Świeżynka 13

Cały piątek upłynął mi w pracy na ćwiczeniu świętej cierpliwości. Czarny przechodził samego siebie, doprowadzając mnie do szału średnio trzy razy na godzinę. Niestety, poprzedniego dnia był świadkiem pojednania z Nikolasem i teraz kpił sobie ze mnie w żywe oczy. W życiu nie znałem kogoś o równie niewyparzonym języku, kompletnie pozbawionego zahamowań. Na szczęście zepsuł się aparat na oddziale i korzystaliśmy z tego na SOR-ze, znajdującym się w pracowni USG. Mogłem więc w przerwach uciekać i korzystać z krótkich chwil spokoju. Renia i Gosia miały ze mnie niezły ubaw, ale ulitowały się i poczęstowały na pocieszenie pysznym plackiem z truskawkami. Niestety ten drań Czarny miał dosłownie psi nos i dopadł mnie w pokoju socjalnym.

– A, tu jesteś, mój naiwny cukiereczku. – Rozsiadł się obok na kanapie zafundowanej przez Horodyńskiego. – Ten całus na parkingu był chociaż tego wart?

– Znowu się pan czepia! – Zarumieniłem się i zasłoniłem leżącą na stole gazetą. W sumie to powinienem nią go walnąć w ten uparty czerep. To już podpadało pod nękanie.

– Wcale nie, ja tylko cię uczę życia. – Przysunął się na tyle blisko, że nasze uda się stykały. Odskoczyłem powarkując na krzesło, a on zachichotał beztrosko. – Ty niby jesteś taki zasadniczy, a wystarczyło małe przytulanko i kilka miłych słówek, żebyś wybaczył temu palantowi, a nawet wziął go za rękę.

– To moja sprawa. – Podałem mu kawałek placka w nadziei, że zamknie dziób choć na moment. Miał drań niestety sporo racji. – Poza tym Nikolas jest mistrzem w całowaniu, więc trudno się oprzeć – rzuciłem z zamiarem pognębienia go i przydeptania nieco rozbuchanego ego, jednak chyba nie przemyślałem tego najlepiej.

– Twoje zdanie się nie liczy, nie masz żadnego doświadczenia. – Spojrzał z ukosa, po czym wyciągnął rękę i bezczelnie przejechał nieco szorstkim kciukiem po moich ustach. – Co powiesz na mały test? – Jego uśmiechnięta paszcza znalazła się nagle o kilka centymetrów ode mnie.

– Zabieraj tę zużytą facjatę, ale już! – burknąłem ze złością i zacisnąłem dłonie w pięści. Należała mu się porządna nauczka. Zerknąłem na wiszący naprzeciwko duży kalendarz, cały poznaczony tajemniczymi wykresami z imionami.

– Zużyta? – Nie zrozumiał aluzji.

– Obmacana i obśliniona przez setki łap. Prawdziwe obrzydlistwo. Kto dobrowolnie chciałby dotknąć czegoś tak przechodzonego. Zupełnie jak stary kapeć.

– Kapciuszki są milutkie. – Nadal nie jarzył nic a nic. Nie ma to jak dobre zdanie o sobie. Przez gruby mur samozachwytu nic do niego nie docierało.

– Tak…? Jeśli to moje, ukochane i hołubione to owszem, ale kiedy są przesiąknięte cudzym zapachem i noszą ślady wielu obcych paluchów, są po prostu ohydne.

– Och… – sapnął i zmarkotniał. Chyba po raz pierwszy udało mi się go zamknąć na dłuższy czas. Może byłem zbyt obcesowy, ale naprawdę mnie zdenerwował swoją nachalnością. Przez chwilę milczeliśmy zajęci jedzeniem. Udałem, że uważnie studiuję kalendarz, licząc na jego wrodzoną ciekawość. Nie wytrzymał zbyt długo.

– Co to właściwie jest? – Wskazał na tajemnicze znaczki.

– Nie wiem, czy powinienem panu mówić. – Spojrzałem na niego spod rzęs, jakbym się wahał, czy jest godny, by dopuścić go do sekretu.

– Ode mnie to chętnie wyciągasz, a sam nie chcesz nic powiedzieć – mruknął urażony.

– No dobra, właściwie i tak prawie wszyscy o tym wiedzą. – Wzruszyłem ramionami. Przygryzłem usta, by nad sobą zapanować, widząc, jak nadstawia uszy. Ta słabość do plotek kiedyś go zgubi. – Dziewczyny znaczą tutaj swoje okresy. Żeby wiedziały co, jak i kiedy – zacząłem szeptać. – Wszystkie są podpisane, by im się nie myliły.

– Czyli ten jest piersiastej Kasi, a tamten długonogiej Basi z recepcji? – Wiecznie napalony łajdak był wyraźnie zafascynowany. Cyknął nawet fotkę. Wreszcie mogłem odetchnąć, jego zboczona wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Zrobiłem sobie kubek kawy z ekspresu, nie ma to jak porządne cafe latte. Podczas gdy Czarny tak podziwiał nasz kalendarz, do pokoju socjalnego weszły Renia i Gosia. Chwilę ze zdziwieniem przyglądały się siedzącemu nieruchomo kardiologowi, który nawet nie spojrzał w ich stronę, ani nie skomentował nowych bluzeczek z dekoltami. To było niespotykane zjawisko, porównywalne do zielonego słonia.

– Chory czy coś? – zapytała Renia.

– Może w końcu przedawkował? – Gosia zrobiła wymowny gest oznaczający seks.

– Raczej czy COŚ… – Uśmiechnąłem się do nich szeroko.

– Co mu zrobiłeś? – Nie odpuszczały dziewczyny.

– Zadałem temat do przerobienia – odpowiedziałem z niewinną miną.

– Czyli ty jesteś do wzięcia od poniedziałku, a ty od czwartku? – Odezwał się nagle Czarny, lustrując je z góry na dół.

– O czym ten facet bredzi? – Zmarszczyła brwi Renia.

– Nie zwracaj na niego uwagi, kontempluje wasze cykle. – Wskazałem na kalendarz. – Powiedziałem mu, że znaczycie tutaj sobie miesiączki i rozważa, kiedy macie dni płodne. Chyba nie chce jeszcze być tatusiem, ale w spodniach mu się nadal pali. Pewnie sądzi, ze dobra organizacja uchroni go od wpadki.

– I on w to wszystko uwierzył? – Wytrzeszczyła na mnie oczy.

– Jak widać, tak…- Za wszelką cenę usiłowałem zachować powagę. – W tej chwili myśli tą mniejszą głową…

– Trochę pracy na przywrócenie rozsądku! – Rzuciła kardiologowi na kolana trzymane w ręce zapisy EKG. – Przez te cztery dni pomagałam sąsiadce załatwiać sprawy w urzędach. – Pacnęła palcem w kółeczka z godzinami. –Zanotowałam, by nie zapomnieć.

– A tamte krzyżyki to moje. Dzieciaki miały wycieczkę ze zwiedzaniem. – Gosia popatrzyła na niego z litością i popukała się po głowie. – Powinien się pan w końcu ożenić!

Po tych uwagach Czarny zrobił się czerwony niczym pomidor. Kto by pomyślał, że jednak drzemie w nim jakaś nutka przyzwoitości. Dziewczyny tymczasem padły na kanapę, kwicząc z radości. Rzadko miały możliwość odegrać się na tym zarozumiałym draniu. Z pewnością nie zachowają tego dla siebie i już niedługo zabawna plotka obiegnie szpital. Być może niektórzy zaczną specjalnie robić szlaczki na kalendarzach, podpisując je nie tylko imieniem, ale i nazwiskiem.

– Lutek, dopadnę cię… – Dobiegły mnie ciche słowa. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek jakoś tak dziwnie, że przeszedł mnie dreszcz niepokoju.

– I kto tu jest naiwny? – Pokazałem mu po dziecinnemu język. Obawiałem się nieco zemsty tego faceta, ale w najdzikszych snach nie pomyślałem, że wpadnie na taki głupi pomysł. Nie doceniłem jego osobistego wywiadu, policja mogłaby się od niego wiele nauczyć.

***

W końcu nadszedł weekend, pierwszy całkowicie wolny od kiedy zacząłem pracować. Zrobiłem mnóstwo planów i cieszyłem się niczym dziecko nową zabawką. Chciałem iść na zakupy, obejrzeć wystawę psów rasowych i zjeść dobre lody. Podobno Grycan otworzył niedaleko nową kawiarnię. Niestety rodzina nadal bacznie mnie obserwowała. Trzeba było coś wymyślić, by wyrwać się na małą sesję całowanka… E… Hm… Znaczy się, miałem w planie spędzenie trochę czasu z Nikolasem. Przez tego zboczeńca, Czarnego, nachodziły mnie cały czas kocie myśli, nie mówiąc już o snach, o których wstyd wspominać. Diabeł Ho obudził w moim wnętrzu coś od lat uśpionego, co być może czekało na odpowiednią osobę. Podziękowałem wszystkim pogańskim bóstwom matki za komórkę. Umówiliśmy się na miejscowym targu, umiejscowionym na rozległym placyku w centrum miasteczka w każdą sobotę. Zazwyczaj przybywały na niego tłumy ludzi, łatwo więc było zniknąć szpiegującym mnie oczom. Ubrałem seksowne dżinsy, skutecznie ukrywając je pod długą, bezkształtną bluzą, a włosy związałem byle jak rzemykiem. Bardziej eleganckie łaszki wrzuciłem do niewielkiego plecaka.

– A ty dokąd? Masz szlaban na randki! – Ruda jędza Wiśka zatrzymała mnie w drzwiach. Jej świeżo umyte kudły wyglądały nieziemsko w porannym słońcu, jakby miały zamiar zaraz spłonąć. Stanowczo powinna sobie kogoś znaleźć. Ostatnio jakoś ciągle siedziała w domu.

– Spływaj, marchewo! Wszyscy faceci już się na tobie poznali, że tak siejesz rutkę?

– Uważaj, bo się potkniesz o ten jęzor! Po co ci plecak? – Wyciągnęła rękę, by odpiąć klapę. Jeszcze tego brakowało, by mnie nakryła!

– Mam tam kolekcję stringów, każda para na kolejny kwadrans mojej upojnej randki z burakami! Idę na targ po jarzyny, upierdliwa babo! Mama mnie wczoraj prosiła. – Na szczęście moja rodzicielka miała krótką pamięć, wiele rzeczy można było jej po prostu wmówić. Pewnie to obejmowanie drzew i dzikie harce w świetle księżyca coś zrobiły z jej mózgiem. Potrafiła za to wymienić wszystkie zioła znajdujące się w atlasie, razem z łacińskimi nazwami i zastosowaniem.

– Wyglądasz jak fleja, więc tym razem ci uwierzę – odezwała się łaskawie, mierząc mnie pogardliwym wzrokiem. Prawdę mówiąc, miała trochę racji, na niej nawet domowy dres wyglądał zawsze jakoś seksownie. Urzekającym trzeba się jednak urodzić, ja potrafiłem jedynie być uroczy i to tylko w nagłych porywach od czasu do czasu. Minąłem ją i ruszyłem na spotkanie całuśnemu przeznaczeniu… Znaczy się, zobaczyć z moim ulubionym prezesem.

Stał pod budką z owocami, ukryty za straganem, mogłem więc go przez chwilę bezkarnie podziwiać. Ubrany, tak jak go prosiłem, na sportowo, nadal wyróżniał się z tłumu niczym rzadki dziki ptak. Podobnie jak na mojej nieznośnej sister, każda szmata leżała na tym facecie niczym na zawodowym modelu. Prawie każdy przechodzący obok wbijał w niego zaciekawione oczy. Nie pasował do tej bandy szaraczków, do której i ja się zaliczałem. Nadal nie miałem pojęcia, dlaczego właśnie na mnie zwrócił uwagę. Pewnie jeszcze długo bym się tak gapił, ale bystre, czarne oczy wnet mnie wypatrzyły.

– Lutek, co się tam tak czaisz?

– Ja tylko… – Jak zwykle natychmiast się speszyłem, przyłapany na gorącym uczynku. – Jabłka sobie oglądam… Dorodne… – Wziąłem jeden owoc z lady i podrzuciłem.

– O tak, nawet bardzo. – Nie spuszczał wzroku z moich ust. – Czerwone, soczyste, chciałoby się spróbować.

– Łakomczuch. – Zrobiło mi się gorąco. Tęskniłem za nim przez te dwa dni użerania się z kardiologiem. – Muszę się przebrać, chodź.

Toalety dla mas w naszym miasteczku były całkiem przyjemne. Zawsze wysprzątane, ze lśniącymi błękitnymi kafelkami i pachnące wrzosową bryzą. Jedynym minusem była obsługująca je wścibska babcia klozetowa, wielbicielka Harlequinów i mang yaoi. Miała ich całe stosy na półce z papierem toaletowym. Zawsze snuła dziwne domysły, ani razu nie udało mi się koło niej przejść, żeby nie przeprowadziła szczegółowej inspekcji, dlatego rzadko tu przychodziłem. Jednak na widok towarzyszącego mi mężczyzny powstrzymała się od komentarzy. Jedynie złożyła ręce niczym do modlitwy, a jej oczy zrobiły się niemal okrągłe z wrażenia.

– Nie musisz ze mną iść, to krępujące – rzuciłem do Nikolasa, który bez słowa zamknął za nami drzwi obszernej kabiny. Oprócz standardowego kibelka był tutaj bidet, umywalka, a nawet prysznic – całkiem nieźle jak na miejski przybytek. Machnąłem ręką i szybko wyciągnąłem z plecaka swoje skarby: koszulkę pod kolor oczu i krótką, skórzaną kurtkę. Jeszcze rozpuściłem włosy, przeczesałem palcami i poczułem za sobą gorące ciało, które dosłownie się do mnie przykleiło.

– Tylko raz… – zabrzmiał w moim uchu podniecający szept, a zęby zacisnęły się delikatnie na wrażliwym płatku.

– Nie wygłupiaj się, zaraz tu ktoś wejdzie – zaprotestowałem bez większego przekonania. Zostałem stanowczo odwrócony i od razu zaatakowany. Rozpoczął się szturm na moją twierdzę. – Mhm… – Byłem kiepskim obrońcą, ledwo mnie dotknął od razu wywiesiłem białą flagę i otwarłem szeroko bramę. Zachęcony tą uległością zwinny język wdarł się do środka, a pode mną zadrżały nogi. Przed upadkiem uratowała mnie wbijająca się w tyłek umywalka. Duże dłonie wędrowały po moim ciele, ucząc się na pamięć jego kształtu. W końcu dotarły do pośladków i mocno się na nich zacisnęły. Zakręciło mi się w głowie, słyszałem jak jęczę w jego usta.

– Tak słodki, uderzasz do głowy niczym wino… – Ciche, pełne chrapliwych nutek słowa jeszcze bardziej mnie podnieciły. – Mam cię ochotę wziąć na tej ścianie… Mocno… – Zaczął się o mnie ocierać biodrami, a ja poczułem, że tonę. Pogrążam się w nim jakby w bezdennym jeziorze bez widoku na ratunek. Zupełnie zapomniałem, gdzie jesteśmy. Otrzeźwił mnie dopiero nacisk jego penisa na mój, równie nabrzmiały organ.

– Nikolas, opanuj się… – wyjąkałem z wielkim trudem. Wcale nie miałem ochoty przestać, pragnąłem go równie mocno jak on mnie. Zaniedbywane latami ciało domagało się zaspokojenia. Nawet w najśmielszych snach nie posądzałem siebie o taki temperament. Ale gdzieś tam daleko, za plecami, przyczaił się lęk.

– Przepraszam… Daj mi chwilę… – Wtulił twarz w moją szyję. Może jego to uspokajało, ale mnie bynajmniej. Z każdym ciepłym oddechem owiewającym moją skórę, przechodziły mnie dreszcze. Nagle rozległo się pukanie, z początku nieśmiałe, potem coraz mocniejsze. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, co wyprawialiśmy i to w publicznym miejscu. Wyrwałem się ze zniewalających objęć, odwróciłem i odkręciłem kran. Prychając, zanurzyłem twarz w zimnej wodzie.

– Panowie, zrobiła się kolejka – rozległ się przycichły głos babci klozetowej. Pogroziłem Nikolasowi, który posłał mi szeroki uśmiech, zapinając swoją kurtkę, by ukryć oczywisty dowód naszych wyczynów. Czułość widoczna w jego rozjarzonych oczach spowodowała, że miałem ochotę przytulić się do niego jeszcze raz. Opamiętałem się w ostatniej chwili.

– Już wychodzimy! – krzyknąłem w stronę drzwi. Kiedy wyszliśmy, ręce kobiety przy wydawaniu reszty tak się trzęsły, że monety potoczyły się po podłodze. Pod budynkiem faktycznie zebrało się kilka osób. Wszystkie jakieś dziwnie czerwone, mimo że na dworze nie było jakoś chłodno czy gorąco. Nikt nawet nie spojrzał w naszą stronę. Zrozumiałem, o co chodzi dopiero, jak zobaczyłem szeroko otwarte małe okno, przez które na pewno wszystko było doskonale słychać. Poczerwieniałem gwałtownie i prawie biegiem ruszyłem przez targowisko. Nikolas, zaśmiewając się, pośpieszył za mną.

***

Resztę dnia spędziliśmy według planu: kupiłem kilka wystrzałowych ciuchów, Nikolas okazał się świetnym doradcą. Miał niezawode oko i naprawdę niezłe wyczucie stylu. Potem zaciągnąłem go na moje ulubione lody. Mruczałem z zachwytu przy każdej łyżce czekoladowych cudowności, a on śmiał się z mojej, jak stwierdził, natchnionej miny.

– Muszę kupić trochę do domu. Już wiem, czym cię ułagodzić, jak czymś podpadnę.

– Wystarczy, że będziesz grzeczny – zaoponowałem, zagapiony ponownie w jego usta.

– Na pewno tego chcesz? – Trącił moje kolano pod stołem. Usłyszałem ciche terkotanie jego komórki. – Pójdę po kawę, zaraz wracam.

Kiedy odszedł od stolika, zdałem sobie z czegoś sprawę. On miał rację, ciągnęło mnie do przystojnych obwiesiów spod ciemnej gwiazdy. Zarówno o Horodyńskim jak i o Czarnym, Kozłowskim czy Andy’m, nie można było powiedzieć wiele dobrego. Składali się niemal z samych wad, złośliwej inteligencji i seksownego ciała. Najwidoczniej to połączenie jakoś dziwnie otumaniało mój mózg. Jednym słowem, sam sobie byłem winien, że do tej pory nie znalazłem miłego chłopaka, z którym mógłbym spędzić życie. Rozejrzałem się wokoło, Nikolasa coś długo nie było, a lody rozpuściły się zupełnie. Postanowiłem go poszukać. Wyjrzałem przez okno prowadzące na taras i usłyszałem jego głos. Podszedłem bliżej, nie mógł mnie zobaczyć, gruba, aksamitna zasłona skutecznie mnie ukrywała.

– Detektywie Coleman, jest pan pewien, że to Stokrotka jest tym chłopakiem z pamiętnika Nataszy?

-….

– To bardzo tradycyjna rodzina. Wątpię…

-….

– Dobrze, spróbuję się czegoś dowiedzieć.

– ….

– Ja też nie rozumiem, dlaczego rodzice nic w tej sprawie nie zrobili. Zazwyczaj mają bzika na punkcie honoru rodziny.

– ….

Nie słuchałem dłużej, bo głos zaczął się przybliżać. Wolałem nie ryzykować nakrycia. Nikolas najwyraźniej był zdenerwowany, miał nadzieję na inne wiadomości. Dziwna rozmowa dała mi wiele do myślenia. Koniecznie musiałem dowiedzieć się czegoś więcej na temat siostry prezesa. W jaki sposób ta młoda kobieta właściwie umarła. W pierwszym odruchu chciałem zapytać go wprost o co chodzi, ale kiedy przypomniałem sobie ostatnią awanturę, zrezygnowałem. Kolejna kłótnia nie była nam do niczego potrzebna, w końcu po coś wymyślono internet. Na pewno nie gorszy ze mnie śledczy niż z tego Colemana.

***

Wróciłem do domu wczesnym wieczorem, licząc, że nikogo nie zastanę. Zazwyczaj rodzinka wracała w soboty dopiero nad ranem albo wcale. Wliczając w to również dziadunia, który ponoć grał w brydża. Byłem więc ogromnie zaskoczony, kiedy w salonie zobaczyłem wszystkich w komplecie. Wyglądali jakoś uroczyście i mieli nietypowe jak na nich miny. Dziadunio z mamą siedzieli przy małym, okrągłym stoliku nakrytym najlepszym, koronkowym obrusem. Rodzeństwo, chichocząc niczym gimnazjaliści, szturchało się na kanapie. Zarobili krzywe spojrzenie mamy, przeglądającej najnowszy miesięcznik o polskich ziołach. Franio pykał fajeczkę, miał na to pozwolenie jeszcze od nieboszczki babci.

– Coś mnie ominęło? – zapytałem nieśmiało.

– Na razie nic, czekamy na gości. – Wiśka ledwo mogła usiedzieć na miejscu. Co tak podnieciło tę smarkulę? Usiadłem obok, pełen złych przeczuć. Nikt jakoś nie kwapił się do wyjaśnień. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Przemek, jak nigdy, poderwał się, by otworzyć. Ku mojemu niebotycznemu zdumieniu zaraz wrócił, prowadząc Suchą we własnej osobie i burmistrza Kukiełkę. Każde z nich dźwigało dość ciężki koszyk przewiązany wstążeczką.

– My w sprawie Lutka – zaczęła moja dyrektorka, kiedy już przedstawiono im wszystkich członków rodziny i usadzono za stołem z seniorami.

– E…? – Zaliczyłem całkowity opad szczęki, która w dodatku zesztywniała i za nic nie chciała się zamknąć.

– To swatowie, idioto! Sam tego chciałeś! – szepnęła mi na ucho, zirytowana moim burackim zachowaniem, siostra.

– Nie ja, tylko dziadek! To sen, prawda? Kurde, wypiłem tylko trzy piwa. – Udało mi się wykrztusić.– I dlaczego dwóch?

– Facet od Horodyńskiego, a ta baba od Czarnego – wyjaśniła mi po cichu.

– Wiem, oszalałem i jestem w psychiatryku! Ale skąd takie koszmarne wizje? Nie mogę jak inni widzieć demonów lub węży? – zajęczałem, a Wiśka uszczypnęła mnie mocno w udo i zatkała buzię ręką.

– Milcz, idioto!

– Ale… – Zobaczyłem, jak goście stawiają na stoliku koszyki i wyjmują z nich jakieś butelki, prezentując z dumą ich zawartość. Bursztynowy koniak, stuletnia whisky, hiszpańska madera…

– Nie pożałowali na ciebie kasy.

– Co oni właściwie robią? – zapytałem słabym głosem. Skoro biorę udział w tym dziwnym filmie, to chciałbym go chociaż zrozumieć.

– Zaczynają handelek. – Bardzo zadowolona małpa posłała mi złośliwe spojrzenie. – No wiesz, będą się przechwalać, pokażą wydruki z kont, dyplomy z uczelni, może nawet nieruchomości… Nie martw się, dziadunio tanio cię nie odda. –Poklepała mnie po plecach, niczym wystawionego na sprzedaż konia.

– Ja pierdolę, nigdy nie miałem równie porąbanego snu.

……………………………………………………………

Poprawiała Aki

Mrok w mojej duszy 15

Odkąd Sevi pozwolił Bezimiennym wniknąć w swoje ciało, miał wrażenie, że trwa w zawieszeniu gdzieś pomiędzy niebem a ziemią. Z początku był zadowolony ze swojego stanu i biernie poddawał się władzy odrzuconych duchów Czarnych Gwiazd, wypełniając wszelkie polecenia i sugestie z ich strony, zupełnie nie zastanawiając się nad tym, co robił. Tak naprawdę było mu wszytko jedno. Żałował, że nie pogrążył się w oceanie. Nie widział sensu swojego istnienia. Umysł chłopca pokrywała gęsta mgła, przepuszczająca tylko nieliczne wspomnienia. Zazwyczaj dotyczyły one ,, krzywd”, jakich doznał ze strony oziębłych rodziców, dbających jedynie o to, co ludzie powiedzą i nieliczących się zupełnie z uczuciami syna; zdrajcy Amitaia, który bez wahania podeptał jego bezbronne serce czy nachalnego zboczeńca Dave’a. Dlatego odsuwał je od siebie jak najdalej, wolał dryfować myślami w pustce. Wtedy dojmujący ból, jaki czuł w okolicy serca, znikał, a on trwał w stanie przypominającym letarg – tyle że chodził, mówił, nawet zastępował Ashlana w jego obowiązkach. Dworzanie zaczęli się go bać, traktując jak niebezpiecznego szaleńca, którego władzy nie mogli w żaden sposób podważyć. Padali na twarz, kiedy tylko go zobaczyli. Z początku, owszem, próbowali się buntować, ale po kilku krwawych pokazach mocy księcia przestali, obawiając się o życie swoje i najbliższych. Nie mieli pojęcia, co się stało z psotnym, uroczym łobuzem, jakim wcześniej był Sevi i którego wszyscy kochali. Dlaczego zamienił się w żądnego krwi potwora, karzącego za najmniejsze przewinienie? Nie wiedzieli, gdzie podziała się cesarska para. Krążącym po kątach, coraz bardziej nieprawdopodobnym plotkom nie było końca. Wszyscy mieli jednak nadzieję, że Ashlan wróci i zrobi porządek ze swoim szalonym synem.

Bezimienni uważali się za wyjątkowo sprytnych i inteligentnych, wybierając, ich zdaniem, najsłabsze ogniwo. Według duchów Sevi jako rozpieszczony jedynak, w dodatku niesamowicie samowolny i dumny, idealnie nadawał się do ich planów. Chcieli odzyskać ciała, dzięki fizycznej powłoce bez trudu zapanowaliby nad całymi Galaktykami. Mieli nadzieję na powrót do starych, mrocznych czasów, kiedy wszyscy drżeli na choćby sam dźwięk ich imion. Niestety mogli jedynie opętać osobę, w której żyłach płynęła krew Czarnych Gwiazd. Chłopak był młody i bardzo niemądry, kierował się głupimi emocjami, którymi oni gardzili, niezdolni do ich odczuwania. Sprawili, że znienawidził swoją rodzinę. Teraz mogli nim dowolnie manipulować, bez obawy, że ktoś stanie im na drodze. Błąkającym się demonom szczególnie zależało na jego potomstwie. Sztuczne zapłodnienie było rzadko wykorzystywaną metodą, ale w ten sposób mieliby od razu więcej ciał we władaniu. Potrzebowali jednak kogoś, kto wychowa dzieci, póki nie staną się samodzielne. Nie ufali nikomu i z tego powodu książę był im niezbędny.

Sevi, przytłoczony swoim bólem, pozwalał Bezimiennym niemal na wszystko. Ciągle odtwarzał w głowie ostatni dzień, kiedy widział swoich rodziców. Przepełniające go emocje opadały bardzo powoli, czuł się mocno skrzywdzony. Zawsze kochany i rozpieszczany, nie mógł zrozumieć ich zachowania. Co im szkodziło pobłogosławić jego związek z Amitaiem, przecież oprócz nich i tych kilku uczonych nikt nie znał prawdy. Nie musieli się nią z nikim dzielić. Gdyby go naprawdę kochali, dobro ich syna byłoby ważniejsze niż głupie plotki i jakiś mityczny honor rodziny. Tym bardziej, że wśród arystokratycznych familii takie związki bywały tolerowane.

– Nienawidzę was, jesteście podli! Jestem dla was tylko przedłużeniem rodu! – krzyczał po nocach do portretu, przedstawiającego Yuriko i Ashlana. – Amitai jest taki sam jak wy! Idealny następca tronu! Ja nie jestem wam do niczego potrzebny. – Szlochał gwałtownie, opadając na kolana. Nie czuł nawet, że rozbija je o marmurową posadzkę, a nogawki jasnych spodni zabarwiają się krwią. Potem zazwyczaj opadał z sił, pogrążając się w znajomej pustce, zaś ciche głosy wnet szeptały, co powinien uczynić.

– Znajdź i zabij! – syczały mu do ucha. – To my cię kochamy, zawsze będziemy z tobą. Oni uciekli, opuścili cię razem z twoim zdradliwym bratem. Mają teraz syna, jakiego pragnęli, ty jesteś jedyne zawadą. Wrócą i zamkną cię w wieży lub podadzą truciznę. Musisz być szybszy. Pozbądź się ich wszystkich, upozoruj jakiś wypadek.

Książę rozesłał więc we wszystkich kierunkach szpiegów, których zadaniem było odnalezienie prawdopodobnie porwanej pary cesarskiej – tak brzmiała oficjalna wersja. Do następnego etapu wynajął kilku płatnych morderców, którzy mieli dokonać zemsty w jego imieniu. Jakkolwiek by nie był wściekły i rozżalony, zdawał sobie sprawę, że nie potrafiłby zrobić tego własnoręcznie. Bezimienni popełnili jedną, sporą omyłkę, przykładając do chłopca identyczną miarę co do siebie. Mimo że książę był niewątpliwie bardzo dumny i ambitny, to uczucia były dla niego zawsze najważniejsze. Wychowany w pałacu wśród przepychu, nie cenił zbytnio ani władzy, ani bogactwa. Miał je na codzień i doskonale znał ich cenę. Ponieważ przez lata grał rolę beztroskiego jedynaka, mało kto zdawał sobie sprawę z jego sprytu i inteligencji, a do wymykania się na małe, samodzielne wypady i manipulowania Ashlanem trzeba go było naprawdę sporo. Wszyscy jednak z powodu słodkiego wyglądu i niewinnego spojrzenia uważali go jedynie za psotne dziecko, które jeszcze długo musi dojrzewać, zanim zostanie cesarzem. Nigdy nie widział powodu, by wyprowadzać kogokolwiek z błędu, nie leżało to bynajmniej w jego interesie.

Sevi szybko dowiedział się, gdzie przebywał Ashlan i Yuriko. Okazało się jednak, że wejście do starożytnej Twierdzy Szkarłatnego Mroku nie będzie takie proste. Yuriko był jej panem i Lirael słuchała tylko jego rozkazów. Musiał wymyślić jakiś podstęp, żeby się tam dostać. Tymczasem Amitai, z którego pragnął uczynić niewolnika na wzór Dave’a, zniknął bez wieści. Szpiedzy nie wpadli na jego trop. Być może rodzice wiedzieli, gdzie się podziewał. Skoro brat tak beztrosko odrzucił jego serce, miał zamiar uwiązać go na łańcuchu niczym agresywnego kundla, nauczyć skomlić i podawać łapę na rozkaz. Z tym pomysłem Bezimenni się nie zgadzali; uważali, że mężczyzna był niebezpieczny i też powinien umrzeć.

W miarę upływu czasu Sevi zaczynał myśleć jaśniej. Coraz częściej wracały do niego obszerne ciągi wspomnień, a nie tylko podsuwane przez demony fragmenty. Bezimienni, zajęci spiskowaniem, nie zauważyli zmiany w jego zachowaniu. Nawet jeśli potrafili nim manipulować, nie znali przecież myśli chłopaka, a nad głupimi uczuciami, jak uważali, udało im się zapanować.

W pewnym momencie książę zdał sobie sprawę, że Bezimienni wcale nie byli bezinteresownymi krewnymi, podającymi dalekiemu kuzynowi rękę w potrzebie. Czerpali z ich ,, przyjaźni” wiele korzyści. Nie miał pojęcia, do czego zmierzają, ale najwyraźniej mieli swoje plany. Poczuł się wykorzystany i wzmógł czujność, nauczył się wiele swoich spraw zachowywać dla siebie. Przestał ufać głosom.

Wraz z napływem wspomnień zaczął tęsknić za rodziną i Amitaiem. Czuł się strasznie samotny, znieczulająca wszelki ból fizyczny i psychiczny mgła, otulająca do tej pory jego mózg, nieco się przerzedziła. Nie zmniejszyło to żalu i smutku w jego sercu, ale pozwalało sprawniej myśleć. Siedział właśnie w swojej sypialni i spojrzał na kalendarz. Dzisiaj była rocznica śmierci jego trzeciego ojca, Kayla. Nigdy go nie poznał, ale nasłuchał się wiele dobrego o tym dumnym wojowniku. Zawsze, kiedy narozrabiał, Ashlan wzdychał i mówił, że wyłażą z niego pokręcone geny zmarłego tragicznie towarzysza.

Wyjrzał przez okno i spostrzegł, że zapadł już zmierzch. Na niebie widać było jedynie cztery szkarłatne księżyce, gwiazdy pochowały się za chmurami. Panowała cisza, zmącona jedynie chwilowymi odgłosami dźwięcznych kroków straży po marmurowej posadzce. Od kiedy wprowadził nocne patrole i godzinę policyjną, skończyły się krzyki i zabawy. Nikt już jak dawniej nie przemykał się po korytarzach w poszukiwaniu kochanka. Nikt nie chciał narazić się księciu, który lubił publicznie karać winowajców w dość okrutny sposób.

Z początku nowe zarządzenia były przez dworzan dyskretnie ignorowane – dopóki lord June, który dopiero przed tygodniem wziął ślub, został złapany w palmiarni ze spuszczonymi spodniami w jednoznacznej sytuacji. Młody sierżant Melen, znany z chętnego oddawania swego ciała w zamian za drobne przysługi, klęczał u jego stóp, z zapałem pochłaniając sączącego się penisa. Obaj mężczyźni zostali skuci przez straż i następnego dnia doprowadzeni do sali tronowej w porze posłuchań.

Poddani Sheridanu zawsze przybywali tłumnie i skrupulatnie korzystali z możliwości załatwienia swoich spraw poza kolejnością. Dworzanie i urzędnicy cesarscy mieli obowiązek uczestniczyć w tych spotkaniach. Ogromna komnata pękała więc zazwyczaj w szwach, jedynym wolnym miejscem był jej środek, przez który rozpościerał czerwony dywan, biegnący od drzwi do samego tronu. Kroczący po nim nocny patrol z dwoma więźniami natychmiast przykuł uwagę wszystkich. Wiele osób było niedawno na weselu lorda June i z dezaprobatą kręciło głowami. Jego żona pochodziła ze znanej rodziny, a jej miłość do męża aż biła po oczach. Uwiódł ją i poślubił z powodu ogromnego posagu. Eve była znaną medyczką, bardzo lubianą i cenioną na dworze.

– Milordzie, czyżbyś się zgubił wczoraj wieczorem i pomylił po ciemku sierżanta z nadobną Eve? – odezwał się wyjątkowo spokojnie Sevi. Nie znosił ludzi igrających z uczuciami innych, a zdrajców i wiarołomców nienawidził ponad wszystko. Przypominali mu Amitaia, który najpierw się z nim kochał, a potem nagle zmienił zdanie, gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze problemy.

– Proszę o wybaczenie, panie, to się już więcej nie powtórzy. Rzeczywiście było ciemno, a mnie zdjęła okrutna ochota… – tłumaczył się June, bynajmniej nie zażenowany, za to zgięty w bardzo niskim, służalczym ukłonie. Czerwony jak burak Melen ukrywał się za jego plecami, mimo niepochlebnych opinii o nim krążących, miał nieco więcej przyzwoitości od swego kochanka.

– Mniemam, że ciebie też naszła, bo zupełnie zapomniałeś o czekającej na tego pana młodej żonie? – zwrócił się do żołnierza książę. Jego cichy głos mógłby zamrozić jezioro.

– Przepraszam… – udało się wyjąkać mężczyźnie. Nigdy by nie pomyślał, że zarządzenia o porze nocnej będą tak ściśle przestrzegane. Książę najwyraźniej planował surową karę.

– Przynieście natychmiast duży, dębowy stół. – Służący sprawnie wypełnili polecenie. Po kilku minutach ciężkiego milczenia, kiedy to wszyscy zastanawiali się gorączkowo, co wymyślił Sevi, czterech rosłych mężczyzn przytaszczyło ciężki mebel i postawiło na dywanie tuż przed znajdującym się nieco wyżej tronem.

– A teraz pozwolę ci zdecydować – odezwał się do coraz bardziej wystraszonego lorda. – Sto batów dla każdego z was albo pokaz twoich umiejętności na tym stole.

– Um… Umiejętności? – June nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Patrzył zaszokowany na księcia, któremu jeszcze niedawno wycierał nos. – Tak przy wszystkich?

– Wolisz kije? – rzucił drwiąco Sevi, widząc jak słynnemu amantowi trzęsą się nogi.

– Nie, zrobię to! – Podszedł do struchlałego kochanka, który tylko poruszał ustami, wydając z siebie jakieś piski. Jednym szarpnięciem spuścił mu spodnie i zmusił do uklęknięcia. – Bierz się do roboty i postaw mi laskę. Nie graj mi tu nieśmiałego – syknął z kpiną, widząc jego wahanie. – Pół dworu cię przeleciało, nie zobaczą więc niczego nowego. – Wolał upokorzyć młodzieńca i stracić honor, niż nadstawiać swoją skórę. Nawet nie pomyślał, jaki wstyd przyniósł swojej świeżo poślubionej żonie, wypłakującej sobie pewnie teraz oczy w zaciszu sypialni. Bez problemu podniecił się w ciągu kilku minut, pełne obrzydzenia spojrzenia dworzan jeszcze bardziej go stymulowały. Rzucił bezceremonialnie Melena na stół, posłał za siebie jego spodnie i zerżnął go niczym zwierzę na oczach oniemiałego tłumu.

Od tej pory zamek zaraz po zmroku stawał się dziwnie cichy i spokojny, pełen zalegających po kątach przeraźliwych cieni. Dworzanie nawet nie próbowali przeciwstawiać się młodemu księciu. Unikali jego wzroku i uciekali w popłochu, kiedy jego drobna sylwetka zamajaczyła się tylko na horyzoncie.

Sevi wrócił do rzeczywistości, szturchnął nogą Dave’a, który drzemał na dywaniku u jego stóp. Zadzwonił łańcuszek przy jego obroży i mężczyzna otworzył zaspane oczy.

– Idziemy na spacer. – Ruszył przodem, nie oglądając się za siebie. Nie miał ochoty wychodzić sam, posłuszny niewolnik u jego boku, w którego zmienił byłego narzeczonego, w jakiś sposób poprawiał mu samopoczucie. Czuł się odrobinę mniej samotny.

– Dokąd? – Dave był jedyną osobą, która ośmielała się z nim rozmawiać.

– Odwiedzimy grobowiec Kayla, to niedaleko. – Przyspieszył kroku, kiedy weszli do słabo oświetlonego parku. – Zawsze chodziłem tam z rodzicami. – Napotkał zaskoczone spojrzenie mężczyzny, po raz pierwszy wspomniał o nich w jego obecności. – Przestań się na mnie gapić!

– Jak sobie życzysz, mój panie – odezwał się pokornie Dave. Wiedział doskonale, że nie było sensu bez powodu się sprzeciwiać. Zauważył zmianę w jego zachowaniu, jakby na krótkie chwile wracał dawny Sevi, którego znał i pokochał dawno temu. Uznał, że taki powrót do przeszłości dobrze mu zrobi. Może w końcu uda mu się wyrwać z tego dziwnego stanu, który jak dla niego najbardziej przypominał opętanie. Był zdziwiony, że nikt na dworze na to nie wpadł i nie próbował pomóc chłopakowi. Sam nie mógł nic zrobić, obroża nie pozwalała mu odejść dalej niż dwa metry od swojego pana. W ciemnościach zakreśliło się spore wzniesienie. Niespodziewanie pośród splątanych krzewów, między którymi wiodła wąska ścieżka, zobaczył skałę, kilkakrotnie przewyższającą wzrostem człowieka. Stanęli przed żelaznymi wrotami. Sevi przyłożył do nich dłoń i otworzyły się bezszelestnie.

– Dlaczego spoczywa tutaj, a nie ze swoją rodziną? – Dave był szczerze zdziwiony. Infernianie byli bardzo przywiązani do swoich klanów, a, o ile pamiętał, lord Kayl nie został oficjalnie poślubiony.

– Moi rodzice nie zgodzili się wydać go krewnym. Kochali go, a on poświęcił swoje życie, aby uratować Yuriko i mnie z rąk poprzedniego cesarza – wyjaśnił Sevi, pstryknięciem palców zapalając setki porozmieszczanych po całej grocie świec. Sufit był tak wysoko, że ginął w mroku, w którym zaczęły lśnić długie stalaktyty, obsypane niczym milionami kryształowych odłamków. Pośrodku jaskini na niewielkim podwyższeniu stała prosta, szklana trumna. Podeszli bliżej.

– Wygląda, jakby spał, ma nawet delikatne rumieńce. – Dave nie mógł oderwać wzroku od leżącego mężczyzny. Miał długie do ramion czarne, lekko rozwichrzone włosy i ostre, regularne rysy twarzy. – Niczym mityczny barbarzyńca, piękny i niebezpieczny. Takich mięśni nie nabywa się na sali treningowej. Masz, panie, jego podbródek i brwi. Jak zginął? – Coś tu było strasznie nie w porządku. Wokół ust zmarłego dostrzegł zieloną obwódkę, identyczna zdobiła paznokcie. Widział już podobne ciało w Akademii Medycznej. Gdzieś w zakamarkach jego umysłu kryła się odpowiedź, ale nie mógł jej dosięgnąć.

– Od trucizny w ukrytym sztylecie. Nie udało się jednak wykryć, co to była za substancja. On i cesarz Loren zginęli w kilka minut. – Sevi pogładził wieko trumny, chętnie dotknąłby ojca. Bardzo brakowało mu czułości, ale wiedział, że nie należy tego robić. Trumna utrzymywała odpowiedni klimat, dzięki temu ciało się nie psuło i wyglądało niczym żywe. Tak przynajmniej tłumaczył mu zapytany nauczyciel.

– Można ją otworzyć? – Dave chyba czytał w jego myślach. – Chciałbym coś sprawdzić. Nie kieruje mną próżna ciekawość. W moim kraju trucizna jest powszechną bronią. Mamy najlepszych warzycieli w Galaktyce.

– W sumie i tak nie żyje, bardziej mu nie zaszkodzimy. – Książę sam zaintrygowany położył rękę na trumnie, a ta otworzyła się z cichym sykiem. Odsunął się nieco, obawiając się paskudnego fetoru, który zawsze towarzyszy śmierci. – Pachnie niczym kwiaty – stwierdził zaskoczony.

– Taa… – Dave aż podskoczył z wrażenia. – Eldyjska biała róża. Już pamiętam! – Był tak podekscytowany, że nie mógł ustać w miejscu.

– Mówże, co tam wymyśliłeś, skoro zacząłeś! – Książę nie wiedział, co myśleć o zachowaniu swojego niewolnika. Wyglądał jak jego pies, kiedy zwietrzył w lesie trop.

– Znasz bajki? Ta trucizna to Śpiąca Królewna, bardzo rzadka i kosztowna, mało kogo na nią stać. Kto ją zażyje, zapada w letarg podobny do śmierci. Podobno może trwać nawet setki lat. Legenda jest prawdziwa, ale pocałunek nie wystarczy.

– Czyli istnieje odtrutka? – Sevi z emocji zrobił się cały czerwony. Od miesięcy nie czuł się tak żywy jak w tej chwili.

– Tak, ale zdobycie jej będzie dość trudne. Oczywiście, jeśli się nie pomyliłem.

– Masz milczeć, sam się tym zajmę! – zwrócił się do mężczyzny rozkazująco. Nie chciał, by ktokolwiek o tym wiedział. Zwłaszcza Bezimenni powinni pozostać w nieświadomości, musiał jakoś wyprowadzić ich w pole. Pochylił się nad trumną i czule dotknął policzka zmarłego. Nie był tak zimny, jak się spodziewał, pogładził go pieszczotliwie drżącymi palcami. – Tatusiu, zrobię wszystko, byśmy się mogli zobaczyć. Może ty mnie zrozumiesz i znowu będę mieć rodzinę – szepnął i delikatnie zamknął wieko. – Dobrze się spisałeś. – Spojrzał z aprobatą na niewolnika. – Od dzisiaj możesz spać na kanapie – dodał łaskawie, wiedząc, jak bardzo mężczyzna marznął w zimne noce na dywaniku obok jego łóżka.

…………………………………………………………………………………………

betowała Kiyami

Mrok w mojej duszy 14

Ami długo ociągał się z wstaniem z łóżka, przecież mógłby się na przykład rozchorować po wczorajszym treningu albo dostać niestrawności. Miał jednak swój honor, Zamir na pewno przejrzałby jego dziecinne uniki i wyszedłby na tchórza. Nie miał wyjścia, musiał stawić mu czoła. Przecież uporządkowanie śmietnika w jego biurze zagraconym chyba go nie zabije. Ubrał się i powoli powlókł się do kwatery dowódcy statku. Na śniadanie nie starczyło mu już czasu i teraz jego żołądek głośno protestował, jako że kolacji też mu poskąpiono. Cicho otworzył drzwi, ale w środku nie było nikogo. Odetchnął z ulgą i zabrał się do pracy. Papiery bez ładu i składu walały się dosłownie wszędzie. Chananejczycy z natury byli istotami pełnymi energii, najlepiej sprawdzającymi się w czynie. Do zajęć biurowych nie wykazywali zazwyczaj żadnego talentu i zapału, uważając je za niegodne wojownika i prawdziwego mężczyzny. Ami miał to w nosie, nie był aż tak wrażliwy na swoim punkcie. Wyszedł na stołek, przeglądał szuflada po szufladzie wysoką szafkę, a głupi brzuch burczał coraz głośniej.

– Oj… – miauknął zaskoczony i zachwiał się na krześle. Natychmiast poczuł na swoim tyłku dwie krzepkie dłonie, które go podtrzymały. – Zabieraj te grabie!

– No proszę, oto wdzięczność – mruknął Zamir, ale nadal nie zabrał swoich rąk, jakby o nich zapomniał. Patrzył spod zmrużonych powiek na czerwieniejącego ze złości chłopaka. Hardy obcy podobał mu się coraz bardziej, teraz właśnie zgrzytał na niego zębami i podniósł do góry ciężką tarczę, którą ściągną ze ściany. Najwyraźniej miał zamiar go nią walnąć.

– Przestań mnie macać, albo załoga już dzisiaj wybierze sobie nowego dowódcę! – Amitai był naprawdę bardzo zły i zawstydzony, bezpośredniością mężczyzny.

– Spokojnie dzieciaku. Idź lepiej coś zjedz, bo z daleka słychać dziwne bulgoty w twoim brzuchu. – Bezczelnie go w niego uszczypnął i obrysował, szorstkim od używania miecza palcem, pępek . – Powinieneś zmężnieć tu i ówdzie, bo nie będą miał z ciebie wiele pożytku w łożu. – Odsunął się, aby go przepuścić. Ta naburmuszona mina, zaczerwienione policzki i szare, dumne oczy rzucające na niego groźne spojrzenia wydały mu się wyjątkowo kuszące. Ten młodzik musiał należeć do niego, dawno nie spotkał nikogo równie interesującego, a brat ostatnio ciągle naciskał by założył rodzinę.

– Może rzeczywiście… – Zręcznie zeskoczył i wolno, aby sobie nie pomyślał, że ucieka podszedł do drzwi. Jak tylko wyszedł nas korytarz otarł pot z czoła. Ależ ten facet był pewny siebie i zaborczy. Wyglądało na to, że dalsza podróż będzie zabawą w kotka i myszkę, a na pewno jemu przypadnie rola gryzonia.

Wziął ze stołówki swoją porcję i ukrył się z nią w ładowni statku, gdzie rzadko kto przychodził, mógł tutaj swobodnie pomyśleć. Przyćmione światło i cichy szmer maszyn sprzyjały odpoczynkowi. Przez tyle dni udało mu się zachować względny spokój  i nie ulec emocjom. Był dumny, że udało mu się zapanować nad szalejącym sercem, zamknąć go w żelaznym sejfie swojej niezłomnej woli. Nie wszystko jednak potrafił przewidzieć. Wystarczył jednak mały drobiazg, chwila nieuwagi, aby wszystko runęło niczym domek z kart. Zapach pomarańczy, które włożył do kieszeni, okazał się kroplą która przeważyła szalę. Natychmiast przywiódł mu na myśl Sevi i jego niewinny, radosny uśmiech z jakim zawsze go witał. Mały głuptas tak bardzo lubił te owoce. Nieraz się przyglądał, jak sok skapywał mu na brodę, kiedy z zapałem wgryzał się zębami w miąższ. Zawsze miał wtedy ochotę go zlizać, aż do ostatniej kropelki. Echo minionych dni uruchomiło lawinę obrazów, które przygniotły jego pierś swoim ciężarem i niemal odebrały oddech.

– Co się z tobą dzieje Lisku? – Wspomnienia uderzyły go z ogromną z siłą. Dzrwi sejfu stanęły otworem. Poczuł jakby w piersi na nowo otworzyła się bolesna i głęboka rana. Co on u diabła zrobił najlepszego? Zostawił swojego brata, który tak mu ufał, że oddał i duszę i ciało bez najmniejszego wahania, na pewną zgubę! Widział szok i rozpacz w oczach rodziców, kiedy dotarło do nich, co wyprawiali ich synowie w zaciszu sypialni. Usiłował wtedy zachować rozsądek, bo wydawało mu się, że tak będzie dla wszystkich najlepiej. Uznał, że pomylił więź między braćmi, w dodatku bliźniakami z miłością. Teraz nie był już tego taki pewien. Skoro byli z Sevi rodziną, dlaczego aż tak bolało, jakby zaraz miał umrzeć. A może to mały miał rację nie on? Miał w głowie coraz większy mętlik i miał ochotę krzyczeć. Poczuł się jakoś dziwnie, otoczyła go gęsta mgła, a cały statek zaczął drżeć. Wokół niego zaczął narastać dziwny szum. Skupił się na nim, niczym na ostatniej desce ratunku, chcąc odegnać od siebie cierpienie. Powoli zaczął odróżniać słowa.

– Chodź! Wystarczy jedno słowo i będziesz razem z bratem ponad wszelkim prawem! Sevi należy do nas! – Aksamitne głosy kusiły, nawoływały. Starały się brzmieć przyjacielsko, ale nie potrafiły ukryć czającego się w nich przeraźliwego chłodu i mroku. Znał je, nieraz słyszał w swoich pełnych koszmarów, krwawych snach. Pierwszy raz miał z nimi do czynienia, kiedy zginął jego ukochany pies. Włosy zjeżyły mu się na głowie ze strachu.

– Precz bezimienne demony! Nie znam was i nie chcę znać! – Zaczął wymachiwać rękami jak szaleniec. Całe jego ciało, każda najmniejsza komórka ostrzegała, że były niesamowicie niebezpieczne. Czyżby jego słodki braciszek oddał się we władanie tym potworom? Ta myśl wydała mu się tak okropna, ze natychmiast się opanował.

– Kim  jesteście?! – Zapytał stanowczo. Jeśli chciał jakoś pomóc Sevi, musiał wiedzieć z kim walczy. – Duchami otchłani?

– Odrzuconymi, twoja rodziną Amitai… Nie wyprzesz się nas, zawsze jesteśmy tuż obok… Prędzej czy później przyłączysz się zarówno ty, jak i ten zdrajca Yuriko… – teraz syczały przeciągle, nie ukrywając swoich zamiarów. – Wasze ciała są takie ciepłe…

– Jesteście w błędzie! Sevi należy do mnie, póki bije moje serce! – Chłopak chwycił się za głowę i zaczął nią gwałtownie potrząsać, chcąc się pozbyć intruzów. Przed oczami zaczęły mu latać ciemne plamy. Osunął się po ścianie na podłogę z cichym westchnieniem. Zrobiło mu się słabo i niedobrze. Nagle wszystko ucichło, statek przestał drżeć, mgła ustąpiła. Poczuł pod plecami metalowe płytki, gdzieś z daleka dobiegł go głos Liama.

– Ami, ty leniwy łamago! Wracaj do roboty!

***

Tymczasem Yuriko i Ashlan przenieśli się do Twierdzy Szkarłatnego Mroku. W legendarnym zamku, będącym na dobrą sprawę żywą istota uosabianą przez piękna Lirael,  byli bezpieczni. Otaczająca go potężna bariera ochronna nie wpuściłaby nikogo bez zgody jej pana, którym był Yuriko. Niestety były też minusy tej sytuacji, zostali praktycznie uwięzieni. Sevi nie był głupi, bardzo szybko zorientował się, gdzie się podziała cesarska para, pilnował ich niczym jastrząb, który zagonił do nory królika.

Przez pierwsze dni obaj mężczyźni nie mogli otrząsnąć się z szoku. Dramatyczne wydarzenia następowały po sobie tak szybko, że nie mieli ani chwili by się nad tym wszystkim zastanowić. Nie mogli uwierzyć, że wszystko potoczyło się w taki sposób. Pragnęli dobra obu synów, problem z którym mieli do czynienia wydawał się im nie do rozwiązania. Jak mogli się zgodzić na tego typu związek? Chłopcy byli przecież braćmi, najbliższą sobie rodziną. Nawet gdyby oni jakoś to przełknęli, jak zareagują na to poddani? W dodatku  Sevi został najwyraźniej opętany i zarówno ich, jak i Amitaia uważał za zdrajców, którzy go odrzucili.

Gdyby nie te wszystkie kłopoty życie w zamku byłoby prawdziwą sielanką, wypoczynkiem od dworskich intryg i awantur, jakiego nie zaznali od dawna. Rzadko mieli trochę czasu tylko dla siebie. Lirael, zachwycona ich przybyciem i stęskniona za Yuriko, próbowała przychylić im nieba. Nie musieli się o nic troszczyć, a wszystkie życzenia nawet te niewypowiedziane, były natychmiast spełniane. Twierdza ze wszystkich sił próbowała dogodzić swojemu ukochanemu panu i jego partnerowi.

Ashlan i Yuriko siedzieli właśnie w salonie na dywanie przed płonącym kominkiem ze wszystkich stron poobkładani poduszkami. Przed nimi stała taca z winem i przekąskami. Patrzyli na siebie niepewnie, każdy z nich bał się poruszyć jako pierwszy temat synów…

– Może ja zacznę…- Ciemnowłosy książę zawsze był odważniejszy w takich sprawach. – Muszę się do czegoś przyznać, nie byłem z tobą do końca szczery w sprawie swojej rodziny. To moja wina, że biedny Sevi… – głos mu się załamał.

– Kochanie, z nas dwóch to raczej ja jestem tym większym durniem. Zareagowałem jak idiota, nie pierwszy raz mój język doprowadził do tragedii. – Cesarz był rzeczywiście załamany. Znał przecież doskonale wrażliwość i gwałtowny charakter swojego syna. Jako ten starszy i bardziej doświadczony powinien być dla niego oparciem. Zapanować nad wszystkim. Przyciągnął do siebie męża i wtulił nos w jego kark.

– Pomożemy obojgu, trzeba wszystko dobrze przemyśleć. – Usiadł między udami Ashlana i oparł się plecami o jego pierś. – Zacznijmy od Amitaia, którego musimy sprowadzić do twierdzy, zanim  Sevi go dopadnie. W zamku jest bardzo bogata biblioteka, potrzebuję kilku informacji

– My nawet nie wiemy, dokąd udał się Amitai. Jak chcesz go odnaleźć?- Ashhlan miał wrażenie, że piętrzące się przed nimi trudności nie mają końca.

– To akurat ta łatwiejsza część naszego zadania. – Zarumienił się, bo ciepły oddech na szyi podrażnił jego najwrażliwsze miejsce. Mimo upływu wielu lat, nadal reagował na dotyk męża niczym nastolatek. – Co prawda otwarłem portal w pośpiechu, ale nie wysłałem go przez niego zupełnie na ślepo. Uchwyciłem w jego pamięci imię Liam. Miał bardzo miłe wspomnienia związane z tą osobą, więc go do niej wysłałem. Jeśli odszukamy tego mężczyznę, a wiem, że był przyjacielem z Akademii w której się uczył, dowiemy się gdzie przebywa nasz syn. – Książę otrząsnął się z szoku i z wrodzoną energią, przystąpił do działania. Cesarz zawsze podziwił łatwość, z jaką potrafił sobie radzić w trudnych sytuacjach. Z wyglądu kruchy i delikatny, był od niego o wiele silniejszy psychicznie. Potrafił z żelazną konsekwencją dążyć do celu.

– Czyli mamy jakiś punkt zaczepienia. – Przygryzł delikatnie zaróżowiony płatek ucha. Obecność ciepłego, znajomego ciała zawsze go uspokajała. – Czy mógłbyś mi coś więcej powiedzieć o Odrzuconych? Nigdy nie spotkałem się z takim określeniem. – Zacisnął ramiona wokół smukłej talii męża i usłyszał ciche sapnięcie.

– Hm… Nie pamiętam zbyt wiele ze swojego dzieciństwa. Jedynie jakieś strzępki rodzinnych podań. – Położył głowę na ramieniu mężczyzny. Ufał mu bezgranicznie, od ślubu nigdy go nie zawiódł. Był niczym mur, który odgradzał go od całego zła. Zawsze mógł liczyć na jego wsparcie, a smukłe, czułe dłonie potrafiły odpędzić każdy ból. Yuriko doskonale pamiętał wydarzenia sprzed śmierci ich trzeciego towarzysza, ale wybaczył Ashlanowi i nie miał zamiaru do tego wracać. Chętnie by go teraz pocieszył, ale nie miał niestety dobrych wieści.

– Mów szczerze, każda drobnostka może być ważna. – Pocałował pachnące jaśminem miejsce tuz pod linią włosów, doskonale znał słabostki swojego Słoneczka. W odpowiedzi usłyszał ciche mruczenie.

– Mój ród jest bardzo stary – z wahaniem podjął temat książę – chyba równie wiekowy co wirujące w kosmosie galaktyki. Według legend, miał stać na straży równowagi we Wszechświecie. Z tego powodu został obdarzony odpowiednimi mocami. W każdym pokoleniu przychodziły na świat dwie lub trzy osoby, wyjątkowo szczodrze obdarzone. Szkolono je bardzo intensywnie, jak tylko zdążyły wyrosnąć z pieluch. Nazywano je Czarnymi Gwiazdami, ponieważ każda z nich potrafiła podobno zarówno stworzyć jak i zrzucić z nieba gwiazdę. Ich umiejętności były niewyobrażalne dla zwyczajnej istoty. Jeśli się dobrze zastanowić, to właściwie miały prawie boską moc. Niestety medal ma jak wiesz zawsze dwa oblicza. Pośród tych wybranych, zdarzały się słabsze psychicznie osobniki, które nie potrafiły zapanować nad drzemiąca w nich siłą. Popadały wtedy w szaleństwo, a magia przejmowała nad nimi kontrolę. Nazywano ich Odrzuconymi, ścigano i bezlitośnie zabijano.

Ogólnie nasz ród nie był zbyt lubiany w rosnących w siłę z każdym stuleciem Królestwach. Tolerowano nas, bo byliśmy ich armią i tarczą w razie zagrożenia, ale jednocześnie bano się i spychano na margines. W myśl, jak jesteś potrzebny to jesteś mile widziany, a jak nie, to zjeżdżaj dziwolągu do swojej nory. – Yuriko na chwilę się zamyślił. Ashlan doskonale wiedział, jak paskudne miał wspomnienia. Zaczął łagodnie głaskać drżące plecy.

– Doskonale wiem jak to wygląda, zachowałem się przecież identycznie. – Nadal miał wyrzuty sumienia z powodu swojego zachowania przed laty. Zareagował szokiem i agresją na pokaz mocy męża. Uciekł wtedy niczym tchórz i nie chciał z nim rozmawiać przez dłuższy czas, nic sobie nie robiąc z jego bólu i tęsknoty. Porzucił ciężarnego kochanka, nie pozwalając mu niczego wytłumaczyć. Mógł tylko dziękować w duszy niebiosom, za szczodre, szlachetne serce męża, ktoś inny nie chciał by go więcej znać.

– To już za nami. – Wtulił się w niego mocniej.- Minął jakiś czas i Królestwa urosły w siłę, nie potrzebowały już tak często naszej pomocy. W końcu zostaliśmy uznani za zbędnych, wręcz niebezpiecznych. Zdziesiątkowano nas, traktowano niczym łowne zwierzęta. Upłynęło kilkadziesiąt lat i z dumnego rodu została jedynie garstka wygnańców. Mnie próbowano porwać, bo byłem najmłodszy i jak myśleli najłatwiejszy do zmanipulowania. Jeden z władców Galaktyk zapragnął mojej mocy. Niewiele wtedy umiałem, matka kazała mi się schować w piwnicy. Wymordowali całe miasteczko, wszystkich moich bliskich. Kiedy mnie znaleźli i wyciągnęli na zewnątrz, dookoła były już tylko dymiące ruiny i zgliszcza. Założyli mi na ręce bransolety, pochłaniające moc. Uznali, że w taki sposób bez trudu zapanują nad takim dzieciakiem. Nie mieli pojęcia z czym tak naprawdę mają do czynienia. Moja rodzina zawsze była skryta i swoje sekrety zatrzymywała dla siebie. Wszystkie artefakty trzymaliśmy dobrze ukryte. Kiedy moim oczom ukazał się straszny widok, a jeden z żołdaków rzucił mi pod nogi okaleczone i zbezczeszczone ciało matki popadłem w jakiś trans. Osunąłem się na ziemię. Czas się zatrzymał  a powietrzem targnął potężny wybuch. Z moich wrogów, miasteczka, roślin i zwierzą został tylko pył, który szybko rozwiał wiatr. Nie wiem jak długo tam leżałem. Ocknąłem się dopiero, kiedy za ramię szarpali mnie nieznajomi mężczyźni. Byłem w środku głębokiego, ogromnego leja, podobnego jaki tworzy się po wybuchu bomby. Na kilka mil dookoła był tylko piasek i wypalona niemal do skał ziemia…

– Straszne… – Ashlan podał mężowi butelkę z winem, a ten bezpośrednio z niej upił kilka łyków. – Zawsze znajdzie się jakiś idiota z syndromem Władcy Świata. – Nakrył ich obu ciepłym kocem i dołożył drew do kominka.

– Masz rację, bali się nas, jednocześnie pożądając naszej magii. To było dawno, wszyscy myślą, że Czarne Gwiazdy to bajka albo już nie istnieją. Może lepiej żeby tak zostało. – Umościł się wygodnie, kręcąc pośladkami. Teraz on usłyszał jak mąż wciąga szybko powietrze i uśmiechnął się pod nosem. Lubił się z nim drażnić. – Co do Odrzuconych, pamiętam jedynie, że nie dało się ich zwyczajnie zabić. Ciało owszem ulegało zgładzie, ale pozostała jeszcze nieśmiertelna dusza, także ogromnie niebezpieczna. Potrafiła bez problemu opętać tych, którzy posiadali geny Czarnych Gwiazd. Moja babcia mówiła, że te demony, można było jakoś ujarzmić czy odesłać. Niestety nie mam pojęcia jak… – westchnął ciężko Yuriko. Zaraz jednak poprawił mu się nieco humor, bo pośladkami wyczuł rosnącą erekcję Ashlana. Taka mała, znaczy się coraz większa ,,rzecz”, ale oderwała na chwilę myśli księcia od ponurych rozważań. – Może w bibliotece znajdziemy jakieś wskazówki?

– Jasne za sto lub więcej lat… Tam są tysiące tomów… – Zsunął rękę na brzuch mężczyzny i zaczął zataczać kółka coraz niżej i niżej. Mały łobuz wodził go za nos, ale się nie da… – Mam lepszy pomysł. Wspominałeś to ostatnie miasteczko i piwnicę. Umiałbyś trafić na tą planetę, skoro wszystko skrzętnie chomikowaliście, może znajdziemy coś przydatnego. – Mężczyzna nabrał wigoru z różnych względów. Czuł, że wpadł na właściwy trop. Przeniósł dłoń na smukłe uda, wyszczerzył zęby na niezadowolone warknięcie. Trochę cierpienia zaostrza apetyt, nie kochali się od ponad tygodnia.

– Masz rację, ale najpierw musimy sprowadzić Amitaia. Trzeba jakoś odwrócić uwagę Sevi, żebyśmy mogli wymknąć się niepostrzeżenie. – Poczuł gorące wargi na swoich policzkach, szyi. Z premedytacją omijały usta. Drań igrał sobie z nim, dobrze wiedział jak go doprowadzić do szaleństwa.  Jedna myśl nie dawała mu spokoju. – Ashlan… Nie boisz się, że w chwili zagrożenia mogę znowu zrobić coś strasznego? – Zapytał na jednym wdechu i spojrzał na niego niepewnie. Wiele razem przeszli, ich wspólne życie nie zawsze było pasmem szczęścia.

– Słoneczko, może nie wyglądam, ale staram się uczyć na błędach. – Podniósł go i posadził  na kolanach twarzą do siebie. – Gdybym cię skrzywdził Kayl, wstałby z grobu i wbił nogę od krzesła w moje czarne serce.

– Taa… Szkoda, że go z nami nie ma. – Posmutniał Yuriko. – Zawsze był rozsądniejszy od nas obu razem wziętych, na pewno by coś doradził…. – Położył czoło na ramieniu męża, chłodny materiał koszuli przyniósł ulgę jego skołatanej głowie.

– Nie przesadzaj z tym rozsądkiem, a pamiętasz jak…- Równie wzruszony Ashlan zaczął wspominać ich tragicznie zmarłego towarzysza, który zginął, ratując im życie. Resztę wieczoru przesiedzieli naprzemian śmiejąc się i roniąc łzy. Czuli jakby młody wojownik był nadal razem z nimi. Mieli wrażenie, że za chwile otworzą się drzwi i zobaczą jego mocną sylwetkę doświadczonego żołnierza i szelmowski uśmiech. Zasnęli, tuląc się do siebie z sercami i głowami pełnymi byłego kochanka.

…………………………………………………………………………………………

Reszta już się pisze, więc czekajcie spokojnie. To opowiadanie jest II częścią Kronik Czarnych Gwiazd po Twierdzy Szkarłatnego Mroku ( to pierwsze napisane przez mnie opo, więc jak ktoś będzie czytał, robi to na własną odpowiedzialność ), dlatego macie tutaj trochę nawiązań do tamtego opowiadania.

Mrok w mojej duszy 13

Sevi od kilku dni zastanawiał się w jaki sposób pozbyć się mistrzów magii. Nie mógł zaatakować wszystkich trzech od razu, bo sprawa na pewno wydała by się podejrzana i w końcu ktoś mógłby coś wywęszyć. Postanowił pojedynczo rozprawić się z niewygodnymi świadkami. Na pierwszy ogień miał pójść Alen Neken będący znanym ekspertem od starożytnych run.

Książę niedawno odkrył w podziemiach pałacu niezwykłą komnatę. Na jej drzwiach widniała ogromna pieczęć pokryta dziwnymi znakami. Sevi z początku bał się jej dotknąć, bo wyczuł emanującą z niej niebezpieczną, ciemną moc. W końcu jednak przełamał się i zaczął ja delikatnie badać opuszkami palców. Rozpadła się pod wpływem jego dotyku w świetlisty pył. Wszedł do tajemniczego pokoju wstrzymując z emocji oddech. Zapalił magiczną lampkę i zaczął bacznie rozglądać się dookoła. Szybko zorientował się, że w jego ręce trafił prawdziwy skarb. Ściany sali od sufitu do podłogi obwieszone były półkami na których znajdowało się setki zapomnianych woluminów traktujących o czarnej magii. Z pewnością z tego powodu to pomieszczenie zostało zapieczętowane i ukryte przed oczyma ciekawskich. Postanowił wrócić tutaj jeszcze tego samego dnia w towarzystwie swojej nowej zabaweczki.

Dał Davemu dwa dni na przystosowanie się do nowej sytuacji, ale dłużej nie miał zamiaru mu pobłażać. Wrócił więc do swojego apartamentu i dzwonkiem przywołał narzeczonego, który miał zakaz opuszczania jego komnat. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i uśmiechnął drapieżnie na widok wchodzącego do pokoju mężczyzny. Musiał przyznać, że Dave prezentował się wyjątkowo seksownie w białej, jedwabnej koszuli i dopasowanych ciemnych spodniach.

– Panie – pochylił się w ukłonie przed księciem. Widać było, że przez te dwa dni wiele sobie przemyślał. Doszedł do wniosku, że z jego narzeczonym stało się coś dziwnego, najprawdopodobniej kompletnie oszalał. Nie miał pojęcia co się wydarzyło podczas jego nieobecności i niestety nikt nie potrafił mu udzielić takiej informacji. Wszyscy jednak rozmówcy byli zgodni co do jednego. Musiało dojść do jakiejś poważnej kłótni między członkami rodziny cesarskiej po której władca przeniósł się do Twierdzy i stamtąd rządził krajem. Zniknął też gdzieś ochroniarz księcia i nikt go już więcej nie widział. Tymczasem następca tronu zmienił się nie do poznania i zaczął coraz więcej przypominać swojego niesławnego dziadka.

Dave z początku myślał, że Sevi z niego kpi i po jakimś czasie odpuści. Teraz jednak dostrzegł, że zmiany w chłopaku są dużo głębsze niż myślał i zaczął się naprawdę bać. Nie miał pojęcia co jeszcze może przyjść do głowy temu szalonemu dzieciakowi. Starał się więc zachowywać najspokojniej jak umiał, aby nie rozdrażniać swojego dręczyciela.

– Rozbieraj się – usłyszał ze zdumieniem chłodny rozkaz. Spojrzał na Seviego, mając nadzieję, że żartuje, ale dojrzał w jego oczach tylko zimne okrucieństwo. – Na co czekasz? – Zapytał książę. Obroża zaczęła zaciskać się boleśnie wokół szyi mężczyzny, który czując to zaczął pośpiesznie zrzucać ubranie. – Wolniej, trochę finezji kochanie – rzucił złośliwie chłopak. Kiedy Dave został nagi, narzeczony obejrzał go od stóp do głów z perwersyjnym uśmieszkiem. – Wiesz co to jest? – Sevi pochylił się i wyciągnął ze stojącej obok szafki jakiś duży podłużny, giętki przedmiot.

– Ttak – wyjąkał zaczerwieniony Dave nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Jego nieśmiały zazwyczaj narzeczony trzymał w dłoniach spore dildo z wbudowanym wibratorem.

– Co się tak gapisz? Odwróć się tyłem i mocno pochyl, możesz chwycić się biurka – odezwał się wyniośle chłopak. – Chyba nie zapomniałeś co ci dwa dni temu obiecałem? – Mężczyzna pobladł gwałtownie, ale bez słowa wypełnił rozkaz. Wypiął tyłek w stronę narzeczonego  i z mocno bijącym ze strachu sercem czekał na rozwój wypadków. Sevi wstał i podszedł do swojej ofiary, wymierzył mu solidnego klapsa, rozsunął pośladki i bez ostrzeżenia pchnął mocno dildo zanurzając je od razu prawie do połowy w ciasno zaciśniętej dziurce mężczyzny. Doskonale zdawał sobie sprawę, że robiąc to w ten sposób rozrywa delikatne ścianki anusa.

– Aaaa… – krzyknął z bólu Dave, a po jego drżących udach spłynęła cieniutka strużka krwi.

– Przyjemnie prawda? – Zaniósł się śmiechem książę. – To jeszcze nie koniec – wsunął z okrutnym błyskiem w oku przedmiot do końca, po czym zabezpieczył go, aby nie wypadł. – Będę cię pieprzył, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota – warknął do wystraszonego mężczyzny, któremu po policzkach płynęły z bólu łzy. – Odwróć się do mnie przodem, zobaczymy co tam masz ciekawego – obrzucił kpiącym spojrzeniem wiotkiego penisa narzeczonego. – Założymy się że zaraz ci stanie? – Sevi obserwował  przerażonego mężczyznę beznamiętnie, jak jakiś eksperymentalny eksponat. Usiadł z powrotem w fotelu i skinął na Devego ręką żeby podszedł bliżej. Wyjął z kieszeni maleńkie urządzonko z kilkoma przyciskami. – Zobaczmy jak to działa! – Podkręcił jeden z guzików, a stojący naprzeciwko niego mężczyzna krzyknął zaskoczony i osunął się na kolana. Dave poczuł jak dildo wibruje i raz po raz uderza w jego prostatę. Krew zaczęła gwałtownie krążyć w jego żyłach, a członek prężyć się i rosnąć. – Wstań i nie waż się siebie dotykać! – Krzyknął jego dręczyciel. Sevi przez dobre kilkanaście minut bawił się urządzeniem wypróbowując różne opcje i wyrywając z ust narzeczonego coraz głośniejsze jęki. Zawstydzony i upokorzony do granic możliwości Dave stał przed nim wijąc się i postękując. Trząsł się na całym ciele, które mimo doznawanego bólu z całych sił dążyło do spełnienia. Książę podniósł ze stolika ozdobne, pawie pióro i dotknął nim penisa mężczyzny. – No dalej, spuść się, pokaż jaka z ciebie pożądliwa dziwka – odezwał się pogardliwie chłopak nie przestając gładzić jego nabrzmiałego członka.

– Aaaa… – rozległ się okrzyk Davea, który wystrzelił potężnym strumieniem spermy wprost na dywan u stóp Seviego, który natychmiast się odsunął z pełnym obrzydzenia grymasem.

– Zabierz swoje ciuchy i wynoś się. Masz – rzucił do niego urządzeniem pilotującym dildo. – Może ci się jeszcze przydać. To będzie od dzisiaj twój jedyny kochanek – uśmiechnął się do niego ironicznie. Po czym wstał i wyszedł z pokoju, zostawiając poniżonego, drżącego, nagiego mężczyznę samemu sobie.

……………………………………………………………….

W tym samym czasie Amitai miał zupełnie inne problemy. Ubrany w lekką zbroję, ściśle dopasowaną do jego zgrabnego, smukłego ciała i z przypasanym do boku świetlnym mieczem, podążał razem z rozbawionym jego speszoną miną Liamem na salę treningową. Mimo zapewnień przyjaciela o panującej tam surowej dyscyplinie, trochę jednak obawiał się reakcji ćwiczących tam wojowników. Kiedy weszli na ogromną salę wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę, ale po chwili wszyscy wrócili do przerwanych zajęć. Ami razem z Liamem znaleźli sobie jakiś najodleglejszy, najciemniejszy kącik i tam zaczęli poranny trening. Al’Kadar nie był zbyt dobry w walce na miecze. Po kilkunastu minutach zebrał od Liama sporo siniaków. Nie mógł się skupić na pojedynku ponieważ ze wszystkich stron czuł na sobie pożądliwe spojrzenia ślizgające się po jego sylwetce, pośladkach, oceniające zawartość spodni. Parę razy rozłożył się na podłodze jak długi robiąc efektowny szpagat. Chora noga zaczęła go boleć i nie potrafił nadążyć za zwinnym Liamem. Zajęci sobą mężczyźni nie zauważyli przygląda dającemu się im od jakiegoś czasu potężnego wojownika.

– Dość – usłyszeli skierowany w swoją stronę rozkaz. – Co to ma być? – warknął do nich Zamir. Na sali natychmiast ucichło i wszyscy zaczęli wyjątkowo przykładnie trenować. – Usiądź – odezwał się do Liama.

– Amitai, gdzie podziała się twoja głowa, bo na razie widzę tylko miotający się na wszystkie strony leniwy tyłek? – Wrzasnął na Al’Kadara dowódca. – Jak ty do cholery trzymasz ten miecz? – Mężczyzna podszedł do chłopaka, stanął za jego plecami i obejmując go szerokimi ramionami ustawił w odpowiedniej pozycji. Nie omieszkał się jednak przywrzeć do zmieszanego Amitaia całym swoim gorącym, twardym ciałem. Chłopak gwałtownie się zaczerwienił wyczuwając swoimi pośladkami niewątpliwy dowód podniecenia Zamira.

– Słodki – mruknął do niego wojownik, owiewając jego ucho swoim oddechem.

– Puszczaj – pisnął cicho Ami, nie chcąc zwracać na siebie uwagi ćwiczących mężczyzn. W tym momencie poczuł jak duża dłoń Zamira zaciska się bezczelnie na jego pośladku. Niewiele myśląc stanął mu z całej siły na nodze miażdżąc przy tym palce. Po czym posłał w stronę zaskoczonego dowódcy falę mocy która odepchnęła go do tyłu tak, że z impetem wylądował na tyłku.

– Cholera! – Wrzasnął wojownik, rozcierając obolałe pośladki i posłał w stronę Amitaia krzywe spojrzenie. Niestety wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę przywabione awanturą. Zamir zerwał się na równe nogi i bez słowa rzucił sna zbaraniałego chłopaka z mieczem w dłoni. Nie docenił jednak jego refleksu. Nie zdążył nawet go musnąć, bo Ami rozłożył skrzydła i poszybował jak strzała w górę. Dowódcy nie pozostało nic innego jak przyłączyć się do szybującego w powietrzu chłopaka. Zabawa w berka trwała dość długo ponieważ goniący się mężczyźni wspierali się w tym pojedynku magią. Lśniące pociski latały tam i z powrotem niestety nie trafiając do celu. Błyszczące tarcze otaczały ich ciała skutecznie odpierając każdy atak przeciwnika. Wszyscy którzy do tej pory trenowali przestali ćwiczyć i z zadartymi głowami oglądali rozgrywające się na ich oczach widowisko. Doskonale znali swojego dowódcę i wiedzieli, że w walce nie ma sobie równych. Tymczasem teraz okazało się że ten nowy chłopak w powietrzu nie ustępuje mu nawet na krok. Po godzinie najdziwniejszych ewolucji i spektakularnym pokazie mocy obaj walczący wylądowali na arenie ciężko dysząc.

– Z formą coś kiepsko – wyszczerzył się do chłopaka Zamir.

– I kto to mówi – uśmiechnął się do niego Ami wbijając oczy w jego szeroką, falującą ze zmęczenia pierś co nie było w tej chwili najlepszym pomysłem. W rozchełstanej koszuli widoczne były potężne mięśnie mężczyzny powleczone apetyczną śniadą skórą, lśniącą od potu w świetle lamp.

– Mhm.. – wyrwało się nieopatrznie, zagapionemu w to kuszące zjawisko Amitaiowi.

– Wiedziałem, że ci się spodoba. Wieczorem możemy się zabawić  – mruknął   zadowolony Zamir wpatrujący się w niego błyszczącymi oczami.

– Eee…? – odezwał się chłopak, zaskoczony kierunkiem w jakim poszła rozmowa i zarumienił się po same uszy. – Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie sypiam z każdym facetem, który zaświeci do mnie gołym torsem – odparł stanowczo zmieszany Al’Kadar i zaczął się wycofywać, przy akompaniamencie gwizdów ze wszystkich stron sali.

…………………………………………………………………

Ami był głodny, a jego żołądek głośno domagał się jakiegoś paliwa. Chłopak jednak z uporem leżał pod kołdrą i bijąc głową o poduszkę dumał nad swoją głupotą. Dzisiaj pobił z pewnością wszelkie swoje rekordy. Zrobił z siebie kretyna przed co najmniej połową załogi statku. Zamiast zgasić w zarodku powstające o nim plotki, dał powód do następnych jeszcze śmielszych spekulacji.

– Ałłuuu… – zawył desperacko nad swoim ciężkim losem.

– Bawisz się w psa, czy umierasz? – Zapytał stojący w drzwiach Liam. – Chodź na kolację, bo tu faktycznie skonasz z głodu. Twój brzuch słychać było aż na korytarzu.

– Nigdzie nie idę. Daj mi tu cierpieć w spokoju – jęknął Ami i schował się ponownie pod kołdrę. Dość długo przewracał się na łóżku aż w końcu zmorzył go sen. Obudził go ciche pukanie, a potem skrzypienie otwieranych drzwi.

– Liam, mówiłem żebyś odpuścił – odparł chłopak nie otwierając nawet oczu. Usłyszał jak ktoś stawia na stole talerz i kubek. Po chwili doszedł go upojny zapach pieczeni i smażonych ziemniaczków. – Nie będę jadł, muszę się jakoś ukarać i wreszcie zmądrzeć, bo marnie skończę. Jak mogłem tak ślinić się do tego zboczeńca Zamira, mało brakowało, a wbiłbym mu zęby w klatę. Nawet teraz jak pomyślę o jego złocistej skórze robię się głodny – westchnął głośno Ami. – Nie chcę znowu wplątać się w jakąś aferę. Mam zamiar żyć w celibacie. Podobno mężczyźni, którzy tego nie robią żyją dłużej i zachowują urodę do późnej starości. Od jutra zajmę się pracą, treningami i rozwiązywaniem swoich osobistych problemów. Precz z facetami! – Krzyknął energicznie Ami, usiadł gwałtownie na łóżku i spotkał się oko w oko z mocno rozbawionym Zamirem.

– Trzymam cię za słowo chłopcze, będziesz miał wiele okazji, aby udowodnić siłę swojej woli. Rano stawisz się w mojej kwaterze i podejmiesz nowe obowiązki. Będziesz moim sekretarzem. Bardzo potrzebuję kogoś do uporządkowania papierów. Wkrótce odlatujemy do stolicy i muszę dojść jakoś do ładu z dokumentami – Mężczyzna usiadł na łóżku i zbliżył się do Amiego na niebezpieczną odległość. Spojrzał wymownie na jego usta i delikatnie musnął je opuszkami palców. – Myślisz, że dasz radę? – zapytał z szelmowskim uśmiechem.

Mrok w mojej duszy 12

Władca Sheridanu wraz z małżonkiem gdzieś przepadł. Nie widziano go już od kilku tygodni. Dopiero po dwóch miesiącach zaczęły przychodzić listy i rozkazy z Twierdzy Szkarłatnego Mroku, jednak żaden z dworzan nie został wpuszczony do zamku. Cesarz zaczął rządzić swoim państwem na odległość, przy pomocy rządu rezydującego w stolicy do którego regularnie zaczęły napływać jego rozporządzenia.
Sevi po pamiętnym dniu nie był już tym samym wesołym, psotnym młodym młodzieńcem jakiego wszyscy poddani znali i kochali. Stał się skryty i zamknięty w sobie, a jego żarty stały się teraz naprawdę złośliwe i wyszukane. Powoli, dzień po dniu zmieniał się w ponurego, wyniosłego mężczyznę, potrafiącego wzbudzić lęk jednym, chłodnym spojrzeniem. Służba szybko zorientowała się, że lepiej schodzić mu z drogi i bez szemrania wykonywać rozkazy. Cały pałac, aż trząsł się od plotek i domysłów co też mogło skłócić taką zżytą i kochającą się rodzinę. Wszyscy też zauważyli ogromną zmianę w zachowaniu następcy tronu. Na pytania co poniektórych, odważniejszych dworzan dlaczego cesarz nie wraca do stolicy, książę wzruszał tylko ramionami. Stwierdził, że ojciec już od dłuższego czasu pragnął wypoczynku i wycofania się z polityki. Przez te wszystkie lata przygotowywał go do rządzenia krajem i już wkrótce zrzeknie się korony Sheridanu na rzecz jedynego syna.

Były jednak dwie niezałatwione sprawy, które nie dawały księciu spać po nocach. Po pierwsze jego narzeczony, który w tej chwili przebywał z wizytą u swojego ojca, ale niebawem miał powrócić. Dave był inteligentnym mężczyzną i z pewnością nie zawaha się zadawać wielu niewygodnych pytań. Nie uda się zbyt długo unikać z nim konfrontacji. Będzie musiał znaleźć jakiś sposób, aby zmusić go do uległości.

Po drugie trzej wielcy mistrzowie,będący w posiadaniu niebezpiecznej informacji o istnieniu drugiego prawowitego następcy tronu. Tych książę postanowił pozbyć się definitywnie. Cieszyli się oni ogromną sławą i autorytetem w cesarstwie. Mogliby bardzo zaszkodzić jego planom. Dokument, który przynieśli tego feralnego dnia Sevi dobrze ukrył przed niepożądanymi oczyma.

……………………………………………………

Przez kilka dni książę nie wychodził z biblioteki szukając jakiegoś zaklęcia, które by mu pomogło zapanować nad narzeczonym. Niestety wszystkie, jakie do tej pory poznał czyniły z człowieka bezwolną kukłę, a tego przecież nie chciał. W dodatku chwilę temu służący zawiadomił go o przybyciu Dave`a, więc nie miał już zbyt wiele czasu na dalsze badania i eksperymenty. Oprócz zapobiegnięcia kłopotom, pragnął też zemsty i odrobiny zabawy. I kiedy już się zdawało, że będzie musiał polec, w skarbcu pałacowym znalazł coś użytecznego. Niewielkie urządzenie, mogące być zarówno gustowną bransoletką jak i obrożą na szyję od razu zwróciło jego uwagę. Zakładało się je osobie, z której chciało się uczynić swojego niewolnika. Nastawiało się na odległość, na jaką może się oddalać człowiek, który będzie je nosił. Każde nieposłuszeństwo można było ukarać dotkliwym bólem, bowiem łączyło się ono z układem nerwowym człowieka. Mógł je ściągnąć tylko ten kto go założył, wypowiadając stosowne zaklęcie.

Sevi wziął do ręki obrożę pokrytą runicznymi znakami i uśmiechnął się tryumfalnie. To było to czego szukał. Teraz wystarczyło tylko zwabić ofiarę.

Wieczorem książę ubrany w obcisłe, uwodzicielskie szatki siedział na kanapie przed kominkiem, w swoim prywatnym saloniku. Wiedział , że narzeczony z pewnością przyjdzie się przywitać. Zawsze tak robił po powrocie z podróży. Nalał sobie wina do kieliszka i upił z wyraźną przyjemnością. Wyciągnął z kieszeni małą buteleczkę z jakimś niebieskim płynem i dolał go do karafki z alkoholem. Z zimnym uśmieszkiem na różowych wargach wziął do ręki książkę i pogrążył się w lekturze. Po kwadransie ktoś zapukał do drzwi.

– Wejdź, czekałem na ciebie – odezwał się Sevi.

– Czekałeś? – odparł nieco zbity z tropu Dave, wchodząc do komnaty. – Czyżbyś za mną zatęsknił? Nawet nie śmiałem marzyć o czymś takim, mój książę – mężczyzna uśmiechnął się złośliwie i rozparł w fotelu naprzeciwko Seviego.

– Nudzę się, rodziców nie ma , a Amitai wyjechał – chłopak nachylił się, biorąc ze stolika pusty kieliszek tak, aby narzeczony dokładnie mógł sobie obejrzeć złocistą, kuszącą skórę widoczną w rozcięciu jego koszuli i apetyczne różowe sutki.

– Słodko dziś wyglądasz i może dasz się skusić na małe co nieco – zamruczał Dave wpatrzony jak urzeczony w narzeczonego.

– Napij się wina jest wyborne, a ja pomyślę czy mam na ciebie ochotę – Sevi nalał mu alkoholu z karafki i spojrzał kokieteryjnie w oczy.

– Nie wiem co ci się stało, ale zaczyna mi się coraz bardziej podobać – mężczyzna wstał i usiadł obok księcia na kanapie. Jednym haustem wypił swoją lampkę wina. Objął go w tali i przyciągnął do siebie. Sevi na moment zesztywniał, jakby chciał stawić opór, ale zaraz się zreflektował i pozwolił się przytulić. Zachwycony jego uległością Dave podniósł go i posadził sobie na kolanach.

– Skarbie, nie wiesz jak długo czekałem na tę chwilę – wyszeptał mu zmysłowo do ucha. Schylił się, aby pocałować słodkie usta, ale w tym momencie coś dziwnego zaczęło się dziać z jego wzrokiem. Wszystko się jakby zamgliło, a w pokoju zaczęło się robić coraz ciemniej. – Co było w tym winie? – wyszeptał ochryple ostatkiem sił i osunął się bezwładnie na kanapę. Z twarzy Seviego momentalnie zniknął słodki uśmiech i został zastąpiony brzydkim, cynicznym grymasem. Wyciągnął spod poduszki obrożę i zapiął ją na szyi narzeczonego. Usiadł na fotelu i z zimnym uśmieszkiem obserwował budzącego się mężczyznę. Dave otworzył oczy i spojrzał niepewnie na chłopaka. W głowie nadal trochę mu się kręciło i nie mógł zebrać myśli.

– Co ty mi zrobiłeś? – W tym momencie dotknął rękami obroży i zaczął ją szarpać. – Co to takiego? – krzyknął gniewnie.

– To mój prezent urodzinowy, trochę spóźniony, ale byłeś wtedy w Infernacie i nie mogłem ci go wręczyć. Będziemy się wspaniale bawić – odparł Sevi i zaniósł się przerażającym, szalonym chichotem. – Nie ciąg tak za nią, bo zrobisz sobie krzywdę. Będziesz od dzisiaj moją zabaweczką. Do tej pory robiłeś co chciałeś – zdradzałeś mnie, wyśmiewałeś, a nawet próbowałeś zgwałcić. Najwyższy czas, żeby ktoś cię wyszkolił – wysunął ostre, długie szpony i pogroził oniemiałemu ze z zaskoczenia Devemu. – Na kolana śmieciu! – powiedział chłodno i obroża zacisnęła się, sprawiając mężczyźnie niewyobrażalny ból. Z jej wnętrza wysunęły się maleńkie kolce i wbiły w delikatną skórę na szyi. Cieniutkimi strużkami popłynęła krew, malując szkarłatne wzory. Próbował walczyć, zawołać o pomoc, ale tylko zacharczał i upadł na podłogę. Za każdym razem kiedy stawiał opór chłopak bezlitośnie go karał. Dave był inteligentnym człowiekiem. Szybko zrozumiał, że aby przeżyć musi przełknąć dumę i podporządkować się, poczekać na odpowiedni moment i dać znać ojcu co się tutaj dzieje. Uklęknął więc u stóp Seviego i spojrzał na niego z wściekłością.

– Do twarzy ci z tymi gniewnymi rumieńcami, a jeszcze bardziej podoba mi się twoja psia pozycja. Od dzisiaj to będzie twoje miejsce, jeśli tylko pozwolę ci, abyś mi towarzyszył – stwierdził Sevi z wyraźnym zadowoleniem w głosie.

– Jak mój ojciec się dowie co wyprawiasz, wyrwie ci to czarne serce! – warknął do niego narzeczony.

– Gdy przyjdzie czas, sam mu o tym napiszę. Zanim jednak do tego dojdzie mam zamiar dobrze wykorzystać twoją osobę. Jak myślisz Dave, co czuje gwałcony człowiek? – wziął coraz bardziej przerażonego mężczyznę pod brodę i szponem rozciął mu koszulę na piersi. – Wkrótce poznasz co to piekło na ziemi, ty zdradliwy sukinsynu!

…………………………………………………….

Amitai wyszedł z apartamentu Zamira mocno oszołomiony. Bezpośredniość dowódcy bardzo go zaskoczyła. Najwidoczniej zrobił na nim zupełnie inne wrażenie niż miał w planach. Mężczyzna prawdopodobnie był dość kochliwy, o czym świadczyła reakcja towarzyszących mu wojowników i ich głupie uśmieszki. Po tym wszystkim co ostatnio przeżył ochota na romanse przeszła chłopakowi całkowicie. Niestety na razie nie miał dokąd pójść, a ten statek był naprawdę doskonałą kryjówką. Postanowił więc zaaklimatyzować się i poczekać na rozwój wypadków.

Może jak będę go unikał i trzymał się z daleka to mu przejdzie. Ma tutaj tylu chętnych przystojniaków, że na pewno o mnie szybko zapomni  – myślał strapiony i nawet nie zauważył jak staranował kogoś swoim ciałem.

– Ami, mało brakowało żebyś mnie rozdeptał – roześmiał się Liam łapiąc go w ramiona i w ostatniej chwili zapobiegając upadkowi. – Zostajesz z nami?

– Tak, przynajmniej na jakiś czas – westchnął ciężko chłopak i delikatnie uwolnił się z objęć przyjaciela.

– Nadal taki niedostępny? Widzę, że nic się nie zmieniłeś pod tym względem. Nie martw się chłopie – klepnął go mocno plecy aż zadudniło. – My cię tutaj wyleczymy z nieśmiałości. Wiesz, że będziesz miał kwaterę blisko mnie? Chodź zaprowadzę cię tam – pociągnął opierającego się nieco Amiego za rękę. Za każdym razem, gdy przechodzili koło grupki jakiś wojowników, ci zatrzymywali ich i Liam przedstawiał im chłopaka. Większość z nich cmokała na jego widok i mierzyła jego zgrabną sylwetkę z aprobatą w oczach. Niektórzy nawet posyłali mu bezczelne spojrzenia i uśmiechali się lubieżnie.

– Co oni tacy wygłodzeni? – Zapytał w końcu ogromnie speszony i czerwony na twarzy Al`Kadar. – Macie tutaj szlaban na seks czy co?

– Nie, ale od dłuższego czasu nie było tutaj nikogo nowego. Chłopcy są po prostu znudzeni długim lotem, dawno nie byli w domu, a tu dzisiaj zjawia się nowy i w dodatku prawdziwe z niego ciasteczko, więc się im nie dziw. Do tego jesteś blondynem, a tutaj to naprawdę rzadkość – Liam otworzył drzwi do niewielkiego, ale wygodnie urządzonego pokoju. – Oto twoja kwatera. Tylko oficerowie mają swoje pokoje, reszta gniecie się po kilku w jednym.

– Całe szczęście, że nie rzucałem na szkołę kamieniami, bo dzisiejszej nocy bałbym się zasnąć – uśmiechnął się do przyjaciela Ami, pokazując dwa urocze dołeczki w policzkach. – Mam nadzieję, że na treningu twoi kumple będą się zachowywać nieco bardziej powściągliwie.

– Podczas ćwiczeń panuje surowa dyscyplina, więc nie masz się czym martwić. Jakby się nie przykładali do roboty szef dałby im popalić. Zamir jest bardzo surowy i wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Jakbyś czegoś potrzebował lub ktoś by ci się naprzykrzał, to mieszkam tam – wskazał ręką na drzwi do swojego pokoju.

………………………………………………………………………………….

Następnego dnia rano Amitai oczywiście zaspał. Przez większość nocy kręcił się na łóżku, ale sen nie chciał przyjść. Zawsze tak miał na nowym miejscu. Teraz został mu tylko kwadrans na przygotowanie się do obowiązków. Ledwo zdążył wziąć szybki prysznic i włożyć na siebie mundur drzwi się otworzyły i do środka wpakował się Liam.

– Pośpiesz się śpiochu, bo śniadanie już się zaczęło – złapał zaspanego chłopaka za ramię i bezceremonialnie pociągnął za sobą. W ogromnej sali, gdzie wszyscy wojownicy jadali posiłki szybko napełnili puste brzuchy. Al.`Kadar dostał przy tym paskudnej czkawki, ponieważ większość obecnych w jadalni mężczyzn dosłownie rozbierała go wzrokiem. Zarumieniony, zatykając sobie usta wypadł z sali na korytarz. Usłużny Liam podał mu butelkę z wodą.

– Pij, nie trzeba było tak się napychać – powiedział mężczyzna. – Niepotrzebnie uciekłeś, pobudziłeś tylko ich ciekawość. Teraz robią zakłady, kto pierwszy zaciągnie cię do łóżka.

– Może powiedz im, że należę do ciebie – zrobił do przyjaciela słodkie oczy Ami.

– Nie ma mowy, nie dam się w to wplątać – Liam przezornie odsunął się od niego. – Wrzucili by mnie w kaktusy jakby się dowiedzieli o oszustwie. Nic ci nie pomogą te szczenięce miny.

– Więc rozpuścimy plotkę, że chrapię, gryzę i kocham się tylko ubrany w różową sukienkę – zaproponował po krótkim namyśle strapiony chłopak.

– Człowieku, ty za każdym razem jak cię widzę robisz się głupszy – pokręcił głową z politowaniem mężczyzna. – Przecież takie perwersyjne gierki tylko ich uszczęśliwią. Jak się dowiedzą, że jesteś pomysłowy w łóżku rozbiją obóz pod twoimi drzwiami, bałwanie.

– Nie pomagasz! – Warknął na niego rozeźlony Ami.

– Proponuję obić im pyski na treningu, jak się zorientują, że możesz załatwić ich z palcem w nosie, to trochę przystopują – odparł mężczyzna, drapiąc się po głowie. Obaj przyjaciele nie zauważyli, że od dłuższego czasu nie są sami. Za zakrętem korytarza stał wysoki, potężnie zbudowany wojownik i spoglądał na Liama z wyraźną niechęcią. Zmrużył złote oczy jakby coś kalkulował i obmyślał sobie tylko wiadomy plan.

Mrok w mojej duszy 11

Zamknął oczy i skoczył. Poczuł we włosach wiatr.

Już za kilka sekund skończy się moja udręka. Będę wolny.– Leciał z ogromną prędkością w dół. Skulił się w sobie, oczekując na uderzenie i ból. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Pęd niespodziewanie ustał. Zaskoczony uchylił powoli powieki. Wisiał w powietrzu, zawieszony pomiędzy niebem a ziemią. W górze widział przesuwające się skłębione, burzowe chmury, w dole szumiał wzburzony ocean. Wysokie fale rozbijały się o stromy, skalisty brzeg. Jego umysł ogarnął dziwny spokój, a serce wypełniła pustka. Został sam, zupełnie sam w całym wszechświecie. Maleńki pyłek miotany na wszystkie strony przez przeciwności losu. Strzępki jego duszy wirowały w bezkresnych przestworzach. Strzaskana świadomość nie znalazła żadnego punktu do którego mogłaby przylgnąć.
Niespodziewanie coś drgnęło. W powietrzu rozległ się daleki dźwięk dzwonów. Potem dobiegł chłopca szmer, który powoli narastał tak, że w wkrótce zaczął odróżniać poszczególne słowa.
– Przyjmij swoje dziedzictwo, książę  – rozległy się znikąd nieludzkie, aksamitne głosy. Gładkie i jedwabiste sączyły do uszu słodką truciznę. Owijały się wokół duszy chłopca jak wąż. Były natarczywe, lepkie i przeraźliwie zimne, ale pogrążony w bólu Sevi tego nie zauważył.
– Wystarczy jedno twoje słowo, a będziemy cię kochać i chronić, umożliwimy ci zemstę o jakiej tylko zamarzysz. Oni cię nie chcą, odepchnęli cię. Mają teraz nowego syna. Takiego o jakim zawsze marzyli. My teraz będziemy twoją rodziną.
– Kim jesteście? – Wyszeptał drżącym głosem chłopak.
– Jesteśmy Odrzuconymi. Twój ród ma bardzo długą i zawiłą historię. Niegdyś władał całymi galaktykami. Raz na jakiś czas przychodziło w nim na świat wyjątkowe dziecko. Każde miało na lewej łopatce znak. Piętno czarnych gwiazd. Bano się ich i pozbywano w okrutny, bezlitosny sposób. Tak wielu z nas zginęło zanim miało okazję cokolwiek zdziałać. Płynie w tobie nasza krew. Podaj nam rękę, a zostaniemy z tobą na zawsze. Damy ci siłę, jakiej nie ma nikt – słowa płynęły jak mroczna rzeka. Jej nieprzeniknione, tajemnicze wody kusiły i uwodziły. Samotny, zrozpaczony chłopiec nie miał siły im się opierać. Zresztą nawet nie chciał. Nie pozostał mu już nikt, dla kogo chciałby zostać po tej stronie. Wyciągnął dłoń w kierunku niewidzialnych głosów.
– Przyjmuję dziedzictwo i przysięgam, że pozbędę się tego kłamliwego zdrajcy.
Na dworze pociemniało. Napłynęły granatowoczarne chmury. Liczne błyskawice zaczęły rozdzierać niebo. Ziemia zadrżała i jęknęła, protestując przeciwko paktowi, którego była świadkiem.
A potem nastała cisza. Straszna, martwa, wszechogarniająca cisza. Jakby cały świat nagle zniknął. Rozpłynął się w niebycie. Wszystko wokół zamarło w oczekiwaniu.
Wtedy książę otworzył szeroko błękitne oczy. Wyglądały teraz zupełnie inaczej. Dwa kawałki chłodnego, lśniącego kryształu zupełnie nie pasujące do ładnej, chłopięcej twarzy. Były kompletnie pozbawione uczuć. Zupełnie jak u lalki. Rozpostarł szeroko szczupłe ramiona, a z jego pleców zaczęły wyrastać potężne, czarne skrzydła. Różniły się znacznie od tych, do jakich przyzwyczajeni byli mieszkańcy cesarstwa. Zbudowane były z czystej energii. Całe aż iskrzyły od mrocznej magii dzięki, z której powstały. Chłopak machnął nimi raz i drugi na próbę, przemieszczał się dzięki błyskawicznie. Spojrzał w kierunku tarasu, z którego kilkanaście minut temu skoczył. Jego piękną twarz wykrzywił brzydki, okrutny  uśmiech.
………………………………………………………….

Tymczasem w pałacu przerażeni rodzice Sevi usiłowali otworzyć zabezpieczone przez niego wcześniej drzwi. Niestety nikomu to się nie udało. Ami miał właśnie zamiar wkroczyć do akcji, kiedy Yuriko złapał go za ramię i odciągnął do tyłu.
– Nie, zostaw! – Podszedł do okna i zaczął przypatrywać się czemuś na zewnątrz z pobladłą twarzą. Nagle odwrócił się i jednym machnięciem ręki otworzył portal. – Uciekaj, natychmiast i nigdy tu nie wracaj! My sobie jakoś poradzimy – dodał, widząc wahanie w oczach chłopaka. – Twierdza nas ochroni. Twój brat zrobił właśnie coś naprawdę strasznego. Jeśli tutaj zostaniesz, zabije cię! – Wepchnął zaszokowanego Amitaia w ciemny otwór. Brama zapadła się za nim z suchym trzaskiem. Książę odwrócił się do męża, który dosłownie skamieniał z wrażenia. Pogładził go po policzku i chwycił za lodowatą dłoń.
– Nie możemy tutaj zostać. Chodź!
– Yuriko, to przecież nasz syn! Musimy mu jakoś pomóc – wyszeptał zbielałymi wargami Ashlan.
– Proszę cię, zaufaj mi. Widziałem już w naszej rodzinie taki przypadek, kiedy byłem dzieckiem. Nic w tej chwili nie zdziałamy. Ten głuptas pozwolił się opętać. Jeśli zostaniemy, po prostu nas zmasakruje. Musimy dostać się do Twierdzy!
– Nigdzie nie idę! Pomyślałeś o innych? Co z mieszkającymi i pracującymi tutaj ludźmi? – Cesarz usiłował wyszarpnąć swoją dłoń.
– Nie ochronisz ich i sam zginiesz. Nie masz pojęcia z czym walczysz!
– To tylko chłopak ze zmąconym umysłem, nieumiejący nawet władać swoją mocą. Mamy silną armię i potężnych magów. Poradzimy sobie z nim – przekonywał męża Ashlan.
– Pieprzysz. Dziękuj bogom, że jeszcze nie ma wprawy w posługiwaniu się mroczną energią – Yuriko ponownie otworzył portal i wciągnął w niego przeklinającego cesarza. W ciągu sekundy znaleźli się w Twierdzy Szkarłatnego Mroku. – Teraz możesz się pieklić. Tutaj będziemy bezpieczni i możemy obmyślić jakąś strategię.
– Natychmiast otwórz z powrotem przejście! – Krzyczał wściekły władca Sheridanu potrząsając swoim mężem.
-Uspokój się wreszcie i choć przez chwilę mnie posłuchaj – Yuriko pchnął go na stojący w pobliżu fotel. – Sevi to także moje dziecko i cierpię nie mniej od ciebie. Musimy jednak zachować rozsądek i uratować co tylko się da. Ja też zostawiłem w pałacu przyjaciół. Kochanie błagam cię, zachowaj zimną krew. Nie możemy sobie teraz pozwolić na popadanie w rozpacz.
– Nie mam pojęcia jak ci się to udaje – stwierdził cicho Ashlan i ukrył twarz w drżących dłoniach.
– Można powiedzieć, że to kwestia wprawy. Miałem naprawdę paskudne dzieciństwo – książę podszedł do męża i usiadł mu na kolanach. Przytulił się do niego całym ciałem. – Słyszałeś kiedyś o Odrzuconych?
– To głupie legendy z zamierzchłej przeszłości. Bajki do straszenia niegrzecznych dzieci.
– Widzisz, ja znałem jednego z nich. Był moim dalekim kuzynem. Uwierz, nie chciałbyś go poznać. Zło w swojej najczystszej postaci tak właśnie musi wyglądać. Wtedy jeszcze istniała specjalna grupa przeszkolonych wojowników staranie wybieranych spośród członków mojej rodziny. To właśnie oni schwytali go i unieszkodliwili. Niestety miesiąc później wojska Sheridanu odkryły naszą mała osadę. Zabili wszystkich. Przeżyłem tylko ja. Powinienem był wtedy zginąć razem z moją matką. Przeze mnie cała historia zaczyna się od początku – Yuriko płakał bezgłośnie bezradnie patrząc na Ashlana. – Jeden syn oszalał, a drugi wylądował nie wiadomo gdzie. Nie mam pojęcia dokąd przeniósł go ten cholerny portal. W tym zamieszaniu kompletnie straciłem głowę.
………………………………………………………………

W innej części galaktyki na kamienistym pustkowiu wylądował macierzysty statek Chananu. Demoniczni wojownicy stoczywszy kilka ciężkich potyczek na granicy z Infernatem postanowili nieco odpocząć. Sam Wielki Dowódca Zamir wydał taki rozkaz. Ta zapomniana przez wszystkich, niezamieszkana przez wyższe formy życia planeta miała dwie zalety – czyste jak kryształ powietrze nadające się do oddychania i zasoby zdatnej do picia wody. Dla bezpieczeństwa wysłano jednak kilku mężczyzn na zwiady. Skanowali powierzchnię na wiele mil wokół siebie.
– Spójrz Liam – odezwał się jeden z nich – ten odczyt wskazuje, że to humanoid. Miało tu nikogo nie być. Przeklęci Infernianie wszędzie się wcisną.
– Jest sam, to bardzo dziwne. Musimy to sprawdzić – rozłożyli błoniaste skrzydła i polecieli w kierunku znaleziska. Zobaczyli niewielki krater w litej skale. Pośrodku leżało jakieś ciało. Podeszli bliżej. Przewrócili na plecy zakrwawionego młodego mężczyznę.
– Jeszcze żyje, ale jest zmasakrowany jakby spadł z dużej wysokości. Dobijmy nieszczęśnika, nie ma sensu taszczyć go na statek.
– Zaczekaj, ja go znam. To Amidai Al.’Kadar. Chodził do naszej Akademii – stwierdził ogromnie zaskoczony Liam, ocierając twarz rannego z błota. – Co on tutaj robi? Pomóżcie paskudne lenie, to jeden z naszych oficerów.
…………………………………………………

Amitai obudził się z pełnego koszmarów snu. Usiadł gwałtownie na łóżku i jęknął głucho chwytając się za brzuch. Z trudem rozwarł sklejone powieki. Sięgnął po stojącą obok na stoliku szklankę z wodą. Zwilżył nią zasuszone gardło.
– Spokojnie, jeszcze nie wszystkie rany się zagoiły – uśmiechnął się do niego Liam. – Miałeś, bracie, niesamowite szczęście. Jeszcze parę godzin i zastalibyśmy tylko twoje ogryzione kości. Jak ty się tutaj znalazłeś?
– To ten pieprzony portal mnie tak załatwił. Gdzie ja jestem? – Wychrypiał.
– Na statku Jego Wysokości Zamira. Od kilku dni usiłujemy doprowadzić cię do porządku.
– Cholera, ale mnie zniosło z kursu.
– Odpoczywaj – mężczyzna poklepał go po ramieniu. Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Amitai przymknął ponownie oczy, co nie było dobrym pomysłem. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mu obraz wykrzywionej cierpieniem twarzy Sevi. Łzy popłynęły same, bez udziału jego woli.

Mój śliczny, słodki braciszek, co teraz z nim będzie? Czy rodzice poradzą sobie z problemami sami? On na pewno mnie nienawidzi po tym co mu powiedziałem, ale tak będzie dla niego lepiej. Zapomni o mnie i znajdzie sobie kogoś nowego. Jest jeszcze taki dziecinny – Całkowicie się rozkleił. Szlochał już teraz głośno, a jego ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Nie potrafił się opanować. – Nigdy nie zapomnę tego bólu i szoku w pięknych oczach Sevi. Jestem potworem. Tak strasznie go skrzywdziłem. Nigdy nie powinienem był dać się wciągnąć w romans z nim. Zabrałem jego niewinność, a potem odepchnąłem. To ja powinienem był skoczyć z tego balkonu – Amtai miotał się na łóżku tak mocno, że puściły szwy na jego ranach. Kiedy Liam powrócił by zobaczyć jak się czuje, nieprzytomny chłopak był cały we krwi.
– Co takiego strasznego cię spotkało przyjacielu, że doprowadziłeś się do tego stanu? – Pokręcił głową mężczyzna i wezwał medyka.
………………………………………………………

Po kilku dniach prawie całkowicie zdrowy Amitai stał przed drzwiami do kabiny samego Zamira. Dowódca kiedy tylko dowiedział się o nieoczekiwanym gościu, kazał mu się stawić u siebie. Znalezienie żywej osoby na takim pustkowiu graniczyło z cudem. Chłopak równie dobrze mógł być przyjacielem jak i wyjątkowo sprytnym szpiegiem. Nudzący się na postoju dowódca postanowił przepytać go osobiście. Chłopak, kiedy tylko wszedł do środka obrzucił spojrzeniem dużą komnatę. Na wysokim fotelu siedział najprawdopodobniej książę. Obok niego stali służbiście wyprężeni dwaj oficerowie. Najwyraźniej mężczyzna cieszył się ogromnym respektem, bo wojownicy bali się nawet głośniej oddychać. Amitai zasalutował przepisowo i zgięty w ukłonie czekał na reakcję Zamira.
– Toż to nasz stary znajomy – rozległ się niski głos dowódcy. – Podejdź bliżej deblis. Widzę, że nadal masz mój pierścień.- Zmieszany chłopak uklęknął obok fotela. Podniósł wzrok i napotkał ciemnozłote ślepia wpatrujące się w niego z zaciekawieniem. – Nie bądź taki nieśmiały. Wyrosłeś na interesującego mężczyznę. Gdzie się podziało to zuchwałe spojrzenie? Kto śmiał zgasić radość w tych niezwykłych, srebrnych oczach?
– Wasza Wysokość – wybąkał coraz bardziej speszony Amitai, widząc domyślne, bezczelne uśmieszki towarzyszących im wojowników.
– Masz kochanka? – Zapytał Zamir, wprawiając chłopaka w osłupienie.
– Nie mam i nie szukam – odpowiedział poważnie, rumieniąc się mimowolnie i odsunął się nieco do tyłu.
– Mocne słowa jak na taką małą znajdę. Sprawię, że sam się poddasz – uśmiechnął się książę drapieżnie. – Nie bój się, jeszcze tak nisko nie upadłem, żeby brać kogoś siłą. Zawsze jednak mogę zmienić zdanie – w jego oczach pojawił się błysk. – Liam mówił, że znacie się z Akademii i bardzo wychwalał twoje umiejętności. Czy to była bliska znajomość? – Zapytał, jeszcze raz całkowicie zaskakując Al.’Kadara swoją bezpośredniością.
– Przyjaźniliśmy się – odparł ostrożnie, starając się by głos mu nie zadrżał. Czuł, że ten mężczyzna jest bardzo niebezpieczny. Pod tą elegancką zbroją biło dzikie i okrutne serce. Słyszał jak jego ludzie plotkowali, że był też bardzo dumny, uparty i porywczy. Biada temu kto w chwili gniewu stanął na jego drodze. Musiał uważać. Jedno źle dobrane słowo i zgubi siebie oraz Liama.
– Wystarczy na dzisiaj, bo jeszcze mi tu zemdlejesz. Możesz zostać. Jeśli jesteś tak dobrym wojownikiem jak powiadają, to na moim statku znajdzie się dla ciebie miejsce. Widzę, że twoja krew nadal się nie przebudziła. Ciekawe jak długo utrzymasz ją w ryzach datafel mil zulman.
………………………………………………………………
Deblis – książę ciemności
Datafel mil zulman – dziecię mroku

………………………………………………………………………………………………….

Betowała kot_w_butach

Mrok w mojej duszy 10

– Wasza Cesarska Wysokość pozwoli, że streszczę ten dokument, który pełny jest naukowych, niezrozumiałych nazw. W skrócie chodzi o to, że pan Amitai Al’Kadar jest synem twoim i księcia Yuriko oraz bliźniaczym bratem Seviego. Nie ma tutaj mowy o pomyłce. Zresztą w archiwach biblioteki znaleźliśmy księgi traktujące o podobnych przypadkach. Należałoby poinformować o tym ludność Sheridanu. Myślę, że panowie będą chcieli przedyskutować sprawę w gronie rodzinnym – mężczyzna i jego towarzysze ukłonili się z szacunkiem władcy i opuścili komnatę w której zapanowała głucha cisza.

– Zaraz powiesz, a nie mówiłem – zwrócił się do oniemiałego męża Ashlan. – Pokaż no się chłopcze – cesarz podszedł do Amitaia i postawił go na drżących z emocji nogach. – Rzeczywiście jesteś bardzo podobny do brata tylko wyższy i mocniej zbudowany. Masz moją sylwetkę – pogłaskał go po bladym policzku. – Nie martw się, życie w rodzinie cesarskiej nie jest takie złe, czasami bywają też dobre chwile.

– Ashlan, ty głupku nie strasz chłopaka. Nie widzisz, że zaraz nam tu zemdleje – Yuriko podszedł do chłopca i mocno go do siebie przytulił. – Witaj w domu kochanie. Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz – szepnął mu do ucha. Ami przytulił się do niego i przymknął oczy. Jego mózg był pogrążony w kompletnym chaosie. Myśli krążyły bezładnie jak stado spłoszonych ptaków.

– Nieeee…!! Nie zgadzam się! To na pewno jest jakaś pomyłka! – Wrzasnął nagle Sevi, trzęsąc się na całym ciele. – On nie może być moim bratem, to niemożliwe! – Zaczął szczękać zębami w kompletnym szoku. Oczy miał wytrzeszczone, usta sine z trudem utrzymywał się na nogach. Złapał Ashlana za ramię i zaczął nim potrząsać.

– Tato, powiedz coś! Oni kłamali prawda?! – Wybełkotał ledwie zrozumiale.

– Dziecko, co się z tobą dzieje?! Zawsze mówiłeś, że chcesz mieć rodzeństwo! – Cesarz patrzył na syna ogromnie zaskoczony jego reakcją. – Nie chcesz mieć brata?!

– Nie on, nieeee….! – Przeraźliwy krzyk chłopca przeszedł w pisk. Zachwiał się i runął jak kamień na ziemię tracąc przytomność. Ashlan złapał go w ostatniej chwili, wziął na ręce i zaniósł na kanapę.

– Biedactwo, mocno to przeżył. Wezwałem już lekarza. Trzeba mu podać coś na uspokojenie – Yuriko ze łzami w oczach pochylił się nad synem.

– Czy nic mu nie będzie? – Wyszeptał Ami siadając na kanapie i kryjąc twarz w dłoniach. – Co my teraz zrobimy?

– Czegoś tu nie rozumiem. Co się z wami wszystkimi dzieje? Zamiast się cieszyć, że rodzina się powiększyła to wy urządzacie tutaj pogrzeb. Wytłumaczcie o co chodzi bo zaraz mnie tu szlag trafi! – Wzburzony cesarz stał na środku komnaty i groźnie spoglądał to na męża, to na Amitaia.

– Może później porozmawiamy. Teraz wszyscy jesteśmy zbyt zdenerwowani. Pozwól mi zająć się chłopcami. Daj im trochę czasu na oswojenie się z sytuacją – Yriko podszedł do męża i pocałował go czule w usta. – Wiem, że masz jeszcze sporo pracy. Ja się wszystkim zajmę.

– Dobrze, ale to mi się nie podoba. Czuję, że ukrywasz przede mną coś ważnego! –Ashlan oddał mu pocałunek i wyszedł z pokoju.

………………………………………………………………………………

Sevi obudził się w swojej sypialni kilka godzin później. Mikstura uspokajająca, którą uraczył go lekarz była dosyć mocna. W głowie nadal lekko mu się kręciło. Spojrzał w lewo. Na fotelu spał skulony Amitai. Najwidoczniej czuwał nad nim przez cały czas.

Bogowie, jak ja bardzo go kocham – myślał zrozpaczony książę. – Oszaleję, jeśli nas rozdzielą. Mam wrażenie, że tatuś się czegoś domyśla. Też bardzo się zmartwił na wieść o tym, że Ami jest moim bratem. – Śpiący na fotelu młodzieniec poruszył się i otworzył oczy. Jego smutne spojrzenie spoczęło na kruchej, jasnowłosej istotce na łóżku.

– Jak się czujesz maluchu? – Zapytał.

– Trochę lepiej – odparł drżącym głosem chłopak. Zsunął się z łóżka, podszedł do brata i usiadł mu na kolanach. – Nie opuścisz mnie? Będziesz mnie nadal kochał? – Usta ułożyły się mu w podkówkę.

– Lisku wstań. Jesteśmy rodzeństwem i to co robisz jest niedopuszczalne! – Ami zrzucił z kolan tulącego się do niego księcia.

– Nie chcesz mnie już? – Wyszeptał cichutko załamany Sevi. Wstał z podłogi i wdrapał się z powrotem na łóżko. Ukrył twarz w poduszce i zaczął szlochać bezradnie gryząc jej róg.

– Przestań, przestań doprowadzać do obłędu nas obu! Jesteś moim bratem i nic tego nie zmieni! Musisz się z tym pogodzić. To koniec – Ami gwałtownie wstał z fotela i wybiegł z sypialni, jakby bojąc się własnych reakcji. Chłopiec zczołgał się jeszcze raz na podłogę, dopełznął do krzesła, wziął koc, którym przykryty był Ami i cały się w niego wtulił. Dygotał jak w febrze. Zamknął oczy i zaciągnął się aromatem. Tak, to było to. Piżmo i płatki róż. Zapach skóry jego kochanka.  Wspomnienia zaczęły napływać, chcąc chyba jeszcze bardziej pogrążyć w cierpieniu udręczoną duszę  księcia.

,,Pamiętał to uczucie szybowania. Unosił się w różowej mgiełce, a leżący obok niego Ami grał na jego drżącym z rozkoszy ciele, jak najprawdziwszy wirtuoz na swoim instrumencie. Każde dotknięcie smukłych palców wzbudzało niesamowite wibracje w najmniejszej nawet cząstce. Czuł, że płonie. Wyginał się i jęczał z każdym pocałunkiem coraz mocniej i głośniej. Zwinny język kochanka wyznaczał na jego skórze ogniste ścieżki. Kiedy mężczyzna zaczął ssać delikatnie jego nabrzmiałe sutki o mało nie spadł z łóżka.

– Kocham cię, kocham cię najbardziej na świecie – krzyczał, wyginając się w łuk.

– Też cię kocham, mój śliczny Lisku – usłyszał namiętny szept. Mężczyzna zsunął się w dół i chuchnął na jego twardego jak stal penisa. – Rzeczywiście bardzo mnie pragniesz malutki – wilgotne ciepło wzięło we władanie jego członka. Teraz już tylko skomlał i piszczał, bezradnie wijąc się w pościeli. Zacisnął pięści na prześcieradle, nie chcąc dopuścić by ta słodka udręka zbyt szybko się skończyła. – Wystarczy , obróć się na brzuch. Temu ponętnemu tyłeczkowi też się należy trochę uwagi. – Spełnił polecenie, ochoczo wypinając się do kochanka. – Jesteś taki piękny – silne dłonie masowały jego pośladki, a język zataczał kółeczka na jego kręgosłupie.

– Weź mnie, dłużej już tego nie wytrzymam – zawołał desperacko.

– Powoli, mamy sporo czasu. Muszę cię przygotować, bo sprawię ci ból – długi szczupły palec, pokryty jakąś śliską substancją, najpierw kilkakrotnie okrążył jego dziurkę, a potem zaczął ostrożnie wsuwał się do środka. – Jesteś strasznie ciasny. Przestań wiercić dupcią Lisku, bo się na ciebie rzucę i zrobię ci krzywdę.

–  Aaaaa…..! – krzyknął, rozpływając się z przyjemności, kiedy Ami natrafił na jakiś tajemniczy punkt w jego wnętrzu. – Jeszcze!

– Jakiś ty niecierpliwy – mężczyzna dołożył drugi i trzeci palec. Rozsuwał je i krzyżował rozciągając mięśnie.

– Nie dręcz mnie i włóż go wreszcie! – odezwał się rozkazująco.

– Wedle życzenia mój Mały Książę – odezwał się ochryple Ami. Chłopiec poczuł jak napiera na niego coś dużego i ciepłego. – Rozluźnij się i rozsuń szerzej nogi. Oddychaj głęboko. Z początku może być nieprzyjemnie, ale to szybko minie – mężczyzna złapał drugą ręką za jego sączącego członka i lekko go uścisnął. Jednocześnie pchnął mocno do przodu wchodząc aż po jądra.

– Ooo….- pisnął. – To boli.

– Spokojnie skarbie zaraz przestanie – Ami przestał się poruszać, dając mu czas na przystosowanie się do nieznanego uczucia rozpierania. Ból rzeczywiście szybko ustąpił, w czym na pewno pomogła dłoń ślizgająca się leniwie po jego członku. Pokręcił się na próbę, a coś w jego wnętrzu nagle rozbłysło tysiącem doznań. Zajęczał i nabił się jeszcze mocniej na penisa kochanka.

– Na co czekasz, zrób coś – wyszeptał ochryple. Mężczyzna tylko na to czekał. Zaczął  się szybko poruszać raz po raz trafiając w prostatę chłopaka. Teraz krzyczeli już obaj, wychodząc sobie naprzeciw i dążąc do spełnienia w niesamowitym tempie. Kilka sekund później  Sevi wytrysnął łkając z rozkoszy. Amitai  po chwili dołączył do niego wołając głośno imię kochanka.”

Sevi nie potrafił się uspokoić. Nie mógł przejść nad tym co się stało do porządku dziennego. Nie wyobrażał już sobie życia bez Amitaia.

– Oni chyba wszyscy poszaleli, jeśli myślą, że odrzucę go, bo jest moim bratem. Nie można przestać kogoś kochać na rozkaz. Muszę z nim porozmawiać. Jeśli on mnie odepchnie to nie mam już po co żyć – Książę wstał i słaniając się na nogach wyruszył na poszukiwanie Al’Kadara. Niestety nie zaszedł zbyt daleko, w korytarza natknął się na Ashlana z ponurą miną zdążającego do salonu.

– Dobrze, że jesteś. Mamy zebranie rodzinne – pociągnął chłopaka za sobą. W środku zastali już Yuriko z Amitaiem dyskutujących o czymś po cichu. Na ich widok gwałtownie poderwali się na nogi.

– Żądam wyjaśnień i nie myślcie, że uda się wam mnie oszukać. Siadaj z nimi na kanapie – rzucił groźnie do Sevi.

– To może ja zacznę – podjął wzdychając Yuriko. – Prawdę mówiąc nie wiem, jak mam ci to powiedzieć! Sam zauważyłeś, że Amitai przy pierwszym spotkaniu wywarł na Sevim ogromne wrażenie. Chłopak się w nim zakochał i robił wszystko, żeby zdobyć jego serce. Udało mu się nawet zaciągnąć go do łóżka.

– Tylko mi nie mów, że uprawiali razem seks! – Krzyknął wzburzony cesarz.

– No cóż, tak właśnie było – powiedział ze smutkiem strapiony książę.

– Proszę powiedz, że mi się to śni! – Wrzasnął wściekły Ashlan. – Moi synowie się ze sobą pieprzą! Kurwa! Niech zaraza porwie pokręconych bogów, którzy uknuli tą intrygę. – Mężczyzna złapał się za głowę. – Zaraz mnie tu szlag trafi! Wy – spojrzał zimno na przerażonych chłopców. – Od dzisiaj macie zacząć zachowywać się jak przystało na braci. Jak zobaczę lub usłyszę, że robicie coś dziwnego, to już nigdy się nie zobaczycie!

– Masz rację ojcze – odezwał się cicho Ami – postaram się. To była tylko chwila zapomnienia. Śliczny chłopak zaprosił mnie do łóżka więc skorzystałem okazji. Sevi też pewnie niedługo nie będzie o tym pamiętał – mówił niezwykle opanowanym, chłodnym głosem. Włożył ręce do kieszeni i z całej siły wbił paznokcie w dłonie, aż pociekła z nich krew.

– Weź przykład z brata i przestań histeryzować. Okropnie cię rozpieściliśmy i oto skutki. Przestań się mazać i weź za siebie. Co z ciebie będzie za władca skoro byle co wyprowadza cię kompletnie z równowagi? – Sevi wstał i całkowicie załamany  patrzył to na jednego, to na drugiego. Nie mógł uwierzyć, że takie słowa mogły paść z ust najbliższych mu osób.

– Nie kochasz mnie? – Odezwał się drżącym z emocji głosem.

– Ależ kocham, ale jak brata – odparł spokojnie Al’Kadar. Mały książę pobladł jak ściana, zapadł się w sobie. Jego oczy były pełne niewyobrażalnego bólu. Dusza zaczęła się w nim szarpać jak ptak na uwięzi, nie mogąc dłużej znieść takiego cierpienia. Całe życie mignęło mu przed oczyma w jednym krótkim rozbłysku. – Jestem nikim. Pustą skorupą pozbawioną odrobiny radości. Jak moje życie ma teraz tak wyglądać, to po co mam żyć? Patrzeć na niego i nie móc go dotknąć, przytulić. To piekło! Demony zerwały się z uwięzi,deptają i torturują moje serce. Czuję jak pęka. Babcia zawsze mówiła, że śmierć jest jak sen. Zamykasz oczy i przechodzisz przez bramę do innego świata. Tam o wszystkim zapominasz i możesz zacząć od nowa. Może to nie jest takie złe? – Sevi cofał się powoli w stronę otwartego balkonu.

– Synu bądź mężczyzną i stań na wysokości zadania. Chociaż raz spraw, żebym uznał cię za dorosłego – Ashlan wyciągnął do niego rękę. Chłopiec jak tylko poczuł za sobą próg, przeskoczył go zwinnie i zamknął za sobą drzwi, blokując je najpotężniejszym zaklęciem jakie przyszło mu do skołatanej głowy. Wspiął się na barierkę i spojrzał w dół. Kilkadziesiąt metrów niżej huczał wzburzony ocean. Wysokie fale rozbijały się o ostre skały. Książę nie umiał pływać. Zresztą nawet gdyby tak było, nie miał szans przeżyć spadając z takiej wysokości. Rozpostarł ramiona. Gdzieś z daleka, jakby z innego świata dobiegły go przerażone okrzyki jego rodziny.

……………………………………………………………………

Betowała kot_w_butach

Mrok w mojej duszy 9

Sevi zasiadł do rodzinnego śniadania z błogą miną i z nie całkiem przytomnym wyrazem twarzy. Wspomnienia z ubiegłej nocy cały czas napływały do jego głowy nie dając mu spokoju. Muszą to jeszcze powtórzyć. Znajdzie jakiś sposób żeby namówić do tego Amitaia. Czuł się niesamowicie szczęśliwy. Gdyby wiedział, że to takie wspaniałe uczucie już dawno zaciągnąłby go do łóżka.

-Pierwszy raz widzę cię w tak dobrym humorze, tak wcześnie rano. Czyżby to możliwość pójścia na wykłady tak bardzo cię cieszyła? – Pokpiwał sobie z syna cesarz.

– No wiesz, zawsze byłem pilnym uczniem, tylko ty mnie nie doceniasz – nadął się Sevi. – Jak możesz tak wątpić w swojego jedynego syna?

– Mój ty mały mądralo, ja cię po prostu dobrze znam – uśmiechnął się Ashlan i klepnął wstającego od stołu chłopaka w tyłek.

– Aaaaa… jak mogłeś! – Zaskomlał, łapiąc się za pośladki i krzywiąc się z bólu.

– Chwila! – Ojciec chwycił go za pasek. – Ledwo cię dotknąłem, skąd więc ten pisk? – Spojrzał na chłopaka podejrzliwie.

– Sevi, czy ty uprawiałeś wczoraj seks? – Zapytał bezpośredni jak zwykle Yuriko.

– Nie mów mi, że się komuś oddałeś?! Powiedz jak się nazywa ten przeklęty pedofil, żebym mógł go obedrzeć ze skóry kawałek po kawałku!! – Ryknął na chłopca Ashlan potrząsając nim jak kociakiem.

-Chyba nie myślisz, że ci powiem? Nie pozwolę, żebyś zrobił mu krzywdę! – Sevi usiłował się wyrwać ojcu.

-Kochanie uspokój się, on już jest prawie dorosły! – Usiłował uspokoić męża Yuriko.

– Dowiem kto śmiał tknąć mojego małego synka i przećwiczę na nim najnowszą serię tortur jaką ostatnio zaprezentowano mi w Akademii Wojskowej. Dajcie mi mój miecz! – Krzyknął cesarz, puścił chłopca i wybiegł z jadalni z mordem w oczach.

– Tatusiu, dlaczego go nie powstrzymałeś? Jeszcze faktycznie narobi jakiś głupstw! – Zaniepokojony Sevi potrząsnął ręką księcia.

– Musi się gdzieś wyżyć. Niech sobie pobiega. Jak mu złość trochę przejdzie, to z nim porozmawiam. Szczerze mówiąc ja też jestem na ciebie zły. Mam tylko nadzieję, że nie oddałeś byle komu swojego dziewictwa – westchnął Yuriko patrząc uważnie na syna.

– No wiesz, jesteś jak ojciec! – Prychnął oburzony chłopak. – Jak by mi było wszystko jedno poszedłbym do Dave’a.

– Więc to nie był on? W takim razie kto? – Zapytał coraz bardziej podenerwowany Yuriko.

-Nie ma mowy, bo jeszcze ci się wymsknie przy Jego Wysokości. Powiem ci tylko, że to ja go poprosiłem o spędzenie ze mną nocy, ponieważ naprawdę go kocham. Nie wiem dlaczego nikt nie wierzy, że jestem zdolny do jakiś głębszych uczuć. Macie mnie za jakiegoś głupka bez serca! Tak? – Powiedział Sevi i usta zaczęły mu drgać od powstrzymywanego płaczu.

– Ależ dziecko, ja nic takiego nie mówiłem!  Nie wiem kto to jest i martwię się, czy ten człowiek jest godny twoich uczuć – Yauriko pogładził syna po jasnej główce. – Nie płacz. Przykro mi, że zepsuliśmy twój dobry nastrój.

– W porządku, już przestaję się mazać. – Otarł łzy rękawem.

– Jeśli cię tak boli, no wiesz gdzie, to mam taki żel gojący w kilka sekund takie rany. Niech twój ukochany ci go zaaplikuje. Chyba, że chcesz, abym ja to zrobił – roześmiał się Yuriko z przerażonej i czerwonej jak jabłuszko twarzy Seviego. Skinął na służącego, który po chwili wrócił z małą buteleczką. Chłopiec wziął od niego lekarstwo rumieniąc się jeszcze bardziej.

– Skarbie, mam do ciebie prośbę. Jak już dotrzesz do Akademii przyślij mi swojego ochroniarza, mam do niego sprawę. Nie będzie ci już potrzebny – książę uśmiechnął się do syna, ale widać było, że coś zaprząta jego myśli. Najwyraźniej bardzo się czymś martwił.

– Tatusiu, to naprawdę porządny chłopak, więc przestań się tak tym przejmować. Nie oddałbym serca jakiemuś nieudacznikowi. – Następca tronu Sheridanu pocałował Yuriko w policzek i wybiegł z pokoju.

…………………………………………………………………

Rozpędzony Sevi nie rozglądał się na boki. Chciał jak najszybciej zobaczyć się z Amitaiem. W holu wpadł na jakiegoś mężczyznę, który unieruchomił go w swoich ramionach. Zaczął się szarpać, ale po chwili przestał chichocząc.

– Tak bardzo mnie pragniesz, że nie chcesz wypuścić z rąk? – Pocałował w usta zaskoczonego Al’Kadara.

– Przestań, bo jeszcze ktoś nas zobaczy i będzie awantura – wyszeptał mu do ucha Ami gryząc go w szyję. – Jesteś niemożliwy. Co masz w tej kieszeni? Gniecie mnie w brzuch – zapytał.

– Soczek – odparł z niewinną minką chłopiec, niestety na buzię wpełznął mu zdradliwy rumieniec. Nawet się nie spostrzegł, kiedy mężczyzna zwinnie wyciągną żel i zaczął sylabizować napis.

– Oddaj to! Nie czytaj tego! – Ogromnie zmieszany książę usiłował mu wyrwać z ręki buteleczkę.

-Maluszku, czyżby twoja śliczna dupcia bardzo cię piekła? – Roześmiał się Ami zaciskając dłonie na pośladkach chłopaka.

-Ooch…! Puszczaj draniu, to boli – zaskomlał.

– Już dobrze kochanie – mężczyzna przytulił chłopca do siebie. – Przepraszam. Chodźmy gdzieś. Nie mogę pozwolić żebyś w takim stanie poszedł na lekcję. – Otworzył drzwi do jakiegoś pomieszczenia i wciągnął go do środka. Okazało się, że to była niewielka łazienka, wyłożona błękitnymi kafelkami, z ogromną wanną i niewielką umywalką z lustrem.

– No mały, dawaj ten pokiereszowany tyłeczek – uśmiechnął się do chłopca Ami zamykając drzwi na klucz. Ten jednak stał na środku ze spuszczoną głową, tak aby włosy ukryły jego malinowe policzki.

– Mmoże sspróbuję ssam – wyjąkał zawstydzony.

– Lisku, nie ma tutaj nic czego bym już sobie wczoraj dokładnie nie obejrzał. Przestań się krygować jak panna młoda i wypnij pupę – mężczyzna odwrócił go tyłem do siebie i pocałował w słodko pachnący kark. – To będzie chwila, obiecuję. Oprzyj się rękami o brzeg wanny i pochyl mocno do przodu. – Chłopiec ociągając się posłuchał.

– Tylko ostrożnie, naprawdę mnie boli – wyszeptał. Mężczyzna odpiął mu spodnie i opuścił wraz z bielizną. Pogładził krągłe pośladki i delikatnie je rozchylił. Dziurka Sevi rzeczywiście była zaczerwieniona i lekko opuchnięta. Wycisnął na palec trochę żelu i zaczął zataczać wokół niej kółeczka coraz bardziej się do niej zbliżając. Słyszał jak oddech chłopca przyspieszył.

– Rozstaw nogi Słoneczko, będzie mi łatwiej wejść do środka. Nabierz powietrza i rozluźnij się – ujął uda kochanka i rozsunął je szeroko. Powoli zaczął wsuwać palec w jego wnętrze. Niestety przestraszony Sevi spiął się, co mocno utrudniło mu zadanie. Nic nie mówiąc Ami włożył drugą rękę pod jego brzuch i zacisnął ją na twardniejącym penisie. Zaczął pieścić go posuwistymi ruchami, co chwilę zahaczając o sączącą coraz bardziej szparkę.

– Dobrze ci? – Zapytał ochryple chłopca.

– Aaach… Po co zadajesz głupie pytania? – Jęknął Sevi i pokręcił tyłeczkiem. Cała krew zaczęła spływać do jego lędźwi. Wejście zrobiło się takie wrażliwe, że każdy dotyk Al’Kadara powodował w jego ciele rozkoszne dreszcze. Zupełnie zapomniał o wstydzie i bólu. Liczyło się tylko rozkoszne doznanie jakiego dostarczał mu palec mężczyzny, uderzając w jakiś  czuły punkt w jego wnętrzu.

– Skończyłem, mam przestać? – Głos Ami pieścił jego ucho.

– Przestań się ze mną droczyć draniu – wysapał mocno podniecony. – Nie waż się mnie zostawić w takim stanie!

– Rozkaz, Słoneczko – Mężczyzna zaczął mocniej obciągać jego członek, jednocześnie celnie trafiając za każdym razem w prostatę. Nie trzeba było długo czekać, aby chłopiec wytrysnął białym strumieniem krzycząc głośno imię kochanka. Amitai podniósł go, odwrócił i przytulił czule do siebie. Oczyścił zaklęciem i podciągnął spodnie. – Zawsze do usług mój mały książę – ucałował słodkie usta. – Nie możemy długo tutaj zostać, za chwilę musisz być w Akademii.

……………………………………………………………………………

Yuriko siedział w swoim gabinecie z ponurą miną i wiercił się niespokojnie na fotelu. Nie mógł znaleźć sobie miejsca. Całym sobą czuł nadejście zbliżającej się katastrofy.

Ile czasu może zabrać droga do Akademii? Gdzie się podział do licha ten chłopak? Muszę dzisiaj sprawdzić czy moje podejrzenia są słuszne. Niech się Ashlan potem ze mnie śmieje. Moja intuicja nigdy mnie nie zawiodła. Dzięki niej wiele razy uniknąłem niebezpieczeństwa. Jak przyjdą wyniki będę mógł w końcu spać spokojnie. – Książę wpatrywał się w drzwi jakby od tego zależało jego życie. Nareszcie się otworzyły i do pokoju wkroczył zdyszany Al’Kadar.

– Przepraszam, że pan musiał na mnie czekać. Sevi miał pewien problem i musiałem mu pomóc go rozwiązać – Amitai pochylił się w przepisowym ukłonie. Ten piękny mężczyzna przed nim fascynował go od pierwszego dnia pobytu w pałacu. Srebrne oczy miał takie ciepłe i łagodne. Było w nim coś, co wprawiało w drżenie jego serce. Jeden uśmiech wystarczał by wprawić go w dobry humor na cały dzień. W obecności cesarskiego małżonka czuł się jak statek, który właśnie zawinął do macierzystego portu.

– Czy ten kłopot nie miał czasem coś wspólnego z żelem jaki mu dałem? – Yuriko wbił w chłopaka uważne spojrzenie.

– Eee…. boo… – plątał się Amitai starając się ze wszystkich sił zapanować nad emocjami. Niestety jego twarz nie chciała go słuchać, swoją barwą przypominała właśnie zachodzące słońce w wietrzny dzień.

– Tak właśnie myślałem – westchnął ciężko Yuriko. –Nie bój się, nie będę cię wypytywał, skoro sam nie chcesz mówić. Mam jednak do ciebie niecodzienną prośbę. Idź zaraz do izby szpitalnej. Tam będzie czekał na ciebie medyk, który pobierze ci krew. Nie bój się, przysięgam, że nie wykorzystam jej do niecnych celów. Chcę tylko coś sprawdzić. Jak przyślą wyniki wyjaśnię ci wszystko dokładniej. – Ami ponownie się ukłonił i już miał odejść kiedy książę ponownie go zatrzymał.

– Jest jeszcze jedna ważna sprawa. Tym razem będę wymagał od ciebie przyrzeczenia. Proszę cię, abyś przez najbliższe trzy tygodnie powstrzymał się od jakichkolwiek seksualnych gestów w stosunku do Seviego. I nie chodzi tu tylko o jego obolałą pupę. Mam ważny powód, aby tego od ciebie żądać – Yuriko ujął dłoń Al’Kadara i popatrzył mu poważnie w oczy.

– Skoro ma to dla pana takie znaczenie, to się zgadzam. Przysięgam, że do czasu otrzymania wyników, nie tknę Seviego. Wiem panie, że bardzo kochasz syna i nie masz w stosunku do mnie złych zamiarów. Nie masz jednak pojęcia  jak ciężkie zadanie na mnie nałożyłeś.

– Mam dziecko, mam. Ja też kiedyś byłem w twoim wieku. Dziękuję ci, że tak poważnie podszedłeś do sprawy. Pozwól, że dam ci dobrą radę. Unikaj w najbliższym czasie spotkania z cesarzem. Jak zacznie was podejrzewać, to polecą wióry – Ami na takie oświadczenie pobladł gwałtownie i rozejrzał się dookoła. Ukłonił się księciu, rozbawionemu jego przerażeniem i ostrożnie wyjrzał na korytarz. Zaczął się skradać do swojej sypialni jak prawdziwy łowca w trakcie niebezpiecznej misji.

……………………………………………………………………………

Po umówionym czasie trzech tygodni w salonie Yuriko zebrali się wszyscy, którzy mogli być bezpośrednio zainteresowani wynikiem testów DNA, jakie przeprowadzili cesarscy medycy. Ashlan siedział w fotelu i patrzył z politowaniem na miotającego się po pokoju zniecierpliwionego męża.

– Kochanie usiądź wreszcie, bo wydeptasz w tym kobiercu dziurę. Zebraliśmy się tu tylko po to, byś wreszcie wyleczył się z tej dziwnej obsesji o drugim bliźniaku. Chłopcy spocznijcie – wskazał na stojącą w pobliżu kanapę. – Nie ma sensu abyście miotali się razem z księciem. Zróbcie mu miejsce, niech sobie pobiega – Sevi z Amitaiem ulokowali się wygodnie na wskazanym miejscu.

– O co chodzi z tym drugim bliźniakiem? – Zapytał zaciekawiony Al’Kadar.

– Nie mam pojęcia, ale oni czasem o to się sprzeczają – odparł Sevi, przytulając się ukradkiem do jego boku.

– Mały jak chcesz, żebym przetrwał w jednym kawałku, to się odsuń na przepisową odległość. Twój ojciec podobno nieźle włada świetlnym mieczem – powiedział cicho, przyglądając się z uwagą trzem mężczyznom, którzy właśnie wkroczyli dostojnie do salonu.

– O widzę, że moi medycy bardzo poważnie wzięli sobie do serca twoje zlecenie kochanie. Nie spodziewałem się takiej procesji – odezwał się cesarz, wskazując nowoprzybyłym miejsca siedzące. Najstarszy z nich nisko ukłonił się władcy i odezwał się poważnym i uroczystym głosem.

– Wasze Wysokości, zlecenie było rzeczywiście niezwykłe. Wyniki zaś tak zaskakujące, że poprosiłem największe autorytety w cesarstwie – tu skinął z szacunkiem głową swoim towarzyszom – aby je potwierdzili. Przeprowadziliśmy szczegółowe testy i wielokrotnie je powtórzyliśmy, aby uzyskać całkowitą pewność. Oto co udało się nam ustalić. Rozwiną jakiś dokument zaopatrzony pieczęciami. – Wszyscy obecni zawiśli na jego ustach. Skoro ci uczeni pofatygowali się osobiście przekazać wiadomość, musiało być to coś bardzo istotnego dla całego cesarstwa Sheridanu.

………………………………………………………………………………….

Betowała kot_w_butach

Mrok w mojej duszy 8

Sevi stał na palcach i wyglądał przez okno. Ubrany w skromny, ciemny surdut, który podprowadził swojemu lokajowi nie przypominał zupełnie tego świetnego księcia, jakiego na co dzień widywali jego poddani. Platynowe włosy będące znakiem rozpoznawczym zmienił zaklęciem na kasztanowe. Dzięki temu skromnemu kamuflażowi mógł swobodnie poruszać się nie tylko po zamku, ale i całej okolicy. Zapadła już noc. Mrok rozjaśniały tylko uliczne latarnie. Chłopcu udało się dostrzec wysoką sylwetkę idącą wolno pod murem pałacu.

– To na pewno Amitai. – Poznałby go nawet w zupełnych ciemnościach. Teraz wystarczy tylko pójść za nim w pewnej odległości by się nie zorientował, że był śledzony. Przełożył nogę przez parapet by zeskoczyć na ziemię, kiedy nagle ktoś złapał go od tyłu w tali i wciągnął z powrotem do środka. Szarpnął się i odwrócił przodem do napastnika.

– Dokąd się wybierasz Słońce? – Usłyszał kpiący głos narzeczonego. – Mieliśmy dzisiejszy wieczór spędzić razem.

– Spadaj do swoich kochasiów! Nie mam czasu na przepychanki z tobą – warknął rozzłoszczony Sevi.

– Daj spokój. To wszystko twoja wina. Mam swoje potrzeby, a ty ciągle mnie odpychasz. Co więc mam robić? Muszę sobie jakoś radzić – odparł mężczyzna bez najmniejszego poczucia winy w głosie.

– Bzykaj się z kim chcesz, tylko się ode mnie odczep. To, że ci darowałem ostatni wyczyn nie znaczy, że pójdę z tobą do łóżka. Śpieszę się – chłopak uwolnił się z rąk mężczyzny i znowu zaczął gramolić się przez parapet.

– Nie mów, że ten obcy ci się podoba. Od kiedy tu przyjechał zupełnie przestałeś zwracać na mnie uwagę.

– Nie jęcz. Nie jestem ci nic winien. Nie lubisz go, bo obił ci twarzyczkę – wykrzywił się do narzeczonego z pogardą Sevi i zwinnie przeskoczył na drugą stronę.

– Wracaj tu natychmiast, albo powiem twojemu ojcu jak się zachowujesz! – Krzyknął za nim rozgniewany mężczyzna.

– Palant i skarżypyta! – Książę z ironicznym uśmieszkiem pokazał mu język i nic sobie nie robiąc z pogróżek pognał w mrok. Musiał się śpieszyć jeśli nie chciał zgubić oddalającego się coraz bardziej Amitaia. Jego ochroniarz skręcił w pobliski zaułek i wszedł do dobrze znanej wszystkim dworzanom karczmy. Tutaj większość z nich przychodziła się zabawić i wypić coś mocniejszego.

– Eh ci faceci. Wszyscy diabła warci. Następny wybrał się na poszukiwanie nocnych przygód –burczał do siebie niezadowolony Sevi. Wszedł do zadymionego, słabo oświetlonego wnętrza i dyskretnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Panował straszny tłok. Dzisiaj był dzień wolny od pracy więc większość młodych ludzi przyszła się tu odprężyć. W kąciku po prawej stronie dostrzegł w końcu Amitaia. Niestety miał już towarzystwo. Na jego kolanach z błogim uśmiechem na buzi siedział nie kto inny jak nowy sekretarz ojca.

– A to przedsiębiorczy smarkacz. Dopiero od kilku dni na dworze i już przystawia się do mojego ochroniarza. Nie puszczę mu tego płazem. – Błękitne oczy Sevi zamieniły się w płynny lód. Nie miał pojęcia jak bardzo w tej chwili przypominał swojego ojca. Nie minęło nawet kilka sekund jak jego delikatną buzię rozjaśnił podstępny uśmieszek. Wyszedł przed karczmę i pod pierwszym z brzegu drzewem złapał sporego chrząszcza, który od razu zaczął bojowo potrząsać szczypcami. Potem wrócił do środka i zaczekał na odpowiedni moment. Kiedy mężczyźni poszli tańczyć do drugiego pomieszczenia, podszedł do ich stolika i wrzucił plującego cuchnącą substancją robala prosto do drinka sekretarza. W wysokiej szklance z kolorowego szkła na pierwszy rzut oka nic było widać niczego podejrzanego. Chłopak ukrył się w pobliżu w najciemniejszym zakątku i cierpliwie czekał na efekty swoich działań. Wrócili po kilkunastu minutach i rozgrzani tańcem rzucili się na napoje. Mniejszy mężczyzna po pierwszym łyku pozieleniał i zakrywając dłonią usta pobiegł w kierunku łazienki.

Dobrze ci tak paskudny napaleńcu – pomyślał z satysfakcją Sevi. Zobaczył jak zaskoczony Ami siada za stolikiem patrząc z niepokojem na znikającego towarzysza. Książę z niewinną minką podszedł do ochroniarza, uśmiechnął się do niego słodko i bez słowa wsunął mu się na kolana.

– Na boginię Sevi, co ty tutaj robisz? – Sapnął zaskoczony Al’Kadar. – Miałeś spędzić wieczór z narzeczonym. Złaź natychmiast, jeszcze cię ktoś rozpozna i będzie draka – próbował zrzucić na ziemię chłopca. Ten jednak miał inne plany. Złapał się go mocno za szyję i ani myślał puścić.

– Dave znowu się na mnie obraził, więc się nim nie przejmuj. Powiedział nawet, że doniesie na mnie ojcu – książę wydął pełne usta i prychnął pogardliwie.

– Sevi, niepotrzebnie się z nim drażnisz. Co zrobisz jak spełni swoją groźbę? Wiesz, że cesarz jest nadal na ciebie zły – mężczyzna wbrew swojej woli nie mógł oderwać wzroku od różowych warg. Tymczasem chłopiec wiercił się na jego udach to w jedną to w drugą stronę, pobudzając nieświadomie jego tak dawno nie używany organ. Dzisiaj po raz pierwszy od kilku tygodni miał nadzieję na gorącą randkę, a ten rozpuszczony bachor wszystko zepsuł.

– Skoro już tu jestem, to możemy się trochę zabawić prawda? – Dzieciak zrobił szczenięce oczka i nieśmiało musnął ustami jego policzek. Ami westchnął ciężko i wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia dlaczego tak strasznie ciężko przychodziło odmówić czegokolwiek temu smykowi. Miał nieodparte wrażenie, że owinął go sobie wokoło małego paluszka. Musiał się strzec, bo ta buzia słodkiego aniołka kryła diabelski charakterek. Wiedział, że jego podopieczny jest niesamowitym spryciarzem i jeśli za bardzo mu ulegnie wyprowadzi go na manowce.

– Dobrze, ale tylko na godzinę. Potem grzecznie wrócisz do domu – odezwał się mężczyzna w duszy przeklinając się za słabość do tego liska. Sevi pisnął zachwycony. Zerwał się na równe nogi i pociągnął nieco opierającego się Amitaia na parkiet. Grali jakiś wolny kawałek, który idealnie pasował do lęgnącego się w główce chłopaka planu. Wtulił się beztrosko w ramiona opiekuna i zaczął kołysać się do rytmu. Spojrzał mu w oczy i z najniewinniejszym uśmieszkiem zaczął się o niego ocierać w tańcu. Odwrócił się plecami do partnera i przycisnął tyłek do jego podbrzusza. Mężczyzna zagryzł wargi i cicho syknął. Kręcąca się na wszystkie strony mała dupcia wzbudzała w jego dolnych partiach coraz większy płomień. Jak tak dalej pójdzie to rozdziewiczy dzisiaj tego łobuza, a cesarz potem utnie mu klejnoty.

– Koniec wycieczki. Wracamy do pałacu – szepnął do szpiczastego ucha. Złapał protestującego chłopaka pod pachę i wyniósł go z zatłoczonej izby na zewnątrz.

– Obiecałeś godzinę i nie dotrzymałeś słowa – naburmuszył się zarumieniony książę. Miał nadzieję, że uda mu się dzisiaj zburzyć mur jakim obwarował się jego opiekun. Zawsze trzymał lekki dystans i nie pozwalał mu zbytnio się ze sobą spoufalać. Traktował po przyjacielsku, jak młodszego, nieco szalonego brata. Seviemu z początku to wystarczało, ale szybko przekonał się, że chciałby o wiele bliższych relacji. Dawał mu to do zrozumienia najlepiej jak potrafił, ale Ami pozostał niewzruszony. Jak tylko próbował czegoś więcej niż drobne czułości odsuwał się od niego stanowczo. Tak było i tym razem. Al’Kadar odprowadził księcia pod same drzwi sypialni i pożegnał się z nim skinieniem głowy.

– Powinieneś już się położyć. Jutro od rana masz zajęcia – mężczyzna uśmiechnął się do niego i wepchnął do pokoju. Chłopiec, który przez cały wieczór snuł coraz śmielsze fantazje zwinnie zbliżył się zwinnie i wpił mu w usta. Te twarde wargi były takie nęcące. Najwspanialsze słodycze cesarstwa nie mogły się równać z ich smakiem. Sevi przylgnął do niego desperacko i objął mocno za szyję.

– Zostań ze mną – wyszeptał nieśmiało zdobywając się na niewiarygodną odwagę. W głębi swojego drżącego serca miał nadzieję, że Amtai czuje do niego coś więcej niż zwykłą przyjaźń. Musiał się przekonać. Tak bardzo go pokochał. On, który zawsze wyśmiewał się ze wszystkich zakochanych , zauroczył się w tym mężczyźnie od pierwszego wejrzenia. Przez te kilka tygodni robił wszystko by zasłużyć na jego uwagę. Nie miał pojęcia czy te starania odniosły jakiś skutek. Opiekun potrafił po mistrzowsku ukrywać swoje prawdziwe uczucia.

– Pproszę powiedz coś. Nnie trzymaj mmnie dłużej w niepewności – wyjąkał.

– Dziecko, o czym ty mówisz? Przestań się mną bawić. Jestem tylko człowiekiem i mogę zrobić coś, czego potem oboje będziemy żałować – Ami oderwał ręce chłopca od siebie i odsunął na bezpieczną odległość. Nie patrzył na twarz. Widok jego załzawionych oczu mógłby spowodować, że łatwo zmieniłby zdanie.

– A więc to tak? Wolisz się bzykać z tym chuderlawym sekretarzem? W czym jestem od niego gorszy?! – Krzyknął zupełnie załamany książę. – Zostaw mnie samego. Nie będę cię już dłużej nękał  – z całej siły próbował zapanować nad ogarniającą go rozpaczą. Nie chciał aby opiekun zauważył jak bardzo cierpi. Odwrócił się gwałtownie, podszedł do łóżka i rzucił się na kołdrę. Schował buzię w poduszce i gryzł z całej siły jej róg, aby nie wybuchnąć gwałtownym szlochem.

-Sevi, myślę, że powinienem złożyć rezygnację. Nie chcę, abyś przeze mnie był nieszczęśliwy. Masz wspaniałych rodziców i narzeczonego. Wkrótce o mnie zapomnisz.

– Co ty powiedziałeś?! – Chłopiec wystrzelił łóżka jak z procy i momentalnie znalazł się przed zaskoczonym Al’Kadarem. – Naprawdę chcesz mnie zostawić?!

– Tak będzie dla ciebie najlepiej – łagodnie tłumaczył mu Ami. Książę jednak tego nie słyszał. Osunął się przed mężczyzną na kolana i wtulił rozczochraną głowę w jego talię.

– Co mam zrobić, abyś uwierzył, że cię kocham? Dlaczego masz mnie za dziecko? Mam tyle samo lat co ty – wyszeptał chłopiec i rozszlochał się na dobre. – Jeśli, jeśli rzeczywiście nic do mnie nie czujesz, to odejdź i daj mi umrzeć w spokoju, bo ja nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie – łzy płynęły mu obficie po twarzy i wsiąkały w koszulę sparaliżowanego tym wyznaniem mężczyzny. Ami nie był głupcem . Zdawał sobie sprawę, że chłopiec od pewnego czasu się w nim podkochuje. Nie spodziewał się jednak żadnego głębokiego uczucia z jego strony. Ot, zwykłe szczenięce zadurzenie i tyle. Tymczasem teraz miał przed sobą całkowicie zdruzgotanego młodzieńca, który trząsł się jak w febrze i mówił o śmierci. Zupełnie stracił głowę. Nad swoimi uczuciami do tego dzieciaka nigdy się nie zastanawiał. Nie mógł. Cesarz mu zaufał i powierzył syna jego opiece. Na pewno nie będzie zadowolony, że dopuścił do czegoś takiego.

– Malutki wstań. Porozmawiajmy rozsądnie – usiłował uspokoić zrozpaczonego księcia. Podniósł go z klęczek, po czym wziął na ręce. Zaniósł do łóżka i ostrożnie ułożył w pościeli. Ten złapał go kurczowo za ramię, jakby bał się, że odejdzie i już więcej go nie zobaczy.

– Nawet jeśli mnie nie kochasz zostań dzisiaj ze mną. Chcę należeć do ciebie. Spałeś na pewno z wieloma mężczyznami, więc co ci szkodzi zrobić to ze mną? – Żebrał drżącymi wargami Sevi, kompletnie pozbywając się resztek dumy.

– Głuptasie jesteś jeszcze taki młodziutki i niewinny. Nie wiem czy ty do końca sobie zdajesz sprawę, o co mnie prosisz. Jeśli jednak tak bardzo tego chcesz i masz cierpieć, to zrobię co zechcesz. W żadnym wypadku nie myśl, że jesteś gorszy od innych. Jak taki piękny, słodki chłopak mógłby mi się nie podobać? – Ami wzruszył ramionami nad swoją słabością do tego dzieciaka i zaczął powoli odpinać mu koszulę.

Jak jego ojciec się o tym dowie, zafunduje mi długą i bolesną śmierć. Dlaczego nie potrafię mu niczego odmówić? Ten mały lisek doprowadzi mnie kiedyś do obłędu. – Z westchnieniem zachwytu, schylił się i pocałował różowy sutek, który właśnie ukazał się jego zafascynowanym oczom. Książę pisnął i wygiął się w łuk pod wpływem pieszczoty. Patrzył w oczy Amitaia z taką miłością i czułością, że ciało mężczyzny w ciągu kilku sekund zapłonęło pożądaniem jakiego nigdy wcześniej nie czuł do nikogo. Całował i pieścił uległego chłopca, który tak wspaniale reagował na najdelikatniejsze nawet muśnięcie palców. Nie wiedział kiedy pozbył się ich ubrań. Różowa mgiełka szczelnie otoczyła obu, nie pozwalając na żadną rozsądniejszą myśl.

…………………………………………………………………………

Tymczasem gdzieś po drugiej stronie rozległego cesarstwa Sheridanu Yuriko obudził się właśnie z paskudnego koszmaru. Usiadł gwałtownie na łóżku, głośno wciągając powietrze. Jeszcze nie całkiem rozbudzony przytulił się do piersi męża.

– Ashlan śpisz? – Wyszeptał cichutko drżącym z emocji głosem.

– Co się dzieje kochanie? – Mężczyzna przygarnął go do siebie nie otwierając oczu.

– Stało się coś strasznego? Dziwnie się czuję. Jakby świat na chwilę się zatrzymał.

– To tylko sen skarbie, śpij dalej  i przestań się zamartwiać o całą galaktykę. Gdyby to była prawda to już byśmy o tym wiedzieli. Nasze łącza działają niezawodnie – rozsądnie tłumaczył wystraszonemu mężczyźnie cesarz.

– Oh, może masz rację. Ostatnio jestem strasznie przewrażliwiony.

……………………………………………………………………..

Betowała kot_w_butach

Mrok w mojej duszy 7

Minęły dwa lata. To był bardzo pracowity czas, przynajmniej dla Amitaia. Chłopak przez ten czas bardzo się zmienił. Wyrósł, wydoroślał, nabrał pewności siebie. Stał się mężczyzną. Po ogromnej publicznej awanturze jaką urządził mu dyrektor Akademii nie miał już tam czego szukać, a do domu wrócić nie chciał. Został dosłownie wyrzucony na bruk. Nikt nie zapytał czy chłopiec ma się gdzie podziać. Wtedy nadeszła nieoczekiwana pomoc. Kiedy tak siedział załamany przed budynkiem uczelni trzymając w ręku plecak ze swoim skromnym dobytkiem podszedł do niego książę Liam. Mężczyzna którego nie znał i widział tylko raz, podczas ćwiczeń na arenie, zaproponował mu miejsce w Chananejskiej placówce, szkolącej budzących w całej galaktyce grozę,  wojowników. Zgodził się bez wahania. Zresztą co innego mógł zrobić. Przez dwa długie lata dawał z siebie wszystko. Bardzo szybko okazało się , że ma niespotykany magiczny talent. Ta szkoła pracowała na zupełnie innych zasadach niż wszystkie te, które do tej pory poznał. Uczniami zajmowano się tam przede wszystkim indywidualnie. Program nauczania był dostosowywany na bieżąco do możliwości i zdolności studentów. Szybko poradzono sobie z problemami z kontrolowaniem jego mocy. Już po tygodniu udało mu się zapalić zaklęciem świeczkę nie demolując przy tym całej sali. Pracowity i skromny chłopak wkrótce stał się ulubieńcem nauczycieli i obiektem zazdrości innych uczniów. Robił tak niesamowite postępy, że wszyscy byli dla niego pełni podziwu. Tymczasem on trzymał się na uboczu. Cichy i zamknięty w sobie nie nawiązał w szkole żadnych przyjaźni. No może poza jedną. Właśnie pakował się, by wyruszyć na pierwszą w swoim życiu misję. Kiedy pochylony nad plecakiem upychał w nim resztę rzeczy, do pokoju po cichu wszedł wysoki mężczyzna i rzucił w niego trzymanym w ręku jabłkiem. Ami złapał zwinnie owoc w locie i chwytając się jednocześnie za serce.

– Liam, czy ty musisz mnie tak straszyć?

– Jednak naprawdę wyjeżdżasz? Jesteś pewien swojej decyzji? – Książę spojrzał na chłopaka zatroskanym wzrokiem. – Twoja nowa praca wcale nie będzie łatwa. Bycie strażnikiem takiego rozpieszczonego, bogatego dzieciaka da ci porządnie w kość.

– Daj spokój i tak nie zmienię zdania. Chcę żyć na własny rachunek. Czy wiesz, że ojciec odkąd mnie wyrzucili z tamtej Akademii nie odpowiedział na żaden mój list? Muszę zacząć na siebie zarabiać, a ta propozycja była najkorzystniejsza.

– Zostań ze mną, niczego ci nie zabraknie – Liam delikatnie położył mu rękę na ramieniu.

– Liam, oboje wiemy że to niemożliwe. Tobie moja przyjaźń nie wystarczy, a ja nie potrafię ci ofiarować niczego innego. Te kilka wspólnych nocy było błędem, którego do dzisiaj żałuję. Rozbudziło w tobie nadzieję na coś, co się nigdy nie wydarzy. Jestem ci niezmiernie wdzięczny za wszystko co dla mnie zrobiłeś, ale lepiej będzie jeśli przestaniemy się widywać – chłopiec przybliżył się do zasmuconego przyjaciela i czule pocałował go w policzek. Między innymi to właśnie on był przyczyną dla której chciał stąd wyjechać jak najszybciej. Nie chciał by z jego powodu cierpiał. Widział ból w oczach mężczyzny za każdym razem kiedy odtrącał jego rękę. Droga wiodła do Sheridanu. Zgodził się chronić jedynego syna cesarza Ashlana. Dzieciak  podobno wpadał z jednych kłopotów w drugie, a ostatnio nawet ktoś mu groził pisząc anonimy. Zaniepokojony władca zwrócił się do uczelni Chananejskiej o przysłanie dobrze wyszkolonego wojownika, który byłby w wieku zbliżonym do wieku księcia korony i nie odstępowałby go na krok. Wybór padł na Amitaia.

……………………………………………………………………………

Tymczasem Sevi przez ten czas niewiele się zmienił. Szczerze mówiąc nie wydoroślał ani odrobinę. Miał tylko trochę więcej problemów niż zwykle. Oprócz nadopiekuńczych rodziców los zesłał mu jeszcze na głowę upierdliwego narzeczonego klejącego się do niego przy każdej okazji. Im bardziej Ezra się do niego przystawiał, tym bardziej chłopak miał ochotę strzelić go w ten kudłaty łeb. Przed spuszczeniem natręta ze schodów powstrzymywała go tylko myśl o ojcu i strasznej awanturze, którą by mu potem z pewnością urządził. Dzisiaj miał mu przedstawić człowieka, który będzie jego dozorcą.

Potraktowali mnie jak dziecko – myślał naburmuszony książę – sprowadzili mi niańkę. Trzeba będzie jakoś zniechęcić faceta. Parę głupich kawałów powinno w tym pomóc. – Wszedł do salonu ze spuszczoną głową. Rodzice już na niego czekali.

– Sevi, nie krzyw się tak okropnie, bo ten człowiek pomyśli, że zjadłeś coś nieświeżego – odezwał się Yuriko rozbawiony miną syna.

– Ale tatusiu, jestem już dorosły i nie potrzebuję opiekunki. Co sobie pomyślą nasi poddani? – jęknął chłopak.

– To udowodnij to bahorze, przeżyj bez skandalu i rozróby chociaż kilka miesięcy! – Warknął cesarz.

– Amitai al’Kadar – zaanonsował przybycie wyczekiwanego gościa lokaj, otwierając drzwi. Do pokoju wszedł wysoki, młody mężczyzna budową bardzo przypominający Ashlana tylko nieco niższy i smuklejszy. Piękne srebrne oczy utkwił w Sevi i nieznacznie się skrzywił.

A to mi się panienka trafiła. Tylko go w sukienkę wystroić i za mąż wydać – pomyślał niezbyt zadowolony z pierwszego wrażenia. – Będzie z nim mnóstwo kłopotów. Liam miał rację. Wygląda jak typowy, rozpuszczony do granic możliwości dziedzic. – Sevi widząc wpatrzonego w niego z bezczelnym uśmieszkiem mężczyznę już miał coś odpalić, kiedy nagle spotkały się ich oczy. Czas się zatrzymał… I stało się coś nieoczekiwanego. Utonął. Od pierwszego wejrzenia, bezapelacyjnie i na zawsze. Dwa lśniące, srebrne wiry porwały jego duszę i uwięziły gdzieś na samym dnie. Serce w drobnej piersi zaczęło się gwałtownie miotać. Poczerwieniał na buzi i spuścił wzrok.

– Jestem Sevi i to mną się masz zaopiekować – powiedział tak cicho i nieśmiało, że stojący obok cesarz zakrztusił się pitą właśnie herbatą. Nigdy w życiu nie widział, by jego syn tak się zachowywał. W mgnieniu oka z rozwydrzonego smarkacza zamienił się w delikatnego młodzieńca.

Co się stało temu dzieciakowi? Mam nadzieję, że się nie zakochał, bo zadręczy tego biedaka – pomyślał zaniepokojony. Spojrzał na swojego małżonka i tu spotkała go kolejna niespodzianka. Yuriko z równą fascynacją co Sevi wpatrywał się w Al’Kadara. Wprost nie mógł oderwać od niego oczu. – Jeśli ten też się zakochał, to zabiję go od razu. Po co się ma męczyć – stwierdził w myślach władca. – Co się z nimi dzieje? Chłopak owszem przystojny, ale takich na dworze jest na pęczki.

– Przysłano mi listę pana osiągnięć. Są naprawdę imponujące zważywszy na pana wiek – odezwał się uprzejmie Ashlan. – Mam nadzieję, że rozumie pan swoje obowiązki. Ma pan nie odstępować mojego syna przez cała dobę. Pana pokój jest obok jego sypialni. Liczę, że sprosta pan naszym oczekiwaniom. – Cesarz obrzucił Amitaia uważnym, chłodnym spojrzeniem.

– Oczywiście Wasza Wysokość – skłonił się przepisowo chłopak.

– Sevi odprowadź pana do jego komnat. Dzisiaj daj mu spokój niech trochę odpocznie po podróży, ale jutro mógłbyś oprowadzić go po pałacu.

– Dobranoc Wasza Wysokość. Książę – uśmiechnął ciepło się do Yuriko, który z kolei jego oczarował. Nigdy nie widział tak słodkiego i subtelnego mężczyzny. Trzeba przyznać, że ten mały był trochę do niego podobny.

– Chodźmy – przerwał jego rozważania zniecierpliwiony Sevi, klepiąc go po ramieniu i wypychając na korytarz.

– Nie gap się tak na tatusia, bo wkurzysz ojca. On jest okropnym zazdrośnikiem i urwie ci jajca jak będziesz próbował czegoś dziwnego – odezwało się jasnowłose dziecię.

– Jakie paskudne słowa z takich usteczek? Księżniczko, masz straszne braki w wychowaniu. Nic dziwnego, że rodzice zatrudnili niańkę – zarechotał Amitai.

– Jestem chłopcem, ty tępogłowy osiłku –  warknęło maleństwo.

– No nie jestem tego taki pewien – mężczyzna z kpiącym uśmieszkiem prześlizgnął się wzrokiem z twarzy chłopca na jego pierś, zatrzymał go przez chwilę na rysujących się pod nieco przeźroczystą koszulą sutkach, by później zuchwale zjechać w nieco niższe rejony. Sevi mimo, że ze wszystkich sił starał się opanować i zachować jak dorosły, oblał się ognistym rumieńcem. Tchórzliwie obrócił się na pięcie i pognał przodem zadzierając do góry nos.

– Wiesz, tak na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, czy jesteś chłopcem czy dziewczynką – zawołał za nim rozbawiony Ami.

…………………………………………………………………………

I tak się zaczęło. Wojna między chłopcami trwała dzień i noc. Wzajemne przepychanki, kłótnie i głupie kawały nigdy im się nie nudziły. Wszędzie widywano ich razem. Byli nierozłączni. W swoim towarzystwie czuli się swobodnie. Kpili z siebie nawzajem i żartowali, nigdy nie pozwalali wtrącać się w to innym. Ami jednak nigdy nie zapominał o dzielących ich różnicach pozycji i zawsze trzymał lekki dystans. Nie pozwalał chłopcu zbliżyć się zanadto do siebie. Nie lubił zbytnio narzeczonego księcia, więc gdy tylko ten pojawiał się na horyzoncie znikał w swoim pokoju. Tak było i tym razem. Miał więc trochę wolnego czasu. Ułożył się wygodnie na kanapie z książką w ręku. Nie zdążył jednak zbyt wiele przeczytać, kiedy dobiegły go odgłosy ostrej kłótni. To wściekły Sevi darł się na cały zamek. Nagle jednak umilkł, a do uszu Amitaia doszedł głuchy odgłos.

Czyżby ten cham odważył podnieść się rękę na księcia? A może oni tam robią zupełnie coś innego? – Mężczyzna zerwał się i podążył do apartamentu podopiecznego. Cicho uchylił drzwi do sypialni i zobaczył jak Sevi szarpie się bezradnie w ramionach silniejszego mężczyzny.

– Puść go natychmiast – krzyknął.

– Wynoś się kmiocie. To mój narzeczony i mogę z nim zrobić co zechcę. Wiesz, że ten mazgaj do tej pory nie rozłożył przede mną nóg? – odezwał się lekceważąco Dave, przyciskając jeszcze mocniej przestraszonego chłopca do ściany.

– Jesteś pijany, idź do siebie – Ami oderwał ręce mężczyzny od Seviego i odwrócił go przodem do siebie. Po czym z całej siły walną go pięścią w twarz. Zobaczył jak drugimi drzwiami wchodzi lokaj przyciągnięty tutaj odgłosami awantury. – Zawołaj Jego Wysokość. Niech tu przyjdzie natychmiast. – Służący zniknął by po chwili wrócić z zaniepokojonym cesarzem. Przez ten czas Ami mocno trzymał przeklinającego i szamocącego się w jego ramionach Dave.

– Co tu się dzieje? Co on robi w takim stanie w sypialni mojego syna? – Zapytał rozgniewany nie na żarty władca.

– Dobierał się na siłę do księcia. Nie powinien mieć tu wolnego wstępu. Gdybym nie wszedł zgwałciłby chłopca – Ami uwolnił mężczyznę, który padł jak długi na ziemię.

– Wynoś się stąd! Jutro porozmawiamy! – Rzucił groźnie do niego władca.

Kiedy wszyscy wyszli Ami poszukał wzrokiem Seviego. Chłopiec siedział na kanapie z twarzą ukrytą w drżących dłoniach. Nie mógł uwierzyć, że narzeczony aż tak się zapomniał. Bywał nachalny, ale nigdy agresywny. Przez chwilę tak bardzo się bał. Wstyd mu było przed opiekunem, że tak się dał podejść, a teraz jeszcze beczy niczym dziewczyna.

– Mały – usłyszał łagodny głos – to się już nie powtórzy. On nigdy więcej cię nie dotknie.

– Ami – książę poderwał się z kanapy i rzucił się zaskoczonemu mężczyźnie na szyję. – Nie zostawiaj mnie samego, kiedy zasnę na pewno będę miał koszmary.

– Dobrze, ale połóż się już do łóżka. Możemy w coś zagrać jeśli chcesz – Sevi pociągając jeszcze nieco nosem ulokował się w pościeli i rozłożył na kołdrze szachy. Al’Kadar usiadł obok niego na fotelu. Grali tak przez wiele godzin, a chłopiec powoli się uspokajał. Wreszcie zmęczeni zasnęli. Tak zastał ich Yuriko, który wrócił późno z jakiegoś ważnego spotkania. Jak tylko mąż powiedział mu co się stało pobiegł szybko do sypialni syna. Znając jego wrażliwość bał się gwałtownej reakcji. Kiedy zobaczył śpiących spokojnie chłopców uśmiechnął się szeroko. Teraz mógł już spokojnie położyć się do łóżka. Był już przy drzwiach kiedy obejrzał się jeszcze raz. Coś mu nie dawało spokoju.

Jacy oni do siebie podobni. Mają nawet taki sam odcień włosów. Identyczne usta. Gdybym ich nie znał z pewnością pomyślałbym, że są rodzeństwem.

– Ami, boję się. Czy możesz mnie przytulić – odezwał się sennym głosem Sevi. Yuriko zobaczył, jak drugi chłopiec nawet nie otwierając oczu, wdrapuje się na łóżko i przygarnia do siebie jego syna. Ten zaś kładzie mu główkę na piersi i pogrąża się w objęciach Morfeusza.

Jak oni bardzo się do siebie przywiązali przez te kilka tygodni. Reagują na swój głos nawet przez sen. Oni już są w sobie na wpół zakochani, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Tak nie zachowują się zwykli przyjaciele. Chyba jestem bardzo zmęczony i mam jakieś zwidy. To prawie niemożliwe, aby byli braćmi. Jeśli powiem o tym Ashlanowi, to mnie zabije śmiechem. A może by jednak dla pewności zrobić badania genetyczne? – zastanawiał się Yuriko coraz bardziej zafrasowany. – Moja krew śpiewa w obecności tego Al.’Kadara, a ona nigdy się nie myli. To na pewno coś znaczy. Czuję, że nadciągają poważne kłopoty. W tym chłopaku jest coś dziwnego, niebezpiecznego. Obyśmy tylko nie pożałowali, że go zatrudniliśmy.

……………………………………………………………………………

Betowała kot_w_butach