszczał dłonią twarzy ślicznej, w dodatku chętnej dziewczynie.

– Przecież on nie pije. – Czarujący dzieciak był strasznie zasadniczy, jeśli się na coś uparł nie będzie łatwo zwieść go ze ścieżki cnoty.

– Każdy tak na początku mówi…- Jeszcze się taki nie urodził, którego nie udałoby się im dwóm, zwieść na manowce. Bred postanowił poszerzyć rozrywkowe grono o kilku przystojnych chłopców. I oby tylko Adam się o tym nie dowiedział. Na szczęście miał na mieście małe mieszkanko, którym się nie afiszował.

Kiedy Demkowicz późnym popołudniem wkroczył do domu panowie mieli już opracowany plan porwania. Edukacja młodego człowieka niezaprzeczalnie leżała w ich gestii i jako starzy wyjadacze nie mogli puścić takiego niewinnego kwiatuszka na niebezpieczne wody show biznesu. Nic nie mogło pójść nie źle. Znali dyskretne miejsca, gdzie można było nieźle zabalować, bez strachu natknięcia się na natrętnych paparazzi. Wzięli pod ramiona zaskoczonego piosenkarza i zawlekli do taksówki. Wsiedli z dwóch stron by mu uniemożliwić ucieczkę.

Patrz tylko na mnie 5

Andriei spał naprawdę kiepsko, jego myśli wracały ciągle do rozpartego na kanapie Adama. Nie mógł znaleźć sobie wygodnej pozycji, kręcił się w kółko, zapadając jedynie w krótkie drzemki. O świcie dał w końcu za wygraną i usiadł na łóżku. Doszedł do wniosku, że miotała nim zwyczajna ludzka zazdrość.  Nic w życiu nie przyszło mu za darmo, nad swoją sylwetką, twarzą czy głosem również musiał się napracować. Tymczasem ten marny pisarzyna, wyglądał świetnie, cokolwiek na siebie włożył. Przypuszczał, że byłby przystojny nawet w worku. Drań nie uprawiał żadnego sportu, objadał się ciastkami, o których istnieniu on starał się usilnie zapomnieć, a w zamian miał najfajniejszy tyłek jaki kiedykolwiek widział. Nie było sensu dalej się męczyć. Sen odleciał za horyzont. Mężczyzna prychając podniósł się z materaca, wyszorował zęby, założył przygotowane wcześniej spodnie od dresu oraz koszulkę bez rękawów. Wyszedł przed domek gościnny i rozprostował swoją wysoką postać. Zauważył otwarte drzwi balkonowe do pokoju siostry. Ten widok trochę go zaniepokoił.

– Chyba znowu nie uciekła? – Mruknął. Najwyraźniej dostawał paranoi. Postanowił na wszelki wypadek sprawdzić, co robi Zoja. Po cichutku wszedł po schodach na piętro i zakradł się do jej sypialni. Smarkula spała jak zabita, posapując przez nos. W koszulce w niebieskie groszki wyglądała na trzynaście lat. Otulił ją kołdrą, bo poranne powietrze było dość chłodne. Kiedyś przybiegała do niego każdego wieczora, aby poczytał jej bajki. Wydawało mu się, że to było tak niedawno. Na oparciu krzesła rzucił mu się w oczy przygotowany skąpy strój kąpielowy.

– Zamierza tak paradować przed wszystkimi? – Warknął pod nosem. Nawet w zaciszu własnego domu kobieta nie powinna się tak ubierać. Wyniesione z domu schematy tkwiły mocno w jego świadomości. – Już ja ją oduczę świecenia golizną. – Zauważył olejek do opalania w stojącej na podłodze, plażowej torbie i do głowy przyszedł mu diabelski pomysł. Siostra zrobi mu potem z życia piekło, za to z pewnością nie spodoba się Zauberowi, ani żadnemu mężczyźnie przez dłuższy czas chyba, że któryś będzie miał poważną wadę wzroku. Wrócił do swojej łazienki, gdzie wcześniej zauważył przeterminowany samoopalacz, pozostawiony tam przez jakiegoś gościa. Dolał go nieco do butelki. Nie mieszał, aby podczas smarowania rozchodził się nierównomiernie po skórze.

– Śpij dobrze Kluseczko i miłego opalania. – Z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku poszedł pobiegać wzdłuż plaży. Po godzinie doszedł jednak do wniosku, że to nie wystarczy. Jeśli chciał wyglądać w dżinsach lepiej od Zaubera, musiał poćwiczyć intensywniej. Obok basenu, ubrani jedynie w krótkie spodenki i obcisłe koszulki, katowali swoje ciała Bred i George. Nie spodziewał się, że ci dwaj tak wcześnie wstają. O wiele mocniej zbudowani od niego przypominali starożytne rzeźby, ich zawód wbrew pozorom był bardzo wymagający. Od wyglądu często zależały role jakie mogli zagrać, a nie mieli już po dwadzieścia lat. Pomachali do niego z daleka.

– Eloo…! Przyłącz się!

– Hej. – Andriei nie miał zbytniej ochoty na zbiorowe wyciskanie na maszynach, zawsze czuł się nieswojo w zatłoczonych siłowniach, pełnych na wpół ubranych facetów. Nie lubił wystawiać się na ich spojrzenia. Robił się wtedy czerwony i czuł jak robak na haczyku. Nie był głupi, zdawał sobie sprawę, że męskie ciała zwyczajnie mu się podobają, ale zawsze zrzucał to na karb doznań estetycznych. Lubił wszystko co piękne. Skoro rasowy koń czy dobry obraz podniecał jego wyobraźnię, to dlaczego miałoby być inaczej z ludzkim ciałem? W dodatku surowo wychowany w tradycyjnej rodzinie zwyczajnie nie dopuszczał do siebie innych możliwości. Poddawany od dziecka żelaznej dyscyplinie nie miał zbyt wiele czasu na błądzenie myślami. Potrafił odsuwać od siebie niewygodne tematy na bliżej nie określoną odległość.

– Dalej, pokaż co potrafisz. – Bred był już cały spocony, potężna klatka aktora unosiła się rytmicznie.

– Może wolisz dołączyć do Adama? – George spojrzał na niego zaczepnie i pomachał przed nim ciężarkiem. – Podobno muzycy są strasznie delikatni.

– A.. Adama? – Odwrócił się i zobaczył jak mężczyzna klasyczną żabką przemierzał basen. Miał na sobie jedynie czerwone kąpielówki. – O nie. – Aż mu się gorąco zrobiło na myśl, że musiałby do niego dołączyć. Ci dwaj przynajmniej byli ubrani i znajdowali się w pewnej odległości. – Woda jest na pewno zbyt zimna. – Co z tego, że wyszedł na mięczaka. Położył się na ławeczce do wyciskania, która wydała mu się najbezpieczniejszym miejscem. Wzrok jednak ciągle uciekał mu w kierunku wody. Kątem oka zauważył, jak pisarz wychodzi po drabince, a po jego opalonej skórze spływają lśniące strugi. Omal nie upuścił na siebie sztangi. Miał naprawdę ładną sylwetkę, prostą jak trzcina, szczupłą, z ledwo zaznaczonymi mięśniami, ale przecież daleko mu było choćby do aktorów. Wzdłuż kręgosłupa ciągła się niemal niewidoczna, długa blizna. Co u licha go tak fascynowało, w tym przeciętnym facecie?

– Uważaj! – Krzyknął zaniepokojony Bred, który już wcześniej zauważył jego rozkojarzenie. Polubił piosenkarza i zauważył zainteresowanie Zauberem, które od razu wydało mu się czymś więcej, niż tylko troską o siostrę. Uznał, że będą mieli obaj poważne kłopoty, jeśli ich znajomość wyjdzie poza przyjęte ramy. Lepiej by pozostali jedynie współpracownikami. Im prędzej Andriei wróci na Ukrainę, tym lepiej. Rozumiał dobrze bezlitosne prawa show biznesu.

– Co mu się stało? – Właściwie dlaczego zrobiło mu się przykro? Pisarz przecież nie był dla niego nikim bliskim. Czemu go u licha obchodziły jego problemy ze zdrowiem?

– Wypadek. – Odpowiedział enigmatycznie George. On nie martwił się na zapas jak jego kolega po fachu. Demkowicz był zbyt młody i niedoświadczony, aby mieć jakiekolwiek szanse. Zresztą fascynacja, jak to u młodych bywa, na pewno szybko mu przejdzie. Doskonale znał Adama i wiedział, że nie tak łatwo ulegał pokusom, nawet jeśli miały piękne czarne oczy  i przemawiały głosem anioła. – Nie lubi, kiedy się go o to pyta. Jak się bliżej poznacie może ci opowie. Z tego powodu nie może wykonywać żadnych cięższych ćwiczeń fizycznych.

– Och. – Zrobiło mu się wstyd, że uznał mężczyznę za lenia, choć tak naprawdę nic nie wiedział o jego prywatnych sprawach. Znał go jedynie z artykułów w gazetach, wywiadów rozpowszechnianych w internecie czy nieustannych zachwytów siostry, które strasznie go denerwowały. Jakim cudem spadł u niej na drugą pozycję, a jego miejsce zajął jakiś Zauber? Andriei żywił do Zoji bardziej ojcowskie niż braterskie uczucia i miał w jej wychowanie o wiele większy wkład niż rodzice. Jak większość tatusiów zapatrzonych w swoje księżniczki zerkał podejrzliwie na każdego faceta, który się do niej zbliżył. A już nie do pomyślenia było, że zaczęła stawiać go wyżej od niego. Miała dopiero dziewiętnaście lat i jaka tam z niej kobieta. Jeszcze niedawno przywoził jej lalki z całego świata. Skoro jednak będzie musiał współpracować z pisarzem, postanowił zapoznać się z jego twórczością i przeczytać choć jeden z durnych romansów, którymi wszyscy się tak zachwycali. Po powrocie do pokoju kupił jeden w formie e-boka i ściągnął na tableta. Postanowił po śniadaniu przeczytać paskudztwo od deski do deski, choćby miało go to przyprawić o palpitacje serca. Zasadę ,,poznaj wroga swego jak siebie samego” uważał za bardzo mądrą i zawsze sie do niej stosował.

***

Kiedy Zoja zeszła do jadalni zastała tam już całe towarzystwo, oprócz Jenni, która nadrabiała zaległości w spaniu. Specjalnie ubrała się prowokacyjnie w szorty i obcisłą na piersiach bluzeczkę. Przemaszerowała przed nosem Adama, który chichotał z jakiegoś dowcipu Georga i nawet jej nie zauważył. Trudno. Spróbuje potem jeszcze raz. Skoro kiedyś miał żonę, to kobiece wdzięki na pewno nie były mu obojętne. Usiadła naprzeciwko, by jak najlepiej wyeksponować swoje walory. Posłała, pałaszującemu jajecznicę na boczku bratu, zaczepne spojrzenie.

– Hello. – Przywitała się ze wszystkimi.

– Spóźniłaś się. – Andriei wymownie wskazał oczami wiszący nad kominkiem regulamin. – No tak. Ta warstwa maskująca musiała ci zająć sporo czasu. – Wzrok perfekcjonisty natychmiast dostrzegł sprytnie ukrytego pryszcza na czole dziewczyny.

– Mniej niż tobie walka z prostownicą. – Wiedziała jak bardzo nie znosił swoich kręconych włosów, które codziennie pracowicie wygładzał. Doskonale nawzajem znali swoje słabostki i teraz to wykorzystywali.

– Skoro przyjechałaś tutaj, podobno do pracy, powinnaś więcej czasu przeznaczyć na edukację, zamiast udawać światową kobietę.

– Niczego nie udaję Naj Naj, jestem kobietą z klasą i tylko ty tego nie dostrzegasz. Powinieneś sprawdzić wzrok. – Odpyskowała.  – Jak nie wierzysz to przyjdź na basen. Zamierzam się poopalać, zanim Adam będzie potrzebował mojej pomocy.

– Jeszcze zobaczymy. Na twoim miejscu nie wystawiałbym się na słońce. – Nie zamierzał się z nią dłużej przegadywać, to było poniżej jego godności. Zajął się więc śniadaniem. Samoopalcz zrobi swoje, wystarczyło zaczekać, już widział pierwsze oznaki.

– Znalazł się znawca kobiet. – Warknęła Zoja i wstała od stołu. Nie potrafiła tak jak brat nad sobą panować. Zagrała w niej gorąca krew Demkowiczów. – Jakbyś głupku miał o nich jakieś pojęcie nie chodziłbyś z tą zgrzytającą mumią. – Rzuciła w uśmiechającego się złośliwie durnia serwetką i wyszła na taras by ochłonąć. Po wzięciu kilku głębokich oddechów coś zwróciło jej uwagę. Andrei był zadziwiająco spokojny. Zbyt spokojny, nawet jak na niego. Normalnie zaciągnąłby ją do sypialni i kazał się przebrać. Doszła do wniosku, że i tak tej zagadki nie rozgryzie. Wzięła z oparcia krzesła torbę plażową i poszła na basen. Tam zdjęła ubranie i w stosunkowo skromnym bikini położyła się na leżaku w seksownej według niej pozie. Prędzej czy później Adam będzie tędy przechodził i zobaczy, że jej figura to nie żart.

***

Adam był trochę zaskoczony, że Demkowicz miał dziewczynę. Prawdę mówiąc trochę zżerała go ciekawość jaka była, jak wyglądała. Dlaczego Zoja najwyraźniej jej nie lubiła? Pewnie uważała, że jej doskonały pod każdym względem brat, zasługiwał na kogoś lepszego. Kiedy właściwie znajdował czas na randki? Z tego co widział miał bardziej napięty grafik niż prezydent USA. Z zadowoleniem zauważył, że przestał go wreszcie śledzić wzrokiem. Te czarne oczyska wypalały mu dziury w skórze. Najwyraźniej znudził się wyszukiwaniem w nim wad i zajął siostrą. Chciał czy nie, musieli razem popracować nad piosenką, skoro się zgodził na jego przyjazd. Premiera serialu zbliżała się wielkimi krokami. Domek gościnny był przygotowany zgodnie z wymaganiami kompozytora. Stał tam fortepian i inny niezbędny muzykowi sprzęt. Miał też zapewnione odosobnienie, aby nikt mu nie przeszkadzał. Dzięki nowej informacji, pisarz poczuł się pewniej. Wcześniej miał lekkie wątpliwości, co do jego orientacji, ale teraz mógł traktować go na równi z aktorami. Śmiało wszedł do saloniku, gdzie na dywanie leżał przedmiot jego rozważań i najwyraźniej czytał, o zgrozo, powieść, na której oparty był film. Widocznie traktował zlecenie całkiem poważnie, mimo wyraźnej niechęci, jaką czuł do niego. Tylko dlaczego był taki czerwony i co chwilę podrygiwał.

– Hej. – Zaczął ugodowym tonem. Grunt to zachować spokój.

– Co ty tutaj robisz? – Zerwał się na równe nogi Andriei, za plecami ukrywając głupią, zboczoną książkę. To co wyprawiali w niej mężczyźni nie mieściło mu się ani w głowie, ani nigdzie indziej.

– Przepraszam, że nie zapukałem. – Ależ ten facet był nerwowy. Przecież tą powieść cezura opatrzyła znaczkiem od szesnastu lat.

– Masz chorą wyobraźnię. – Nie wytrzymał i podsunął mu przed nos dowód zbrodni. – Kto chciałby to oglądać na ekranie w każdą sobotę? – Ten facet jak nikt inny potrafił wyprowadzić go z równowagi. Przeczytał ledwie jeden rozdział, nigdy w  życiu nie przebrnie przez całość, a już serce biło mu jak po przebiegnięciu maratonu.

– A zdziwił byś się. Wersja kinowa bije rekordy popularności. Ludzie lubią się pośmiać i odprężyć. – Szczerze rozbawiła go reakcja Demkowicza. Z uroczą Katią chyba nie zabrnęli zbyt daleko, skoro parę scenek z czułościami tak go wyprowadziło z równowagi.

– Straszne bzdury. Żadnego mężczyzny nie kręcą takie rzeczy.

– A założysz się? – Adam z przyjemnością patrzył na roziskrzone czarne oczy. Czy ten facet miał pojęcie jak uroczo wyglądał taki wzburzony, ze zwichrzonymi włosami?

– Po co? Przecież wiadomo, że przegrasz! – Zmierzył bezczelnego pismaka z góry na dół. Niejedną osobę udało mu się w ten sposób zastraszyć. Miał w tym wprawę. Gryzipiórki z aparatami uciekały w podskokach. Cieszył się u nich złą sławą i niejedna kamera skończyła rozdeptana jego stopami.

– Nie byłbym taki pewny…- Sprowokowany pisarz poczuł się całkowicie bezkarny. Ruszył w jego kierunku miękkim, kocim krokiem. Zielone oczy zmierzyły się z czarnymi w cichym pojedynku. Niespodziewanie Andrieia opuściła cała pewność siebie. Sceny z powieści, zaczęły wypełzać z zakamarków umysłu, dokąd zepchnął je siłą woli. Cofnął się, najpierw jeden krok, potem drugi, za plecami poczuł chłodną ścianę. Speszony jak nigdy w życiu zamknął oczy. Jedna z dłoni mężczyzny oparła się tuż koło jego głowy.

– Przestań na mnie chuchać! – Usiłował ratować się z opresji. – To niehigieniczne. – Lepiej wyjść na obsesyjnie dbającego o czystość dziwaka niż na… No właśnie, na kogo?

– Jeśli masz jaja, otworzysz oczy. – Zabrzmiał łagodny głos, tak blisko, zbyt blisko jego wrażliwego ucha.

– Proszę bardzo. – Zagryzł usta i spojrzał przed siebie. Twarz mężczyzny znajdowała się tuż przed nim. Zadrżał. Odwrócił wzrok i spłonął przeklętym rumieńcem. Dobrze, że miał się o co oprzeć, bo całkowicie by się skompromitował.

– Przepraszam.  – Adamowi zrobiło się żal głuptasa, który nagle zrobił się strasznie nieśmiały. Gdy zniknęła cała buta, wyglądał na bardzo młodego i niewinnego. Poczuł, że trochę się zagalopował. Odsunął się na bezpieczną odległość. Najlepiej, żeby zajęli się pracą. – Spokojnie. Masz już coś gotowego?

– Zwrotkę, może nawet trzy. – Andriei z niesamowitą ulgą wypisana na twarzy podszedł do fortepianu. Policzki nadal go piekły.  – Dostałem skrypty z opisem serialu. Mamy dwie osoby, które rozłączył los. Tęsknią za sobą, ale nie mogą się odnaleźć. Po latach dochodzi do spotkania. – Zaczął cicho śpiewać. Smukłe palce z wielką wprawą przebiegały po klawiaturze. Głos stał się urzekająco piękny, kreślił krystalicznie czyste, miękkie nuty. W tej chwili, naprawdę przypominał Anioła, za którym szalały na koncertach tłumy wielbicieli.

– Graj, nie przestawaj, spróbuję się dopasować. – Pisarz z trudem oderwał od niego wzrok. Chłopak miał niesamowity dar przelewania w muzykę swoich uczuć w prosty, szczery sposób. Prawdopodobnie dlatego wszyscy słuchali go jak zaczarowani. Gdyby teraz siedział na trybunach, pewnie miałby na rękach siniaki od klaskania. Na chwilę się zamyślił. W wyobraźni zobaczył nie postacie z powieści, ale Andrieia trzymającego czule w ramionach jakiegoś mężczyznę. Zaczął notować powoli, dopasowując tekst do melodii. Słowa popłynęły niemal same, bez udziału woli…

Szukam cię poprzez przestrzeń i czas
błądzę w ciemnościach samotności.
W moich snach przytulałeś mnie setki razy,
całowałeś moje włosy szepcząc do ucha
Zaglądam w oczy innych ludzi,

ale ciebie tam nie ma.

Gdzie się podziała połowa mojej duszy?

 

Patrz tylko na mnie 4

Domek ogrodnika dawno nie miał tak porządnego lokatora. Andrieiowi wypakowanie rzeczy i poukładanie ich w szafach zajęło sporo czasu. Zazwyczaj nie musiał się tym przejmować, robili to za niego członkowie ekipy, tutaj niestety został zupełnie sam, zdany na własne siły. W willi Luogo di Silenzio, zatrudniano sprzątaczki na godziny, a jedynym stałym pracownikiem była Celina, zajmująca się głownie gotowaniem oraz zakupami. Jeśli ktoś był estetą i na dokładkę pedantem, miał niełatwe życie. Na szczęście do tych dwóch cech, w przypadku piosenkarza, należało jeszcze dołożyć ośli upór, dlatego przez trzy godziny dzielnie segregował swoje ubrania według kolorów i przeznaczenia, chociaż był zmęczony podróżą, a  w brzuchu grała mu już cała orkiestra. Kiedy wybiła siódma wieczór wyposzczony żołądek, doprowadził go do jadalni lepiej, niż markowy GPS.

Zoja właśnie wkładała do buzi łyżkę z zupą, kiedy w drzwiach dostrzegła wysoką sylwetkę brata. Zamrugała powiekami, mając nadzieję, że to fatamorgana, spowodowana stresem i upałem. Niestety zjawa nie znikła, za to zacisnęła usta w wąską kreskę i prychnęła, na widok jej krótkiej spódniczki.

– Aand.. – zapiszczała wystraszona nie na żarty. Nikt bez powodu nie zdawał sobie tyle trudu i nie przelatywał nad oceanem. – Yhm… hm… – Oczywiście popluła się barszczem jak przedszkolak. Co Adam sobie pomyśli? Nowa bluzeczka, za którą dała całe kieszonkowe od babci, nadawała sie już tylko do wyrzucenia. Co Andriei tutaj robił? Dlaczego nikt jej nie powiedział o jego przyjeździe? Nie miała pojęcia czym zawiniła, ale postanowiła się nie poddawać. Nie pozwoli już rodzinie niczego sobie narzucać, w końcu była pełnoletnia.

– Hej Kluseczko. – Demkowicz użył dziecinnego przezwiska z premedytacją, z przyjemnością patrząc jak nieznośna ucieknierka mruży ze złości oczy. Siostra szczerze go nienawidziła, bo przypominało jej o czasach, kiedy była ukochanym Pączuszkiem mamusi zachwyconej, że chociaż jedna osoba w rodzinie była nieco pulchna. Taka mała zemsta za to, że musiał przelecieć tysiące kilometrów w paskudnym towarzystwie, by ratować ją z łap Zaubera, który może w końcu dostrzeże z jak młodą dziewczyną miał do czynienia i poszuka na jej miejsce kogoś bardziej doświadczonego. Zbuntowana smarkula mu jeszcze kiedyś za to podziękuje.

– Heeej… – wyjąkała. Jak on mógł w obecności pisarza użyć tego paskudnego określenia? Chce żeby Adam miał ją za gówniarę? Niedoczekanie. Zebrała się na odwagę. Postanowiła nie być dłużna. – Jak tam podróż Panie Lusterko? Ile razy musieliście dodatkowo lądować?

– Panie Lusterko? – Zapytał zaciekawiony Adam, widząc skrzywienie ust piosenkarza, z którego wrażliwej twarzy można było czytać, niczym z otwartej z książki.

– Nasz Andriuszka nie zawsze bywa taki śliczniutki – ciągnęła niezrażona dalej mimo błyskawic w oczach brata. – Musi dbać o ten słodki pyszczek, bo inaczej zamienia się w Monstera. – Jak wojna to wojna. Nie podobało jej się, że panowie usiedli tak blisko siebie. Niby Andy wolał dziewczyny, jeśli można tak określić drętwą Katiuszę przypominająca raczej posąg, ale licho nie śpi, jak mawiała babcia.

– Ale po co dodatkowo lądować? – Wtrąciła się praktyczna Jenni. – I tak przelot z Europy do Stanów trwa w nieskończoność.

– Na pewno przytaszczył sklep z kosmetykami, że o ciuchach nie wspomnę. Taki bagaż sporo waży, więc pewnie musieli zatankować kilka razy inaczej skończyliby z rybkami w oceanie. – Wiedziała, że brat jej nie daruje tych żartów, ale skoro mieli pogrążyć się w oczach Zaubera, to oboje.

– Dobrze, że tak świetnie znasz się na samolotach, panienko, bo za tydzień wracasz do domu. Doświadczenie przyda ci się na lotnisku.

– Jeszcze zobaczymy! – Zadarła buńczucznie nos Zoja.

– A ja tu zostanę na miesiąc, może nawet dwa. – Z uprzejmym uśmiechem podał pisarzowi solniczkę, przeciągając ten moment dłużej niż było konieczne. I niech sobie dziewuszysko myśli co chce. Nie lubił gierek, ale tym razem chodziło o szczęście jego siostry. Adam instynktownie odwzajemnił uśmiech nie mając pojęcia, że właśnie stał się pionkiem w wojnie między rodzeństwem. Zresztą nigdy nie zwracał na takie rzeczy uwagi, jedną nogą jak zwykle przebywając w ,,Błękitnym zamku”.

Kolacja wynagrodziła Demkowiczowi mu wszystkie trudy i niedogodności podróży. Gospodyni, przeszła samą siebie, chcąc dogodzić  Aniołowi z Ukrainy. Omal nie rozpłynęła się, niczym masło w upalny dzień słysząc pochwały, których jej nie szczędził.

– Będę musiał panią porwać. – Zachwycał się mężczyzna, pałaszując już drugą dokładkę pierogów z mięsem pływających, w robionym domowym sposobem, kiszonym barszczu. – Pan Zauber z pewnością nie odda mi dobrowolnie takiego skarbu.

– Po prostu Adam, tutaj sobie nie panujemy. – Pisarz podziwiał apetyt gościa. Jakim cudem pozostawał szczupły? On tył nawet od powietrza, a po wypiciu dużej ilości wody robiła mu się oponka. Jak większość ludzi, w takim przypadku, mijał się oczywiście z prawdą. Gdyby nie pochłaniał sporej ilości słodyczy, nie musiałby potem godzinami spacerować z psem po plaży, aby spalić pochłonięte kalorie. Dzięki temu zyskał jednak dwa gratisy, które szybko polubił – ładną opaleniznę i platynowe refleksy w jasnych włosach od ostrego, kalifornijskiego słońca. – I radziłbym uważać, Celina potrafi utuczyć nawet anorektyka.

– Nie mam z tym problemu, ale dziękuję za troskę. – Oczy Andrieia powędrowały z nieznośną powolnością, z odsłoniętej szyi widocznej w dekolcie rozpiętej koszuli na której przez chwilę się zatrzymały, poprzez klatkę, na brzuch gospodarza. Na ustach błąkał mu się mimowolny uśmiech, z którego nie zdawał sobie sprawy.

– Zawsze dbam o zdrowie gości. – Warknął poczerwieniały Adam. Ten palant jak nic zastanawiał się nad jego wagą, a w oczach miał metr krawiecki. Bezczelny! Nie każdy musiał mieć perfekcyjne ciało. – Obok basenu stoi kilka maszyn, jeśli miałbyś ochotę potrenować. –  Komu by się chciało codziennie ćwiczyć na siłowni? Pisarz uważał to za stratę czasu niegodną inteligentnego człowieka. Wolał powłóczyć się po okolicznych knajpach z Jenni, kiedy George i Bred wyciskali z siebie siódme poty. On nie musiał się zbytnio przejmować wyglądem, bo fanów kręcił raczej jego umysł oraz wyobraźnia, ale tytuł Anioła z Ukrainy zobowiązywał. Księciunio po posiłkach Cesi będzie musiał wziąć się ostro do roboty, by nie stracić tego smakowitego kaloryfera. Postanowił rzucić w faceta pierogiem, jeśli nie przestanie go mierzyć, tymi czarnymi oczami. Może faktycznie powinien się zważyć? Ostatnio zjadł całą tacę rogalików z marmoladą różaną i nieczyste sumienie nieco go dręczyło

– Chętnie skorzystam. – Uwagę Andrieia zajmowało coś zupełnie innego niż sądził jego gospodarz. Wcześniej uznał, że pisarz z rozpuszczonymi włosami wyglądał niemęsko. Okazało się jednak, że ze związanymi niechlujnie spinką, prezentował się jeszcze gorzej. Odsłonięty, opalony kark i widoczne w rozchełstanej koszuli obojczyki, przyciągały jego wzrok niczym magnes. W dodatku ta pulsująca rytmicznie tętnica, wzdłuż której spłynęła właśnie kropla potu. Mężczyzna czuł się coraz bardziej niezręcznie, dlatego złapał szklankę z wodą, dorzucił garść kostek lodu i wypił jednym haustem.

– Strasznie gorąco. – Zupełnie zapomniał o Zoji, która nie spuszczała z niego wzroku. Jak większość zakochanych posiadała ten sławny, siódmy zmysł, który ostrzegał ich o niebezpieczeństwie. W tej chwili nie bardzo wiedziała co myśleć o niecodziennych poczynaniach brata. Przypuszczała, że zwyczajnie robił jej na złość, aby zniechęcić do znajomości z pisarzem. Coś jednak w jego zachowaniu ją zaniepokoiło, w końcu to ona znała go najlepiej. Spędzała z nim więcej czasu niż ktokolwiek inny. Zapracowani rodzice, sami będąc znanymi wokalistami w ich kraju, byli wiecznie w trasie, z rzadka tylko wpadając do domu i uczestnicząc jedynie w najważniejszych uroczystościach. Mieli jeszcze najmłodszego braciszka Mitię, ale on dopiero zaczął zerówkę i zajmowali się nim dziadkowie. Z początku była nawet o szkraba zazdrosna, bo po jego urodzeniu Andriei poświęcał mu więcej czasu niż jej, ale potem sama go pokochała i rozpieszczała. Uwielbiał maluchy i doskonale się z nimi dogadywał może dlatego, że sam niejednokrotnie sprawiał wrażenie dużego dziecka, które nie miało zamiaru nigdy dorosnąć.

– Ja się trochę przejdę. To wszystko jest zbyt dobre. – Poklepała się po brzuchu i wstała od stołu, a George mrugając do niej zrobił to samo. Rodzina nie wiedziała o wielu jej grzeszkach. Dwoje przestępców opuściło jadalnie i udało się w najdalszy kąt ogrodu, gdzie na pięknym tarasie widokowym, z którego można było podziwiać ocean, stała ławeczka otoczona krzakami jaśminu. Kryjówka idealna. Tutaj uciekali wszyscy, którzy niebacznie podpisali wiszący nad kominkiem cyrograf, by pozaciągać się dymkiem. Nic tak nie smakowało, jak wypalony w ukryciu papieros. Dziewczyna paliła od dawna, ale nie miała zamiaru się z tym afiszować zwłaszcza, że Adam nie znosił zapachu nikotyny, a mający bzika na punkcie zdrowia brat, zwyczajnie sprawiłby jej lanie, nie bacząc na dowód osobisty.

***

Andriei był zupełnie zadowolony z przebiegu kolacji, wykonał swój plan z nawiązką, sądząc po minie Zoji. Teraz ubrany w jedwabną piżamę, rozpierał się na kanapie, w swoim maleńkim saloniku. Odrobinę światła dawał jedynie gazowy kominek, który włączył po przyjściu z jadalni. Otwarł szeroko drzwi do ogrodu. Księżyc był już wysoko na niebie. Za oknem kwitły bzy, osiągające tutaj niespotykane w Europie rozmiary, ich zapach oszałamiał. Mężczyzna sączył lampkę wina na którą pozwalał sobie jedynie od czasu do czasu. Kalifornia zaczynała mu się coraz bardziej podobać. Grafik miał umiarkowanie wypełniony koncertami, reklamami i wywiadami tak, że zostawało mu jeszcze trochę czasu na przyjemności. Miał nadzieję, że znajdzie kilka ciekawych miejsc do nurkowania, które było jego pasją. W nocnej ciszy sygnał telefonu zabrzmiał wyjątkowo ostro.

– Papatki. – W głośniku rozległ się wysoki głosik Mitii.

– Dlaczego ty nie śpisz? – Ziewnął.

– Nie wiesz co to strefa czasowa?! – Mądrzył się chłopiec, zadowolony, że może czegoś nauczyć ukochanego, starszego brata. – Jem śniadanie, zaraz idę do szkoły.

– Zapomniałem. Chyba jakieś siedem godzin różnicy. Co słychać w zerówce? Koledzy ci nie dokuczają? – Mężczyzna zawsze szczerze żałował, że nie mógł mu poświęcić tyle czasu ile chciał.

– Yyy…- Zawahał się z odpowiedzią. Nie umiał kłamać, zwłaszcza Anrieiowi. Mała główka pracowała na wzmożonych obrotach, aby jakoś  wybrnąć z sytuacji.

– Narozrabiałeś prawda?

– Babcia naskarżyła? – Skąd on wiedział, że rozkwasił nos temu głupiemu Dimie, który nazwał go sierotą. Rodzice chłopca oczywiście nie przyszli nawet na rozpoczęcie roku szkolnego, nie opłacało im się przyjeżdżać dwóch tysięcy kilometrów. Uznali, że był wystarczająco duży, aby przyjść sam. Mitia był jedynym dzieckiem, który przekroczyło po raz pierwszy mury szkoły, nie ściskając za rękę mamy.

– Mów głuptasie, przecież i tak nie mogę wytargać cię za ucho. – Martwił się o niego, dziadkowie byli coraz starsi, nie zawsze potrafili sprostać żywemu jak iskra maluchowi.

– Pamiętasz jak mówiłeś, że wlejesz temu pis… pismakowi?

– Niby kiedy? – Nie mógł sobie przypomnieć, by wygadywał takie rzeczy przy dziecku. Zawsze hamował język w jego obecności.

– Kiedy babcia powiedziała, że Zauber zrobi z Zojki kobietę upadłą. Co to ,,kobieta upadła”?

– Nieładnie jest podsłuchiwać dorosłych. – Tego łobuza wszędzie było pełno. – To znaczy, że nauczy ją złych rzeczy, bo sam jest niegrzeczny. – Poczuł, że w tej chwili mijał się nieco z prawdą. Adam nie wyglądał na złego człowieka. Z tego co zauważył, to raczej siostra była wobec niego nachalna. Zachowywała się jak jego postrzelone psychofanki. – A ty nie odwracaj mojej uwagi. Problemy rozwiązujemy..

– Wiem, wiem… Kur.. Kulturalną rozmową, a nie pięścią jak prostacy.

– No właśnie. – Mitia zapowiadał się na najbardziej elokwentną osobę w rodzinie, a z jego nauk pamiętał tylko te, które mu aktualnie pasowały.

– Ale Dima nie wie co to kultura. Głupi jest. Za to jak mu przysoliłem, od razu przestał nazywać mnie sierotem.

– Bądź grzeczny, a na święta i ferie zabiorę cię do siebie. – Zrobiło mu się strasznie przykro. Miał ochotę wskoczyć w następny samolot i zabrać stamtąd brata.

– A gdzie? – Maluch aż pisnął z podniecenia.

– Nie mam pojęcia mądralo, niech to będzie niespodzianka.

– Fajnie. Musze kończyć, bo babcia idzie do mnie z kapciem. Spóźnię się na autobus. Papatki. – Rozpierała go radość, Andy zawsze dotrzymywał słowa, nie to co tata, który od pół roku odwlekał wspólne wyjście do wesołego miasteczka.

– Buziole skarbie. – Może rzeczywiście powinien się ożenić? Mitia miałby wtedy prawdziwy dom i nie czułby się jak pakunek przekazywany z rąk do rąk. Andriei ostatnio miał jednak poważny problem z wyobrażeniem sobie Katii jako żony i matki. Dziewczyna wiele czasu poświęcała swojej karierze skrzypaczki i dużo podróżowała. Mały wpadłby z deszczu pod rynnę. Mężczyzna sam zapracowany pragnął ciepłego, stabilnego domu, do którego mógłby z radością powracać, gdzie ktoś czekałby na niego z szeroko otwartymi ramionami, bezpiecznej, szczęśliwej przystani do której zawijałby niczym marynarz do portu. Ciekawe, że w tym momencie przyszła mu na myśl willa Lugo di Silenzio. Mimo plątających się pod nogami ludzi, nieustannego ruchu i gwaru, panowała w niej miła, przyjacielska atmosfera. Słychać było wybuchy śmiechu i żarty, z kuchni dochodziły swojskie zapachy, a gospodarz miał do gości iście święta cierpliwość. Zauważył, że kiedy był zmęczony i potrzebował odrobiny spokoju, zamykał się w swoim gabinecie, gdzie nikt, poza Celiną, nie miał dostępu. Sen jakoś nie nadchodził, zmiana strefy czasowej jak zwykle namieszała mu w głowie.

***

Kiedy dom wreszcie ogarnęła cisza, Adam wziął prysznic i przebrał się w ulubioną piżamę. Zabrakło mu odwagi, aby położyć się w swojej sypialni. W końcu na parterze grasował kicaty zabójca. Następnego dnia miała przybyć ekipa fachowców i zabrać gryzonie. Teraz jednak musiał sobie jakoś radzić. Wziął koc i poduszkę, bez której nie mógł zasnąć pod pachę. Boso, bo kapcie zaginęły gdzieś w akcji antykróliczej, poszedł do domku gościnnego. Liczył, że zmęczony Demkowicz powędrował już w ramiona Morfeusza. Kanapa w jego salonie była najwygodniejsza. Nie zapalił światła, trzaskające w kominku płomienie musiały mu wystarczyć. Usiadł na niej ostrożnie, by skrzypiące sprężyny nie zbudziły śpiącego za ścianą mężczyzny.

– Aa…! – Wrzasnął Andriei chwytając się za serce, wydawało mu się, że tylko na moment zamknął oczy i nagle coś ciężkiego usiadło mu na klatce.

– Nie drzyj się tak, ogłuchłem przez ciebie na jedno ucho! – Sześć oktaw słynnego głosu omal nie rozsadziło mu mózgu.

– Co ty tu robisz? – Nadal niezbyt przytomny piosenkarz podniósł się z kanapy.

– Zawsze tak wolno chwytasz? – Szturchnął mężczyznę, by się posunął. Stał mu na stopie. – Idę spać. Zmiataj do łóżka. – Bez ceremonii położył się na boku, plecami do przestępującego z nogi na nogę Andrieia.

– Trochę głupio, żebyś we własnym domu spał na kanapie. – Jakim cudem ten walający się po fotelach leń, miał zgrabniejszy od niego tyłek?

– Spadaj – burknął pisarz i nakrył się na głowę, nie mając pojęcia jak uważnej ocenie zostały poddane jego tyły.

 

Patrz tylko na mnie 3

Pisarz obudził się wyjątkowo wypoczęty, co mu się bardzo rzadko zdarzało, ze względu na stare, powypadkowe rany, które zawsze w nocy dawały o sobie znać. Uznał, że być może mieszkanie z bandą artystów nie będzie takie złe, jak to sobie na początku wyobrażał. Wyszedł na balkon i wciągnął w płuca poranną bryzę. Słoneczko delikatnie przygrzewało, pokrzykiwały unoszące sie nad falami rybitwy, wszędzie panowała cisza i spokój. Goście chyba nadal spali, bo z pokoi na górze nie dochodził żaden, nawet najlżejszy szmer. W kuchni krzątała się już nieoceniona Celina, pachniało świeżo zaparzoną kawą, bez której pisarz nie wyobrażał sobie poranka.

Jakże niewinnie zaczął się jeden z tych dni, kiedy to Adam dla własnego dobra nie powinien był wstawać z łóżka, co niestety zbyt późno to sobie uświadomił. Kłopoty okazały się w jego przypadku chodzić nie parami, jak u zwykłych zjadaczy chleba, a całymi stadami. Zupełnie jakby podczas wspinaczki, niechcący kopną nogą jeden mały kamyk, a w zamian na głowę spadła mu cała lawina. Aparat fotograficzny, który miał pomagać wszystkim mieszkańcom Luogo di Silenzio w radzeniu sobie ze wścibskimi fanami i dostarczać codziennie porcji wrażeń o idolach, aby nie szukali ich gdzie indziej, okazał się prawdziwym koniem trojańskim.

A wszytko zaczęło się od kichania…

Kiedy mężczyzna w ulubionych, pluszowych kapciach wszedł do jadalni, niespodziewanie zakręciło mu w nosie, a oczy zaczęły łzawić. Gospodyni postawiła przed nim parująca filiżankę.

– Apsik..

– Co z tobą, przeziębiłeś się? – Zatroskała się Celina.

– A psi…A pisk…! Jeszcze przed chwilą wszytko było w porządku. – W pośpiechu wziął do ręki papierową serwetkę, bo z nosa zaczęło mu kapać. Znał te objawy, zawsze pojawiały się dosłownie znikąd. Cholerna alergia postanowiła zepsuć mu humor. – Posprzątałaś w domu jakimiś nowymi środkami?

– No przecież wiem, że jest pan uczulony. Idę po zastrzyk, zanim się pan całkiem rozłoży, a potem pomyślimy co się stało. – Kobieta ruszyła w kierunku wiszącej w kuchni apteczki, gdzie w oddzielnym pudełeczku leżały przygotowane jednorazowe iniekcje, przepisane pisarzowi przez lekarza, kiedy to omal nie udusił się po wizycie w sklepie zoologicznym.

– Nie trzeba. – Adam na samą myśl o igle poczuł się jakby trochę lepiej. Może faktycznie gdzieś go zawiało?

– Niech pan nie będzie dzieckiem. – Celina nie znała litości. Złapała swojego opierającego się pracodawcę za ramię i fachowo zrobiła zastrzyk.

– Aa…! – Zawył pisarz. – Ależ ty jesteś brutalna.

– Ktoś musi w tym domu mieć jaja. Padło na mnie. – Odpyskowała mu gosposia. Rzeczywiście z nich dwojga, to z pewnością ona wyglądała bardziej męsko, co zerknąwszy w lustro kątem oka, z przekąsem stwierdził Adam. Ubrana w dżinsy i podkoszulkę bez rękawów kobieta, miała imponujące mięśnie zapaśniczki, w dodatku stylowe tatuaże na ramionach, jeszcze podkreślały jej atuty. Przemknęło mu przez głowę, że może powinien też sobie jakiś zrobić, albo przynajmniej zacząć ćwiczyć. To była jednak tylko chwila słabości. Nie ma co ukrywać, mężczyzna nie był fanatykiem wysiłku fizycznego. Uważał, że basen i spacery z psami zupełnie wystarczały by utrzymać formę. Usłyszał głosy dochodzące z piętra i postanowił się szybko ulotnić. Mimo wszystko był tutaj gospodarzem i nie powinien straszyć gości ponaciąganą piżamą z Roszpunką.

– Ja pieprzę! – O mało nie zaliczył podłogi, bo coś małego i puchatego przebiegło mu pod nogami. – Co to do cholery było?!

– Królik. Chyba. – Mimowolnie roześmiała się gosposia. Adam przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy – rozczochrany, usmarkany i czerwony na twarzy ze złości. W dodatku tupał nogami niczym dziecko. Może i wyglądał na łagodnego, ale temperament miał nie od parady.

– Kto przytargał te kicające uszale?! – Wrzasnął ile miał sił w płucach, co nie zabrzmiało zbyt imponująco, z powodu paskudnej chrypki. Schodząca właśnie po schodach Zoja aż podskoczyła, po czym zaczęła się powoli cofać. Wieczorem nie mogła zasnąć, zrobiła sobie spacer wzdłuż plaży, aby ochłonąć  po nadmiarze wrażeń. W pudełku pod drzewem znalazła kartonowe pudełko z gromadką przerażonych, popiskujących maleństw. Ktoś wyrzucił, niczym nikomu niepotrzebne śmieci, cztery śliczne króliczki. No przecież nie mogła ich tak zostawić. Zabrała je do domu, nakarmiła i zrobiła zaciszne legowisko w kąciku sypialni. Jakim cudem znalazły się na parterze, nie miała pojęcia. Chciała rano porozmawiać o nich z pisarzem, niestety nie zdążyła, bo zrobiła się afera.

– Zoja! A ty gdzie?! – Mężczyzna mimo, że ledwo widział przez załzawione i czerwone oczy, zauważył strategiczny odwrót tłumaczki. Na pobladłej twarzy miała wypisaną winę. Dusza biednej dziewczyny usiadła jej na ramieniu z zamiarem ucieczki do Meksyku, bo zdenerwowany pracodawca, niby taki chory, a zbliżał się do niej z prędkością błyskawicy, skacząc po dwa schody.

***

Demkowicz, napędzany jakimś wewnętrznym niepokojem i strachem o naiwną siostrę, pobił chyba wszystkie rekordy prędkości. Zawsze był niezłym organizatorem, ale tego dnia przeszedł sam siebie. Udało mu się zamknąć wszystkie swoje sprawy, a przynajmniej te najważniejsze, przed wyjazdem do L.A. W południe siedział już w samolocie, niestety zdobył jedynie miejsca w klasie ekonomicznej, której odkąd stał się sławny, unikał jak ognia. Dwaj ochroniarze siedzieli po drugiej stronie pokładu i nie stanowili żadnej pomocy. Chciał czy nie, musiał uzbroić się w cierpliwość i jakoś przetrwać chichoty oraz natrętne spojrzenia siedzących obok dwóch nastolatek. Nie nastawiło go to zbyt pokojowo do świata, tym bardziej, że właśnie czytał ściągnięte na tableta wiadomości, o tym zboczeńcu Zauberze. Zawsze wychodził z założenia, że by odnieść zwycięstwo, należało poznać wroga. Wcześniej nigdy nie widział mężczyzny i nie miał zamiaru oglądać, już wystarczająco go denerwowała, piejąca nad nim z zachwytu przy każdej okazji, Zoja. Nie lubił plotek i niesprawdzonych nowinek internetowych, sam niejednokrotnie bywał ich ofiarą, ale obecnie nie miał czasu na fachowe śledztwo. Musiał się więc zadowolić brukowcami. Już same zdjęcia mężczyzny podniosły mu ciśnienie. Zawsze myślał, że tworzący beletrystykę ludzie to gromada otoczonych kotami, starych panien, bądź zasuszonych staruszków, którzy z nadmiaru czasu na emeryturze, wypisują bzdury. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale raczej rzadko. Tymczasem z czytnika uśmiechała się do niego ładna, chłopięca twarz, z dołeczkami na policzkach i bystrymi, zielononiebieskimi oczami. Czyżby gazety pomyliły się podając wiek mężczyzny? I jaki porządny facet nosił długie włosy? Pewnie taka czupryna, uchodziła w L.A za romantyczną. Dla Andrieia, wychowanego w muzułmańskiej rodzinie, opadające na plecy pukle były ozdobą wyłącznie kobiet. W sumie z jednej strony był zaskoczony młodzieńczym wyglądem, a z drugiej rozczarowany dość przeciętną urodą pisarza. Spodziewał się kogoś, właściwie, sam nie wiedział kogo. W dodatku, tym niewinnym uśmiechem, udało mu się nawet na moment uśpić jego czujność. Przez głupie zdjęcia omal nie zapomniał, że miał do czynienia z wytrawnym podrywaczem, sprowadzającym na złą drogę młode dziewczęta. Na domiar złego ten cały Zauber musiał być naprawdę inteligentny, we wszystkich artykułach widniały nagrody, pochwały, niektóre od poważnych recenzentów.  A to mogło poważnie utrudnić zadanie, przytargania z powrotem do domu zauroczonej dziewczyny, jeśli ten miał wobec niej jakieś plany. Demkowicz postanowił się nie patyczkować, tylko po przyjeździe jasno postawić sprawę – on spełni warunki kontraktu, a doskonale zdawał sobie sprawę, że dobry kompozytor był bezcennym skarbem, ale siostra musiała wrócić na Ukrainę. Znalezienie nowego tłumacza na jej miejsce nie wydawało mu się trudnym zadaniem. Jeśli jednak Zoja nie chciałaby współpracować, bo pisarz z pewnością szybko się podda, zrobi wszystko, by jej go obrzydzić.

***

W willi Luogo di Silenzio trwał armagedon. Wszyscy mieszkańcy zostali postawieni do pionu i zatrudnieni w charakterze myśliwych, jedynie Adam siedział na tarasie i przysięgał, że nie wróci dopóki nie pozbędą się pieprzonych futrzastych kulek. Dla nudzących się aktorów polowanie stanowiło niejaką atrakcję. Zaśmiewając się biegali po domu uzbrojeni w siatki na ryby na długich wysięgnikach. Po kilku godzinach pogoni mieli jednak dość, gryzonie okazały się sprytniejsze niż zakładali, a w pudełku nadal brakowało jednego królika. Umieścili całe wąsate towarzystwo w starym psim kojcu, którym rozpieszczony pupil Adama gardził i omijał z daleka. Na placu boju pozostała winowajczyni i niezawodna Celina. Jakby nie dość było kłopotów zadzwonił menadżer pisarza, który z początku nieco się jąkając długo i zawile wypytywał go o zdrowie.

– Ja cię proszę Sten, przejdź w końcu do rzeczy, albo się wyłączam. – Wychrypiał zniecierpliwiony mężczyzna. Na świeżym powietrzu czuł się o niebo lepiej, ale nadal wszystko go swędziało.

– Adaś, może najpierw nalej sobie lampeczkę wina. Najlepiej dwie.- Zaczął ostrożnie. Zauber na bani było o wiele przystępniejszy.

– Oszalałeś, chcesz mnie zabić! Kto cię wtedy będzie utrzymywał darmozjadzie? Nie słyszysz jak skrzeczę? Zrobiłem sobie zastrzyk z Dexavenu, a ty mi tu wyjeżdżasz z alkoholem. – Co znowu kombinował ten chciwy  imprezowicz? Znali się od lat jak przysłowiowe łyse konie.

– Dobrze już dobrze, tylko się nie denerwuj. Mam dwie wiadomości, dobrą i złą.

– Gadaj albo spierdalaj! – Nie wytrzymał mężczyzna.

– Aleś ty niecierpliwy. To odludzie ci nie służy. Zdobyliśmy kompozytora i to dobrego. Już jutro możecie zacząć pracę nad piosenką. – Sten gratulował sobie w myślach, że zadzwonił, zamiast przyjeżdżać  z nowinami osobiście, jak to powinien był zrobić. Wkurzeni pisarze bywali strasznie niebezpieczni, a ten już w szczególności.

– A druga? – Miał złe przeczucia, bardzo złe.

– Mój ty najwspanialszy z pisarzy, ozdobo dzikich plaż, mistrzu pióra i klawiatury, na pewno zdajesz sobie sprawę, że w pobliżu nie ma hotelu, prawda?

– Hmm… Wrrr…- Zauberowi od razu do głowy przyszła banda, którą wytwórnia zwaliła mu na głowę, a teraz ukrywała się przed nim w ogrodzie, bo została pokonana przez cztery małe króliczki. Dyszeli jak wyrzucone na brzeg wieloryby. Po jakiego grzyba chodzili na siłownię? Bezużyteczne mięśniaki!

– No właśnie mój piękny. Dzisiaj w nocy przyjeżdża Demkowicz i musisz gdzieś go wcisnąć. Chyba w takim dużym domu znajdzie się jakiś pokoik?

– Pogrzało cię? Moja chata nie jest z gumy pomyleńcu! Nie będę nadskakiwał jakiemuś rozpieszczonemu lalusiowi! On pewnie nawet pierdzi fiołkami.

– Nie martw się, to podobno równy gość. Odbiorę go z lotniska.

– O kurwa!! – Omal się nie udławił ze złości pitą właśnie wodą. To już był szczyt bezczelności.

– To chyba znaczy tak? Prawda? – Steven przezornie się rozłączył. Lepiej było nie kusić licha. Zatarł ręce z radości. Właśnie upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Słusznie wybrał drogę kariery, oj słusznie, robił się w tym coraz lepszy.

***

Adam doszedł do wniosku, że jeśli ktoś się urodził frajerem, frajerem pozostanie. Kto miał miękkie serce, musiał mieć twardą dupę i nerwy ze stali. Gdyby od razu postawił swoje warunki i wyrzucił bezdomną bandę na bruk, to teraz nie musiałby kombinować, co zrobi z Księciuniem, jak w myślach nazwał Demkowicza. Nie miał już ani jednego wolnego pokoju, a jakoś nie wyobrażał sobie tych przyzwyczajonych do luksusów artystów, upchanych po dwóch na małej przestrzeni. Pozabijaliby się jak nic, co w sumie też byłoby jakimś wyjściem tyle, że on musiałby przemianować willę na Luogo di Omicidio (miejsce mordu). Przez chwilę z lubością rozważał taką możliwość, pobliski ocean i wysoka skarpa na jakiej stał dom dawały wiele ciekawych opcji. W ten sposób Zauber zamiast rozwiązać palący problem, utknął w świecie swojej wyobraźni. Na tarasie było całkiem przyjemnie, pergola zasłaniała go przed podmuchami wiatru i ostrym słońcem. Kompletnie stracił poczucie czasu.

– Co pan tak wzdycha? – Zainteresowała się Celina. Pisarz po nagłym ataku złości, ucichł i nawet jak na niego dziwnie się zachowywał. Od godziny siedział na kanapie czasem się uśmiechając, to znowu robiąc mordercze grymasy, chwilami nawet pojękiwał.

– Ee..? – Ocknął się Adam, który właśnie w myślach spychał w przepaść obu aktorów, a ich wirujące ciała rozbijały się o wystające ze wzburzonej wody, nagie skały. Zaiste piękny widok, zwłaszcza jak jeszcze do tego dodać rozbłyskujące na tle zmierzchającego nieba, pioruny. – A właśnie. Czy wypada umieścić gościa na kanapie w salonie? Mógłby korzystać z natrysku na basenie.

– Co za bzdury pan wygaduje. – Żachnęła się gospodyni, od roku zafascynowana pięknym wokalistą. Jakże mogłaby nie zadbać o takie śliczności? Ten leniwy facet, zbijający bąki na tarasie nie miał serca, ot co!

– To weź go do siebie!

– Nie śmiałabym. – Zaczerwieniła się i wytarła mokre ręce do fartucha. -To nie moja liga i podobno ma już swoją królewnę. A panu tylko głupstwa w głowie.- Oburzyła się kobieta i podparła pod boki.

– Nigdy nie wiadomo. Wygląda chuderlawo, tacy lubią duże dziewczynki. Nosiłabyś go na rękach. – Humor zaczynał mu wracać, a powstająca w jego głowie para wydała mu się przekomiczna.

– Taa… Idę się wystroić, więc niech pan zapomni o obiedzie, a może i o kolacji. Na deser miały być orzechowe podkówki, ale chyba nie zdążę ich upiec. – Celina była jedyną osobą, która nie bała się jego ciętego języka.

– Och… – Pisarzowi, który był paskudnym łasuchem, natychmiast zrzedła mina i przeszła ochota do żartów. – A jakby wysprzątać domek ogrodnika. Stoi pusty, ma sypialnię i salonik, a nawet skromną łazienkę. Zdążysz?

– Jeśli zjecie z chlebem wczorajszy gulasz, to pewnie tak. Za to kolacja będzie porządna. Biedactwo przyjedzie zmęczone i głodne, a takiemu mężczyźnie nie mogę podać byle czego.

– Ale ciasteczka będą? – Upewnił się Adam zadowolony, że udało mu się rozwiązać tak trudne zadanie to, że cudzymi rękami jakoś nie przyszło mu do głowy.

– Mężczyźni! Tylko żarcie i seks im w głowach.

– No wiesz ty co.

– No dobra, panu, to tylko żarcie! – Gosposia machnęła ścierką na obrażonego pracodawcę, który siedział w fotelu z marsową miną i wydętymi ustami. Nie oglądając się za siebie poszła przygotować gniazdko dla swoich śliczności. Starała się ze wszystkich sił odpowiednio je wysprzątać i ozdobić, bo kto wie, może zadowolony Andriuszka, coś dla niej zaśpiewa. Nieustannie coś poprawiała mimo, że wszystko lśniło. Miejsce ciągle wydawało jej się zbyt skromne i nieodpowiednie dla Anioła z Ukrainy. Niestety nie była bogiem i nie potrafiła stworzyć dla niego nieba.

***

Z lotniska odebrał Demkowicza, kłaniający się niemal do ziemi i piejący z zachwytu, Steven. Na szczęście piosenkarz nie zdradził nikomu poza swoją ekipą wiadomości o wyjeździe do L.A, dzięki temu przy odprawie obyło się bez cyrku. Musiał jedynie rozdać kilkanaście autografów obsłudze. Ochroniarze zanieśli walizki do taksówki, bo tylko część z nich, zmieściła się w wynajętej limuzynie. Mężczyzna nie miał zamiaru niczego sobie odmawiać, a bóg jeden wiedział, w co się ubierali się ludzie w tym barbarzyńskim kraju. Teraz mógł sobie pogratulować przezorności. Przyzwyczajony do strojów z delikatnej bawełny od najlepszych projektantów, którzy sami licząc na reklamę, wciskali mu swoje wyroby, skrzywił się na widok poubieranych w stylony ludzi, miotających się po sali odpraw. Nie wyobrażał sobie noszenia czegoś tak paskudnego, w niesamowitym upale, który panował obecnie w L.A. Ochroniarze zostali w mieście, a jego paplający nieustannie menadżer, wywiózł na pustkowie. Od kwadransa jechali wąską, asfaltową drogą, po której obu stronach ciągnął się gęsty, sosnowy las. Nigdzie ani śladu cywilizacji. Zajechali przed piękną willę, w klasycznym stylu z białym gankiem i kolumienkami. O dziwo na powitanie nikt im nie wyszedł. Steven zajął się bagażem, a zaciekawiony Andriei, przez nikogo nie niepokojony, wszedł do holu. Stojący w kącie zabytkowy zegar z kukułką tak duży, że można by do niego wejść, musiał kosztować fortunę. Nie miał pojęcia, że polowanie na gryzonie trwało nadal. Za plecami usłyszał tupot nóg, dwie osoby przebiegły  obok, nie zwracając na niego uwagi. Następna się zatrzymała.

– Jaki słodziaśny…! – Pisnęła wysoko jasnowłosa kobieta i rzuciła się na niego, robiąc dziubek z ust. Jedynie dzięki refleksowi, który zawdzięczał czterem latom trenowania sztuk walki, nie został zmolestowany. Wzięła jednak zbyt duży rozpęd i przewróciła, usiłującego ją złapać, Georga, który właśnie wyszedł z kuchni. Miała co prawda niezłe lądowanie, ale znalazła się twarzą w kroczu aktora. Idący za nim pisarz złapał się za głowę.

– Jenni, ty obleśna babo! – Wrzasnął na widok, zaszokowanej miny Demkowicza, stojącego z otwartymi ustami, biedny Ksieciunio trafił wprost z pałacu do domu wariatów. – Ona jest stuknięta.- Adam zrobił wymowny gest palcem na czole. Pięknie się przedstawili sławnemu kompozytorowi, nie ma co. Podszedł do mężczyzny z pojednawczym uśmiechem. Z bliska Andriei był jeszcze przystojniejszy niż w telewizji. Magia kamer nie oddawała należycie jego egzotycznej urody.

– Witam. -Wyciągnął rękę, którą nowy gość zignorował. Czarne oczy, obramowane firanką długich rzęs, patrzyły chłodno z wysokości jakiegoś metra dziewięćdziesiąt.

– I w tym domu mieszka moja siostra? Natychmiast zabieram ją do domu! – Oburzenie na chwilę odebrało mu mowę. Nie znosił, gdy ktoś wkraczał bez pozwolenia, w jego przestrzeń osobistą. Czego mogła nauczyć Zoję, kobieta bez hamulców i zasad, jak ta nachalna blondyna? A grafoman jeszcze szczerzył zęby. W dodatku wpatrywał się w niego tymi zielononiebieskimi oczyskami. Nie powinny być takie wielkie i lśniące niczym dwa bliźniacze jeziora. To było strasznie niemęskie. – Co z pana za gospodarz?! – Dodał już ciszej.

– Chyba wyciąga pan pochopne wnioski. – Uśmiech Adama zgasł. Andriei ze zdumieniem zauważył, że w holu zrobiło się jakby ciemniej.

– Nie sądzę. – Podetknął mu pod piegowaty nos swój telefon. – Proszę sobie pooglądać. Nie jest pan za stary na zadawanie się z nastolatką?

– Nie zadaję się z kobietami. – Starał się trzymać nerwy na wodzy. Gdyby nie ta twarz anioła już dawno posłałby idiotę kopniakiem za drzwi. Niemożliwe, aby w całych Stanach, nie znalazł się porządny kompozytor, dysponujący wolnym czasem.

– Ale był pan żonaty prawda? – Demkowicz nie miał pojęcia na jak niebezpieczną ścieżkę wkraczał. Byłą pisarza traktowano tutaj jak temat tabu.

– A gówno to cię obchodzi! – Zadarł głowę i wysunął szczękę do przodu. – Szukasz guza Ksieciuniu? Co jutro powie twój menadżer jak podbiję ci oko?

– Tak wysoko nie doskoczysz grafomanie! – Posłał, czerwonemu ze złości mężczyźnie, protekcjonalny uśmieszek i zmierzł go lekceważąco wzrokiem.

– Już ja ci…- W tej chwili głodny królik który znalazł niezłą kryjówkę w zegarze, postanowił udać się w kierunku smakowitych zapachów, dochodzących z kuchni. Przebiegł dokładnie między ich nogami, zębami zahaczając jedną z nogawek. Obaj mężczyźni podskoczyli jak na komendę. Andriei poślizgnął się na wypolerowanym przez pracowitą Celinę parkiecie, nie chcąc upaść chwycił pisarza za ramiona i obaj runęli na podłogę. Adam dzięki bogu, miał miękkie lądowanie, czego nie można powiedzieć o leżącym na plecach, postękującym Demkowiczu. Podniósł głowę, niestety ten sam moment wybrał sobie pisarz, by ją opuścić. Ich usta niespodziewanie zetknęły się w niechcianym pocałunku. Zerwali się na równe nogi. Stanęli naprzeciwko, mierząc się oczami. Pierwszy przerwał pojedynek i odwrócił głowę piosenkarz.

– No, no. Jaki uroczy rumieniec. – Zauber nie mógł sobie darować złośliwości mimo, że wargi okazały się bardzo miękkie i ciepłe. – Dawno się nie całowałeś Księciuniu? – Był autentycznie ciekawy.

– Możesz zamilknąć? – Czuł, że głupie policzki pieką go coraz bardziej. Ten pismak był w końcu facetem, więc to na pewno z tego powodu. Wstyd. Tak, to z pewnością chodziło o wstyd. Mężczyźni nie robili takich rzeczy, a przynajmniej nie w jego rodzinie.

– No tak, nic dziwnego. Z takim charakterkiem… – Cała złość mu przeszła na widok zażenowania mężczyzny. Ten zapracowany głuptas z pewnością nie prowadził bujnego życia towarzyskiego jak to sugerowały plotkarskie portale. Zwyczajnie nie miał na nie czasu, albo biorąc pod uwagę jego charakter nie chciał zadawać się z byle kim. Może faktycznie kochał tę swoją Katię. Fanki będą miały strasznie trudne zadanie, chcąc rozdzielić tą parę. Postanowił mu trochę odpuścić, przynajmniej na razie.

– Mhm… – Doszedł do wniosku, że lepiej nie wdawać się z nim w dyskusję. Jeszcze nikt nie przegadał pisarza, ci dranie, mielenie językiem bez ładu i składu mieli we krwi. Na myśl o języku, znowu poczerwieniał. Nie miał pojęcia dlaczego. Paskudny nawyk z dzieciństwa postanowił go skompromitować.

– Chodź, za mną i zakończmy tą bitwę. – Chciał go wziąć za rękę, ale mu ją wyrwał. Ależ z tego faceta był dzikus. Zachichotał i ciągnąc mężczyznę za rękaw koszuli podprowadził go do zegara. Kliknął coś w środku. – Teraz spójrz na ekran. – Podał mu swoją komórkę. – Co powiedzieliby na to paparazzi?

– Skasuj to natychmiast! – Andriei zbladł.

– Nie należy wierzyć we wszystko, co widzisz na zdjęciach. W zależności od tego, co pod nimi napiszą, ludzie uwierzą niemal we wszystko. Myślałem, że ty jako popularna osoba, będziesz miał więcej rozsądku. Może szkoda kasować? Fajna pamiątka.

– Oszalałeś?! – Z zaciętą miną wymazał wszystkie zrobione w feralnym momencie zdjęcia, także te Jenni i Georgiem. Wyglądali równie nieprzyzwoicie co oni, tarzając się po parkiecie, a może nawet bardziej.

– Wiesz, powinieneś poćwiczyć całowanie. – Adam był w siódmym niebie. Właśnie znalazł sobie nowy, niesamowicie wdzięczny przedmiot, do żartów. Jeśli jeszcze będzie się tak słodko rumienił, nigdy mu się nie znudzi.

– Gdzie mój pokój? – Demkowicz ledwo odzyskał panowanie nad sobą, ten okropny facet znowu zaczął swoje gierki. Tym razem jednak nie dał się sprowokować. Musiał szybko załatwić sprawę z Zoją. Niestety pozostawało jeszcze popracować nad piosenką. Jak on wytrzyma tutaj kilka tygodni? Chyba powinien zadzwonić do Katii, nie widział jej od miesiąca. Zawsze pomagała mu w takich chwilach.

 

Patrz tylko na mnie 2

Adam bywał impulsywny niczym dziecko.  W swoich wyborach nie zawsze kierował się zdrowym rozsądkiem i często z tego powodu popadał w różnej maści kłopoty. Nawet przez moment nie przyszło mu do głowy, że podjął właśnie jedną z tych pechowych decyzji, za którą przyjdzie mu drogo zapłacić. Czasami jedna, wydawałoby się nic nie znacząca sprawa, potrafi wywrócić czyjeś życie do góry nogami, a zbytnia ciekawość bywa zgubna i podobno, stanowi pierwszy stopień do piekła. A zaczęło się naprawdę niewinnie…

O wyniku konkursu zdecydować miał profesjonalny test i rzeczywiście w ten sposób, spośród tłumu chętnych z całego świata, wyłoniono dziesięciu najlepszych tłumaczy. O tym kto zajmie się przekładem, pisanego właśnie przez Zaubera scenariusza, on sam zdecydował w niespełna pięć sekund, kiedy to zobaczył nazwisko Demkowicz oraz charakterystyczne rysy twarzy dziewczyny. Od razu się zorientował, że Zoja była siostrą, tak podziwianego przez niego wokalisty, Andrieia. Nie żeby był jakimś jego wielkim fanem, ale pisarze to często bardzo wścibskie osobniki, pilnie obserwujące świat wokół siebie. Nic nie umyka ich uwadze. W końcu właśnie dzięki temu powstają pisane przez nich opowieści. Adam nie był żadnym wyjątkiem. Uwielbiał najnowsze plotki, gorące newsy, nie do końca sprawdzone opowieści podawane z ust do ust. A ta dziewczyna nie dość, że pożyteczna, to jeszcze stanowiła wiarygodne źródło informacji  o Aniele z Ukrainy, jak go nazwała cała wschodnia prasa. Poza tym młodziutka studentka na pewno była lepszą opcją, niż jakiś zasuszony nudziarz z kilkoma państwowymi certyfikatami, który by się za nim plątał przez najbliższe cztery miesiące.

Szybko skontaktował się z dziewczyną, z którą zawarł listowną umowę i teraz z niecierpliwością czekał na jej przyjazd, bo jego praca z powodu braku tłumacza posuwała się naprzód bardzo wolno. Kiedy więc zobaczył Zoję w holu swojego domu, poczuł ulgę i natychmiast zszedł na dół. Obdarzył ujmującym uśmiechem zmęczoną dziewczynę, taszczącą sporą walizkę.

– Witaj, jestem Adam. Mam nadzieję, że się tutaj zadomowisz.

– Ja.. Oh… Yy… – Na widok swojego idola, stojącego tak blisko, że musiała jedynie odrobinę wyciągnąć rękę, aby go dotknąć, nastolatka wrosła w parkiet. Onieśmielona, wpatrywała się w mężczyznę szeroko otwartymi, czarnymi oczami, niezdolna się poruszyć. Niby parę razy widziała go w telewizji, ale tam wyglądał nieco inaczej, na starszego i zupełnie nieosiągalnego, niczym  świecące na niebie gwiazdy, dla takiej zwyczajnej dziewczyny jak ona. Rzeczywistość okazała się lepsza niż sobie wyobrażała w najśmielszych snach. Pisarz, jak czytała w jakimś artykule, miał trzydzieści dwa lata, ale wyglądał co najwyżej na rówieśnika jej brata. Smukły, średniego wzrostu, wydał jej się wyjątkowo uroczy i jakiś taki przytulny. Może to z powodu delikatnych rysów twarzy i tego małego, zadartego nosa z kilkoma złotymi piegami, a może oczarowały ją duże, błękitne oczy z mnóstwem zielonych, świetlistych drobinek.

– Nie stój tak, pokażę ci pokój. – Mężczyzna miał bardzo miły, łagodny głos, co nieco ośmieliło speszoną dziewczynę i spowodowało napływ odwagi.

– Prze.. przepraszam. Jestem Zoja. – Udało jej się w końcu wykrztusić. Dobrze, że mama jej nie widziała. Zawsze strasznie dbała o dobre wychowanie, a ona właśnie zachowała się jak kompletna dzikuska. Kiedy pokaże go koleżankom te niedowiarki umrą z zazdrości. Nigdy nikt tak bardzo jej się nie spodobał, a przecież widziała już niejednego przystojnego chłopaka. Andriei często zapraszał do domu swoich przyjaciół, którzy starali zwrócić na siebie jej uwagę. W rodzinie Demkowiczów, wszyscy byli wyjątkowo urodziwi i nastolatka nie należała do wyjątków.

– Chodź dziecko. – Adam doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie miał do czynienia z rozmaśloną fanką, więc postanowił zachować pewien dystans. Dopiero co pozbył się wyjątkowo nieznośnego faceta, który nadal bombardował go dziesiątkami maili oraz sms’ów i nowe komplikacje sercowe nie były mu potrzebne. Miał mnóstwo zaległości, którymi musiał się zająć. Poza tym zawsze wolał partnerów starszych od siebie, z nimi czuł się jakoś bezpieczniej. Dziewczyna przyjechała tutaj do pracy i tego postanowił się trzymać.

– Mam już prawie dziewiętnaście lat. – Nachmurzyła się Zoja, ale nie trwało to zbyt długo. Nie lubiła, kiedy ktoś ją traktował jak smarkulę, ale w ustach pisarza słowo ,, dziecko” zabrzmiało jakoś tak słodko. Ruszyła z nim po schodach, co okazało się niełatwym zadaniem ze względu na ciężki bagaż, ale idący przed nią mężczyzna, jakoś nie miał zamiaru robić za dżentelmena. Zdyszana i spocona dotarła na piętro.

– Twoją sąsiadką po lewej jest Jenni. Niestety musicie dzielić łazienkę i mam nadzieję, ze jakoś się dogadacie. Nie spodziewałem się tylu gości. Przedstawię ci wszystkich podczas kolacji. – Adam otwarł przed nią drzwi. Sypialnia była bardzo ładna, utrzymana w białobłękitnej tonacji, z widokiem na ocean i sporym balkonem, który jak się później okazało otaczał cały budynek.

– Mam prośbę. – Dziewczyna zatrzymała się na środku dywanu i nieśmiało spojrzała na mężczyznę spod długiej grzywki. – Możemy sobie zrobić zdjęcie? Przyjaciółki nie uwierzyły, że jadę do L.A spotkać się z panem. – Nastawiła telefon i umocowała w wysięgniku do selfie.

– Nie musisz mi tak panować. I jasne, nie ma to jak wiarygodne dowody. – Stanął obok dziewczyny i położył jej rękę na ramieniu. Kiedy jego jasne, lekko kręte, opadające aż do łopatek włosy przypadkowo dotknęły jej szyi, leciutko zadrżała.

***

Andriei od kilku dni odpoczywał w swoim domu. Taka długa przerwa zdarzała mu się bardzo rzadko, raz na kilka miesięcy. Ostatnio jednak przesilił głos i nawet zatroskany menadżer nalegał, aby zrobił sobie wolne. Nieczęsto miał ostatnio czas spotkać się z rodziną  oraz znajomymi, dlatego skrupulatnie wykorzystywał każdą taką okazję. Pracował po szesnaście godzin dziennie i nawet gdyby doba posiadała czterdzieści osiem godzin, to i tak byłoby za mało, aby sprostać wszystkim wymaganiom show biznesu. Czekał właśnie na kolegów, z którymi chodził do miejscowej szkoły, aby trochę razem pomuzykować. Miał jeszcze jakiś kwadrans do przybycia gości, więc postanowił skorzystać z nieobecności seniorki rodu i połasuchować wśród babcinych truskawek. Przechodził w pobliżu ogrodzenia, kiedy zobaczył grupkę znajomych dziewcząt siedzących na murku. Nie mogły go dostrzec zza gęstych krzewów malin. Chichotały jak szalone i pokazywały sobie coś w telefonach. Normalnie nie zbliżyłby się do nich za żadne skarby, ale kilka zbyt głośno wypowiedzianych słów zwróciło jego uwagę.

– Zojka ma farta. Nie dość, że uciekła spod opieki starych, to jeszcze zerwała takie ciacho.

– Pokaż. To ten Zauber? – Andrieia na dźwięk znienawidzonego nazwiska aż wyprostowało. Zaciekawiony, zaczął się skradać, zachodząc dziewczęta od tyłu. Zresztą zajęte paplaniem nie zauważyłyby nawet nosorożca. Czyżby jego zaradna siostra, ledwo dotarła na miejsce, już zdążyła zakręcić się koło swojego idola. Źle to wróżyło na przyszłość.

– Jasne. Widziałam na You Tube. – Dziwne. Czy on właśnie poczuł dym? Jako, że sam nie palił ze względu na głos, był wyjątkowo wyczulony

– Faktycznie niezły. Brałabym od razu. – Pustogłowe smarkule zamiast pilnie zdobywać wiedzę, tak jak on to robił w ich wieku, jak zwykle plotkowały i marnowały czas. Zamiast nauką, głowę nabitą miały chłopakami i ciuchami.

– Zojka to lisica, wie co dobre. Widziałyście jego usta? Wygląda na dobrego w łóżku. – Jak siostra mogła się przyjaźnić z kimś tak wulgarnym? Żadnej z nich nie dotknąłby nawet kijem. Mężczyzna staną za plecami dziewcząt i zajrzał znajdującej się najbliżej, drobnej brunetce przez ramię. Z bliska dostrzegł, że każda z nich trzymała w ręce papierosa na tyle nisko, że z drogi nie było tego widać.

–  Powiększ. Łooo… Chętnie bym go przygarnęła. Tyłek też ma fajny. – Mężczyznę na moment go zatkało. Miał ochotę wrzucić je wszystkie do pobliskiego stawu by nieco ochłonęły i przy okazji zgasiłby te odrażające pety. Naprawdę takie dzieciaki wiedziały już co to seks? Skąd u nich takie teksty? Powinny pod fartuchem matki uczyć się gotować i sprzątać. Ne TE sprawy miały jeszcze dużo czasu. W tym wieku on marzył dopiero o pierwszym pocałunku. Na szczęście w jego domu, podobne zachowanie byłoby nie do pomyślenia. matka z babcią czuwały by nie zeszli na złą drogę. Siostrzyczka na pewno nie miała niczego podobnego na myśli, znał ją przecież najlepiej.

– Prześlijcie zdjęcia na mój telefon, bo powiem waszym ojcom, co wyprawiacie! – Ryknął swoim słynnym, silnym niczym dźwięk dzwonu głosem, a zaskoczonym dziewczynom wyprostowało z wrażenia włosy na głowach. Jedna nawet z przeraźliwym piskiem spadła z murku na trawę.

– Andriuszka, słodki, kochany, nie gniewaj się.

– My tylko tak sobie gadamy.

– Masz już te fotki, ale nic nie mów tatce. – Rozległy się chóralne jęki i błagania. Przestraszone , złapane na gorącym uczynku dziewczyny, nie wiedziały gdzie ze wstydu schować oczy. W dodatku nie nakrył ich zwykły miejscowy, tylko obiekt ich wieloletnich westchnień.

– Pokasujcie zdjęcia i wyrzućcie to cuchnące świństwo. – Skrzywił się Demkowicz, wymownie patrząc na ich usta. – Wszystkie następne też mają trafić do mnie. I nie ważcie się naskarżyć niczego mojej siostrze. – Nie śmiały się sprzeciwić i posłusznie wykonały rozkaz swojego Księcia, jak go po cichu między sobą nazywały. Pewnie teraz będzie myślał, że im śmierdzi z buzi i już nigdy do żadnej się nie zbliży. A taką miały nadzieję na odebranie go tej drętwej, zadzierającej nosa Katiuszy, zwłaszcza po tym, jak Zoja im zdradziła w wielkiej tajemnicy, że nie doszło jeszcze do zaręczyn.

Andriei, dopiero kiedy znalazł się z powrotem w ogrodzie, usiadł na ławce i zerknął na ekran telefonu. Przez chwilę patrzył bez słowa, nie mogąc uwierzyć w to, co widział.

– Zaduszę tego pismaka! Jak śmiał! – Warczał do siebie pod nosem przez dłuższą chwilę. Kilka zdjęć wyszło naprawdę dobrze. Na tle dużego, francuskiego okna, za którym widać było falujący ocean, stała wyjątkowo z siebie zadowolona Zoja w kusych, krótkich spodenkach, które nieprzyzwoicie odsłaniały jej zgrabne nogi. W tej chwili noszenie przez muzułmanki burek, wydawało mu się świetnym pomysłem, może będzie musiał podyskutować na ten temat z prezydentem Ukrainy. Bezczelny zboczeniec śmiał trzymać Zoję za ramię. Smukłe palce prawie dotykały nagiej szyi rozmarzonej dziewczyny, uśmiechającej się zmysłowo, niczym dojrzała kobieta.

– Jak matka mogła pozwolić jej tam pojechać?! – Jasne włosy pisarza lśniły w przenikających przez szyby promieniach zachodzącego słońca. Kilka guzików koszuli miał rozpiętych, widać było lekko opalony tors.

– Pewnie myśli, że jest taki romantyczny? Już ja mu dam zawracanie w głowach uczennicom. – Demkowicz ledwo zapanował nad gniewem. Wziął kilka oczyszczających oddechów i głęboko się zamyślił. Zawsze był człowiekiem czynu. Musiał istnieć jakiś sposób by pojechać do L.A i wyrwać jego małą siostrzyczkę ze szponów tego taniego amanta, którego powinni już dawno zamknąć w więzieniu za nieprzyzwoite zachowanie. Niestety Ameryka to nie Ukraina, tam wszystko rządziło się innymi prawami. Nie próbował nawet zachować obiektywizmu. W przypadku najbliższych nie był zdolny do zachowania dystansu. Ani na moment do głowy mu nie przyszło, jak bardzo niesprawiedliwy był jego osąd. A przecież podobnie jak pisarzowi tłum identycznych, zauroczonych fanek towarzyszył mu odkąd pierwszy raz gdzieś w podstawówce, wystąpił na scenie i nie miał na to żadnego, bezpośredniego wpływu. Chodziły za nim wszędzie i jakoś nigdy specjalnie nie protestował, o ile nie ingerowały nadmiernie w jego prywatność .

Tak naprawdę Andriei lubił swoją publiczność, a ona to czuła i doceniała. Dla niej występował i doskonalił swój warsztat. Uwielbiał jak razem z nim śpiewała jego piosenki, krzyczała i tańczyła. Doskonale się przy tym bawił. Przyjaciele też się do niego garnęli. Miał ich sporo, zwłaszcza odkąd został sławny. Przesiedzieli razem niejedną noc przy ognisku. Choć zdawał sobie sprawę, że wielu z nich po prostu grzeje się w jego blasku, czerpiąc z tego profity, nigdy im niczego nie odmawiał.

Tymczasem w domu mężczyzna zachowywał się zupełnie  inaczej. Nie wykazywał takiej wyrozumiałości jak w przypadku fanów. W dodatku wyjątkowo obowiązkowy, dążący do perfekcji, bywał w życiu codziennym naprawdę uciążliwy. Być może winę za to ponosili bardzo tradycyjni, surowi i konserwatywni rodzice. Kiedy miał pięć lat posłano go do szkoły, a zabawki oglądał jedynie na sklepowych wystawach. Zamiast samochodzików, klocków i piłek kupowano mu najlepsze instrumenty, zatrudniano słynnych nauczycieli, nie szczędzono pieniędzy na lekcje tańca, ani profesjonalnych wizażystów. Na zewnątrz bardzo tolerancyjny, nie wtrącający się w życie innych muzyk, rodzinę mierzył zupełnie inną miarą. Gotowy do wszelkich poświęceń na rzecz najbliższych, hojny i kochający Andriei nie zdawał sobie sprawy, jak wysokie narzucił wymagania, stawiając ich na piedestale. Nie łatwo było sprostać jego wyobrażeniom. Prawdziwa ukraińska dziewczyna miała być niewinna, piękna, dobrze wykształcona i wrażliwa. Uległość i miłe obejście uważał za niezbędne dodatki. Taka do tej pory była jego mała siostrzyczka i już jego w tym głowa, aby żaden twórca podejrzanych powieści tego nie zmienił.

***

Zoja ubierała się na kolację przynajmniej dwie godziny, żaden z przywiezionych zestawów nie wydał się jej godny ponownego spotkania z pisarzem. Jej pokój przypominał aktualnie garderobę po wybuchu bomby i przemarszu wojska. W końcu zmęczona i sfrustrowana postawiła na romantyczność. Wybrała tą najprostszą, białą w drobne kwiatuszki, w której prezentowała się powabnie i dziewczęco. Nie znała gustu mężczyzny, więc nie było sensu przesadnie się stroić. Bardziej od odpowiedniego wyglądu niepokoiła ją nieznana Jenni, nie miała pojęcia kim była, ani jaka rolę grała w życiu Adama.

Powoli, z drżącym sercem zeszła na parter, drogę wskazywały jej śmiechy i głośnie rozmowy dochodzące z jadalni. Zerknęła na stojący w holu zabytkowy zegar. Ku swojemu zawstydzeniu stwierdziła, że była już nieco spóźniona. Cichutko, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, wślizgnęła się do jadalni.

– Łiii….! Jaka smaczniutka…- Zdołała jedynie usłyszeć. Stanęła jak wryta, bo jasnowłosa, drobna kobieta zawisła jej na szyi i wycisnęła na ustach entuzjastycznego całusa. Cała zesztywniała, nie mając pojęcia jak powinna zareagować. Może, to był jakiś dziwny amerykański zwyczaj, o którym nie miała pojęcia?

– Cholera jasna, nie strasz dziecka! Trzymaj te zboczone usta przy sobie!  – Adam podszedł do poczerwieniałej, aż po sam dekolt dziewczyny, ściągnął z niej niepoprawną dzikuskę i wymierzył jej solidnego klapsa w tyłek. Po czym wziął swoją oniemiałą tłumaczkę za rękę i posadził obok siebie. – Bardzo cię przepraszam. Pozwól, że poznam cię ze swoimi gośćmi. Ta narwana blondyna, zwana Całuśną Jenni, to twoja sąsiadka. Nie, nie jest wariatką. Chyba. Niedawno z nieznanych powodów uznała, że najlepszą obroną jest bezpośredni atak. Codziennie pracowicie ćwiczy różne warianty.

– Ale dlaczego ustami? – Zapytała słabym głosem Zoja. Wytarła twarz do rękawa, okropnie się przy tym krzywiąc. – Jak się czegoś boi, to niech sobie kupi paralizator.

– Wybacz jej. Biedactwo jest na głodzie. A to wszystko wina tego złośliwego pisarzyny. – Odezwał się ciemnowłosy mężczyzna siedzący naprzeciwko. – Jestem George, piękna pani. – Dla aktora każda okazja była dobra, by poćwiczyć swoje umiejętności flirciarskie. Identycznie traktował małe dziewczynki, seksowne kobiety i chylące się już ku ziemi staruszki. Żadna nie pozostawała obojętna na urok czarnych oczu mężczyzny czym się ogromnie szczycił. Tłumaczka jednak okazała się na niego zadziwiająco odporna, zignorowała wyciągniętą rękę, a swoją dłoń schowała pod stół.

– Dobry wieczór. – Wyszeptała.

– Starzejesz się brachu. – Siedzący obok nowego znajomego przystojny blondyn, klepnął mężczyznę w plecy aż zadudniło. – Lepiej się szybko ożeń, bo za niedługo będziesz musiał brać panienki z łapanki. – Mam na imię Bred. Nie przejmuj się nimi, obronię cię.

– Miło mi. – Dziewczyna zerknęła na niego nieufnie i przysunęła się z krzesłem bliżej Adama. Jedynie on wydał jej się względnie normalny.

– Powinna podpisać deklarację, skoro będzie z nami mieszkać. – Jenni wierciła się na krześle, jakby oblazły ją mrówki. Od kilku dni padało, przerwano więc kręcenie zdjęć i nudziła się jak mors. Straszenie małolaty uznała za doskonałą rozrywkę. Dotychczas ona była tutaj niepodzielną królową, więc niechętnie powitała rywalkę, zwłaszcza tak młodą i ładną.

– Nie bój się, to nic strasznego. Nad kominkiem wisi kartka, wystarczy jak złożysz tam swój autograf. Najpierw jednak zjedz kolację. – Uśmiechnął się do Zoji łagodnie pisarz, chcąc dodać jej otuchy i wszystko wróciło na swoje miejsce. dziewczyna przestała się bać, w końcu miała po swojej stronie Zaubera. Ach te dołeczki w jego policzkach, nie mogła od nich oderwać oczu.

-Dobrze proszę pana.- Postanowiła przynajmniej przez kilka dni grać skromną, cichą studentkę, ubierac niemodnie i nie rzucać w oczy. Może wtedy ta Jenni w końcu się od niej odczepi, przez cały czas czuła na sobie jej wzrok.

– A na szafce stoi aparat fotograficzny, ustawiony czasowo, robi co jakiś czas zdjęcie. – Adam chciał odwrócić uwagę tłumaczki od rozdokazywanego towarzystwa przy stole. Musiała się z nimi oswoić jeśli mieli razem pracować. – Na pewno chcesz wysłać koleżankom jakieś nowe dowody. Możesz potem zgrać kilka fotek na swój telefon. Oni wyglądają na staruszków, tu zarobił kilka paskudnych spojrzeń, ale codziennie też wrzucają coś na swoje facebooki. – Mężczyzna przez chwilę nawet nie pomyślał, aby ocenzurować klisze. W końcu nie robili niczego dziwnego ani podejrzanego, zwyczajnie jedli posiłek we własnym gronie.  Niestety większość ludzi zawsze dopatruje się we wszystkim tego, co właśnie chce widzieć, wszystko tłumaczy sobie przez pryzmat własnych doświadczeń. Ktoś z góry negatywnie nastawiony, z bujną wyobraźnią w pocałunku Jenni dostrzegł zapowiedź nocnej orgii zwłaszcza, że na stole stało kilka butelek z koniakiem. Nie ważne, że tak naprawdę był to jedyne sok pomarańczowy, w nowej odsłonie, od firmy Orangos, o czym nie miał pojęcia.

Andriei Demkowicz, w środku nocy, wypadł z domu niczym burza w połączeniu z piorunami i gradobiciem. W kilka godzin udało mu się dojechać do stolicy. Rano postawił na nogi cały sztab, pracujących dla niego ludzi. Sam prezydent Ukrainy interweniował w sprawie wizy do USA, swojego ulubionego artysty. W innych sprawach pomógł mężczyźnie zwyczajny zbieg okoliczności. Wytwórnia PERFORMNCE od dawna szukała kogoś, kto napisałby muzykę do filmu oraz piosenkę przewodnią, którą puszczaliby na początku każdego odcinka. Po wysłuchaniu kilku próbek twórczości muzyka chętnie zgodzili się na współpracę i zaprosili go do L.A. Andriei zaznaczył jednak, że tekst do piosenki koniecznie musi napisać Zauber, jako najbardziej zapoznany z tematem. Przecież taki znany pisarz, nie powinien mieć żadnych kłopotów ze stworzeniem kilku prostych zwrotek. A skoro ze względu na dobro serialu musieliby się niemal codziennie widywać, powinni mieszkać jak najbliżej siebie.